Premier League: mordercza końcówka "Czerwonych Diabłów", Mane uratował Liverpool
Drugi mecz i drugie zwycięstwo 4:0 - Manchester United w sobotę wysoko pokonał Swansea z Łukaszem Fabiańskim. "Czerwone Diabły" nie zwalniają tempa i pokazują, że w tym sezonie mierzą wysoko.
2017-08-19, 20:30
Choć wynik wydaje się mówić co innego, to piłkarze Jose Mourinho nie mogą mówić o tym, że zwycięstwo nad "Łabędziami" przyszło im łatwo. W pierwszej połowie niewiele razy udało im się zagrozić bramce Fabiańskiego, a gospodarze mieli kilka szans, które mogły sprawić, że mecz potoczyłby się inaczej.
Goście z Manchesteru na prowadzenie wyszli tuż przed gwizdkiem, który kończył pierwszą połowę. Paul Pogba wykorzystał dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego, Łukasz Fabiański utrzymał piłkę na linii bramkowej, ale do piłki dopadł Bailly i z najbliższej odległości dopełnił formalności.
Druga połowa stała pod znakiem dominacji "Czerwonych Diabłów", którzy kontrolowali boiskowe poczynania. Ostatnie 10 minut spotkania pokazał jednak, na ile stać jeden z zespołów, który wymienia się w roli faworytów do mistrzowskiego tytułu.
Lukaku, Pogba i wprowadzony za Rashforda Martial dołożyli po bramce i ze skromnego zwycięstwa zrobili prawdziwy pogrom.
REKLAMA
W pozostałych sobotnich meczach najwięcej emocji było w Southampton, gdzie "Święci" podejmowali West Ham. Gospodarze, w których zespole na ławce rezerwowych usiadł Jan Bednarek, w 11. minucie wyszli na prowadzenie za sprawą techniczego strzału Gabbiadiniego, a od 33. minuty grali z przewagą jednego zawodnika.
Marko Arnautović był głośnym transferem West Hamu, ale tym razem były pomocnik Stoke City popisał się wyjątkowo bezmyślnym zachowaniem i sędzia nie miał innego wyboru niż odesłać Austriaka do szatni.
REKLAMA
Przed przerwą drugiego gola dla gospodarzy dołożył Tadić, który pewnie wykorzystał rzut karny. Wydawało się, że West Ham jest skazany na pożarcie, ale w drugiej połowie to "Młoty" wzięły się za strzelanie. A konkretniej - zrobił to nowy nabytek, znany fanom Premier League z gry w Manchesterze United Chicharito. Meksykanin potwierdził, że jest prawdziwym lisem pola karnego, dwa razy dobijając piłkę po uderzeniach kolegów z zespołu i doprowadzając do remisu. To jednak nie było ostatnie słowo gospodarzy.
W 94. minucie Zabaleta sfaulował w polu karnym Yoshidę, a do rzutu karnego podszedł Charlie Austin. Radość Southampton i wyjątkowo bolesny wieczór dla sympatyków West Hamu stał się faktem.
Na właściwy szlak wrócił Liverpool, który po remisie 3:3 tym razem nie zgubił punktów i pokonał Crystal Palace. Świetnym instynktem popisał się Sadio Mane, który wykorzystał zamieszanie w szeregach gości z Londynu i zanotował drugiego gola w tym sezonie.
REKLAMA
Leicester nie dało szans beniaminkowi z Brighton, a Watford pokonał zespół Artura Boruca, Bournemout. Były reprezentant Polski przegrywa rywalizację z Asmirem Begoviciem, tym razem także nie wstał z ławki rezerwowych.
Największa niespodzianka soboty? Wydaje się, że doszło do niej w Burnley. Gospodarze, którzy w ubiegłym sezonu dali się poznać jako zespół własnego boiska, w pierwszej kolejce niespodziewanie pokonali na wyjeździe mistrza Anglii, drużynę Chelsea 3:2. Wydawało się, że w starciu z West Bromwich podtrzymają dobrą passę i zanotują naprawdę mocne otwarcie sezonu. Nic z tego.
Niezdecydowanie obrońców wykorzystał rezerwowy Hal Robson-Kanu, jeden z bohaterów zeszłorocznego Euro, i pokonał golkipera "The Claters" w 71. minucie. Walijczyk niestety chwilę później dołożył do tego występu czerwoną kartkę, podobnie jak Arnautović atakując rywala łokciem.
Podsumowanie tego występu w telgraficznym skrócie:
REKLAMA
W historii Premier League był to dopiero czwarty przypadek, kiedy piłkarz wszedł, strzelił gola i zszedł z boiska z czerwoną kartką.

W ostatnim sobotnim meczu Stoke City wygrał u siebie a Arsenalem Londyn 1:0. Doskonale z kibicami The Potters przywitał się najnowszy nabytek klubu, wypożyczony z Paris Saint Germain, Jese Rodriguez, który zdobył bramkę na wagę trzech punktów.
Główne danie weekendu nadejdzie jednak w niedzielę. Na przystawkę kibice zobaczą spotkanie Huddersfield z Newcastle, a o godzinie 17.00 mistrz Anglii wybiegnie na Wembley, by zmierzyć się z rywalem z Londynu, Tottenhamem. Na to starcie nie trzeba nikogo zapraszać, wiadomo, że możemy spodziewać się wszystkiego jeśli chodzi o wynik, na pewno zaś zobaczymy piłkę na najwyższym poziomie.
REKLAMA
Drugą kolejkę Premier League sezonu 2017/18 zakończy poniedziałkowy mecz Manchesteru City i Evertonu na Etihad Stadium. Poważnie przemeblowana drużyna "The Toffees" z Ronaldem Koemanem za sterami jest wymieniana wśród zespołów, które mogą sprawić największą niespodziankę. Jeśli chce to potwierdzić, będzie to doskonały moment.
ps, PolskieRadio.pl
REKLAMA