Niewiarygodne, co wyrzucają Polacy. "Nie kupuję jedzenia w sklepie, bo wszystko przynoszę ze śmietnika"

Czy można się wyżywić wyłącznie jedzeniem zabranym ze śmietnika? Ile przeciętnie można zarobić, segregując metale i zbierając złom? Jakiej wartości pamiątki historyczne i dzieła sztuki wyrzucamy? Odpowiedzi na te pytania mogą zaskoczyć. 

Sabina Treffler

Sabina Treffler

2024-04-30, 13:00

Niewiarygodne, co wyrzucają Polacy. "Nie kupuję jedzenia w sklepie, bo wszystko przynoszę ze śmietnika"
Rocznie wyrzucamy w Polsce 4,8 mln ton żywności. Część z niej mogłaby nie zostać zmarnowana. Foto: Fevziie/Shutterstock

- Przepraszam, chyba spóźniłem się pięć minut. Ale proszę zobaczyć, co udało mi się już uratować - pan Józef spóźnił się na umówione spotkanie dokładnie dwie minuty, a na swoim rowerze mimo porannej pory miał zawieszone już dwie obszerne torby. Jedna była wypełniona po brzegi zapakowanymi hermetycznie wędlinami i wyrobami mięsnymi oraz nabiałem. Wszystkie produkty były zaledwie dzień lub dwa po terminie ważności. W drugiej torbie były warzywa i owoce.

Dodatkowy przychód na pokaźnym poziomie

Pan Józef jest 76-letnim emerytem. Jak sam podkreślił, z pieniędzy, które otrzymuje z ZUS-u, mógłby utrzymać dwie rodziny. Ale w związku ze swoim zajęciem w ogóle z nich nie musi korzystać. Mieszka w bloku na osiedlu w jednej z warszawskich dzielnic. Codziennie przemierza najbliższą okolicę na swoim składaku i sprawdza, jakie wartościowe rzeczy ludzie wyrzucili do śmietnika. Robi to nie dla zysku, ale dlatego, że "nienawidzi siedzieć w domu". - Dla mnie ten złom to jest jak cerkiew dla duszy - podkreślił z błogim uśmiechem. Dzięki kilkudziesięciu kilometrom dziennie, pomimo przebytych ciężkich chorób, jest w świetnej kondycji i śmiało można powiedzieć, że jego domowy budżet również. - Ostatnio zawiozłem na skup 86 kg metalu - pochwalił się w rozmowie.

W czasach zawodowej aktywności pracował w branży budowlanej, stąd jego techniczne zacięcie, które pozwala mu na selekcjonowanie i wydobywanie z różnych urządzeń metali, które później sprzedaje w skupie. - Dużo nauczyłem się od bezdomnego znajomego. On zbiera złom już kilkadziesiąt lat, a ja dopiero kilkanaście. Pomagał mi i ja mu też pomagałem - po przejściu operacji mieszkał u mnie w domu - przyznał.

Czytaj także:

Wyjaśnił, że po zebraniu odpowiedniej ilości różnych metali są one dokładnie sortowane np. na mosiądz, miedź, aluminium, znal, żelazo, cynk czy ołów. - Jadę z tym na skup przy ulicy Kijowskiej. Stawiam na wadze, dają mi rachunek, podpisuję i biorę pieniądze - tłumaczył pan Józef. Pytany o dochód ze sprzedaży złomu i butelek, przyznaje, że w ciągu roku potrafi dojść do 20 tys. złotych. - Tak raz na tydzień czy półtora to uzbieram za te 400-500 zł - dodał. - Spokojnie można z tego przeżyć - podkreślił. Ale to nie wszystko.

Czy marnujemy aż tyle jedzenia?!

- Ja nie kupuję jedzenia w sklepie, bo wszystko przynoszę ze śmietnika. Nawet chleb. Tego, co tylko teraz znalazłem po drodze na nasze spotkanie, to razem z żoną przez dwa tygodnie nie przejemy! Dlatego rozdaję je starszym lub potrzebującym sąsiadom - odparł rozmówca. - Po Świętach Wielkanocnych znalazłem na zapleczu sklepu cały worek czekolad i słodyczy z terminem przydatności do spożycia kończącym się za rok lub jeszcze później - dodał.

Pan Józef podkreślił, że potrafił przynosić do domu ze śmietnika nawet 10-15 kg zapakowanych w folię kurzych udek i skrzydełek. - Moja żona to córka rzeźnika i ona od razu by wyczuła, że mięso jest zepsute. Poza tym bardzo dobrze gotuje, więc przerabia to i jest na zapas - przyznał.

Czytaj także: 

- Wczoraj przywiozłem do domu nieotwarte butelki soku z aloesu, z aronii. W domu spróbowałem i smakowało mi - dodał. Jedna butelka warta była przynajmniej kilkanaście złotych.

REKLAMA

- Z tego dobrobytu to się nam wszystkim pomieszało w głowach - skwitował wyraźnie zmartwiony.

Setki złotych na śmietniku

Z raportu Federacja Polskich Banków Żywności (FPBŻ) na temat skali marnowania jedzenia w Polsce w 2023 roku wynika, że 56 proc. ankietowanych Polaków przyznaje się do wyrzucania do kosza jedzenia. Najczęściej pozbywamy się pieczywa, owoców, warzyw i wędlin. Oznacza to, że w Polsce każdego roku marnuje się 4,8 mln ton żywności, za co w 60 proc. odpowiadają sami konsumenci. Ten niechlubny trend utrzymuje się na podobnym poziomie od wielu lat, ale ubiegłoroczny wynik był kolejnym rekordem.

Coraz częściej decydujmy się jednak na racjonalizowanie naszych potrzeb. W latach 2018-2021 realizowany był programu racjonalizacji strat i ograniczania marnotrawstwa żywności (Projekt PROM), którego liderem była FPBŻ. Wynikiem badań była strategia i kampania edukacyjna z licznymi poradami, jak ograniczyć marnowanie żywności. Innym sposobem racjonalizacji może być generowanie przepisów na posiłek po wpisaniu składników, które aktualnie posiadamy w swojej kuchni.

Czytaj także:

Bardziej radykalnym sposobem niż tylko racjonalizowanie jest freeganizm, czyli prowadzenie antykonsumpcyjnego stylu życia. Jedną z praktyk pomagających osiągnąć postawione sobie cele jest ratowanie nadającej się do spożycia żywności ze śmietników, czyli skipowanie. W Polsce rośnie liczba osób żyjąca zgodnie z tym stylem, a idea staje się popularna i nie dotyczy tylko osób ubogich. Skiperzy najczęściej odwiedzają kontenery z napisem BIO pod lokalami gastronomicznymi i marketami nocą. W ciągu jednego wieczoru i wizyty przy zaledwie jednym śmietniku mogą odzyskać żywność o wartości przynajmniej 100 zł.

Nie zwracamy już uwagi na to, co wyrzucamy

Pan Józef zapytany, czy praktykuje freeganizm i skipowanie, pewnie nie nazwałby tego w ten sposób, ponieważ jego działaniom przyświeca inna idea. Przyznał, że przy okazji znajduje także wiele cennych przedmiotów. Większością nie jest zainteresowany i oddaje je osobom pasjonującym się sztuką i zbieraczom. - Zdarza się, że znajduję mosiężne lub miedziane figurki. To z