Światowy Dzień Emoji. Psycholog: emotikony są miłe, ale nie zastąpią spotkania twarzą w twarz

- Emotikony odzwierciedlają nasze uczucia w sposób bardziej dostępny niż wypowiedzenie tej emocji wprost, jednak nie mają one takiej siły oddziaływania. Wysłanie dwudziestu serduszek nie będzie niosło takich emocji jak powiedzenie komuś wprost "kocham cię" - powiedziała w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr Ewa Jarczewska-Gerc, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS.

2020-07-17, 07:00

Światowy Dzień Emoji. Psycholog: emotikony są miłe, ale nie zastąpią spotkania twarzą w twarz
zdjęcie ilustracyjne . Foto: Rawpixel.com/Shutterstock

Powiązany Artykuł

emotikony 1200.jpg
Użytkownicy iPhone'a i Androida otrzymają 117 nowych emoji w 2020 roku

Dziś obchodzimy Światowy Dzień Emoji. Popularne internetowe piktogramy (słowo "emoji" pochodzi właśnie z języka japońskiego i oznacza piktogram) jak i tzw. emotikonki stały się nieodłącznym elementem każdej rozmowy internetowej, a nawet można powiedzieć, że są znakami obecnych czasów. Szczególnie wiele emotikonek możemy spotkać na portalach społecznościowych, ale wraz z ich rozwojem także w komunikacji marketingowej. 

O sile i popularności internetowych piktogramów niech świadczy fakt, że w 2011 roku oficjalnie trafiły one do jednego z najważniejszych słowników anglojęzycznych na świecie - Oxford English Dictionary. Umieszczony w nim został symbol "<3", oznaczający serce.

Damian Nejman, PolskieRadio24.pl: Jaką rolę odgrywają emotikony w życiu nas wszystkich – czyli zwykłych użytkowników internetu? Mam wrażenie, że stały się nieodłącznym elementem każdej rozmowy w sieci.

Dr Ewa Jarczewska-Gerc: Rola emotikon jest uzależniona od grupy wiekowej. Sama jestem mamą dzieci w wieku szkolnym i widzę jak wyrosły w świecie symboli tego typu, czyli różnych buziek komunikujących pewne uczucia, utożsamiających się z pewnymi postawami. Trochę inaczej to wygląda w grupie osób starszych, choć oni - nawet w wieku senioralnym - także posługują się emotikonami.

REKLAMA

Z pewnością niosą one treść emocjonalną, odzwierciedlają nasze emocje i uczucia w sposób bardziej dostępny i prostszy niż wypowiedzenie tej emocji wprost. Ludzie niejako intuicyjnie czują, że wybierają jakąś emotkę, bo jest ona właściwa w danym momencie, sami do końca nawet nie wiedząc, dlaczego wybierają akurat tę, a nie inną, choć czasem dochodzi do pewnych nieporozumień w nadawaniu i odbiorze tych emotikonek.

Skąd ich taka popularność, co jest w nich takiego, że zawładnęły naszymi komunikatorami i wszyscy się nimi posługujemy, praktycznie bez względu na wiek?

Emotikony nie wymagają od nas tego wysiłku werbalizacji i dokładnego opisania, o co nam chodzi. One w sposób prosty i symboliczny przekazują dane emocje.

A może to znak czasu, że zazwyczaj wybieramy drogę na skróty i posługujemy się coraz częściej językiem obrazkowym zamiast słowami?

Tak, jednak nie oceniałabym tego negatywnie. To po prostu charakterystyka naszych czasów. Być może zataczamy koło i wracamy do hieroglifów (śmiech). Oczywiście żartuję. Używanie emotikonek jest z jednej strony trochę łatwiejsze, można wysłać serduszko, nie mówiąc "kocham cię", jednak nie mają one takiej siły oddziaływania. Ludzie patrzą na nie z przymrużeniem oka. Jeżeli ktoś wysyła nam serduszko, to niekoniecznie jest to osoba, partner, który wyznaje nam miłość, tylko np. kolega, który w cudzysłowie mówi tym serduszkiem, że "jesteś super i uwielbiam cię". Nadużywamy pewnych emotikon, które mogłyby wskazywać na bardzo silne i intensywne uczucia, tymczasem w związku z tym, że są one obrazkowe, symboliczne, to nie niosą w sobie aż tak dużego ładunku emocjonalnego. Wysłanie dwudziestu serduszek nie będzie niosło takich emocji jak powiedzenie komuś wprost – "kocham cię", "lubię cię".

Czy ten ładunek emocjonalny zawarty w emotikonkach jest wystarczająco silny, aby wpływać na nasze wzajemne relacje, zacieśniać je?

Oczywiście ich używanie wpływa na nasz nastrój, stan emocjonalny, jednak podchodzimy do nich zazwyczaj z przymrużeniem oka. Z drugiej strony jedna kropka potrafi dużo przekazać (śmiech). Swego czasu wiele mówiło się o tzw. kropce nienawiści, czyli jak ktoś na końcu komunikatu postawi kropkę, to jest to odczytywane jako wrogie i agresywne. Jednak jeżeli chodzi o pozytywne emotikony – czyli te wszystkie uśmieszki, serduszka i kwiatuszki, to bardziej wpływają one na miłą atmosferę, ale ten ładunek emocjonalny jest zdecydowanie mniejszy niż komunikatów werbalnych.

REKLAMA

Spotkałem się z dwoma grupami, które mają zupełnie odmienny stosunek do emotikon. Zdaniem jednych, są one użytecznym narzędziem, które uzupełnia nasz język, nadaje kontekst, usprawnia komunikację. Zdaniem drugich emotki zanieczyszczają i osłabiają język pisany, ba, są nawet określane wirusem zbytniego uproszczania. Odnajduję się pani w którejś z tych grup?

Ani w jednej, ani w drugiej. Rozumiem argumenty strony, która przekonuje, że to zanieczyszcza nasz język, ale zwyczajnie podążamy w tym kierunku, taki jest rozwój naszej cywilizacji. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której język przestaje ewoluować. Wszyscy, którzy wieszczą upadek języka, niech zajrzą do historii i zobaczą, jak bardzo na przestrzeni wieków się on zmieniał i zmienia. Język nie jest stały, cały czas pojawiają się nowe określenia i dotyczy to nie tylko naszego języka polskiego. Nie podchodziłabym tak poważnie do twierdzeń, że emotikony "zanieczyszczają język", z drugiej strony rzeczywiście może niepokoić przejście młodego pokolenia wyłącznie na tego typu język i bardziej bałabym się całkowitego przeniesienia komunikacji ze świata rzeczywistego do świata wirtualnego, a nie samego używania ikonek. 

Z kolei Jonathan Jones na łamach brytyjskiego The Guardian alarmuje, że powrót do języka ikon jest poważnym krokiem wstecz w ewolucji języka i społeczeństwa.

Nie dostrzegam tego regresu. Na co dzień funkcjonuję w naukach empirycznych i byłabym skłonna przyjąć taki wniosek, gdybyśmy posiadali konkretne dane empiryczne, mówiące o tym regresie, chociażby w postaci statystyk. Gdybyśmy chociaż mogli to zmierzyć i porównać, np. oceny i wyniki w nauce dzieci współcześnie a tych sprzed 100 lat. Poziom edukacji mamy wyższy niż 100 lat temu, jesteśmy coraz lepiej wykształceni. Dziś modnie jest mówić, że wszystko to, co jest obecnie, zmierza w kierunku upadku, a kiedyś to było lepiej i język był cudowny.

Czy właśnie za sprawą rosnącej popularności emotikon nie obawia się Pani ograniczenia naszych możliwości komunikacyjnych?

Obawiam się pójścia złą drogą w rozwoju komunikacji, bo do tego, że nasza komunikacja będzie się dalej rozwijać, nie mam żadnych wątpliwości. Moją obawę – bardziej niż używanie emotikon – budzi przeniesienie naszych relacji bezpośrednich w przestrzeń internetową, obecnie wzmagane przecież pandemią COVID-19. Analizując wypowiedzi ludzi pod artykułami oraz wszelkie inne internetowe komentarze, można być lekko zatrwożonym, mimo iż nie ma tam wielu emotikonek, ale forma tej komunikacji jest bardzo ograniczona, wskazująca na niewyedukowanie w sferze własnego języka.

Ta uśmiechnięta buźka, emotikon nie zastąpi nam spotkania twarzą w twarz i spojrzenia w realną buźkę.

Emotikony tego nie zastąpią, ale są one miłe i należę do grona osób, które nie widzą w tym dużego zagrożenia, o ile towarzyszy temu normalna edukacja i podtrzymywanie tradycyjnych form rozmowy, spotykania się i budowania relacji z drugim człowiekiem.

REKLAMA

Zatem używanie emotikon w naszych wiadomościach ma pozytywny wpływ na naszą wzajemną komunikację i relacje?

Jest więcej pozytywnych emotikonek niż negatywnych, mało jest tych, które niosą ładunek wrogości, agresji, nienawiści, zatem dostrzegam więcej pozytywnych przekazów niesionych przez tego typu symbole. Ludzie jednak wolą dodać do pieca werbalnie niż emotikonami (śmiech).

Z dr Ewą Jarczewską-Gerc rozmawiał Damian Nejman

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej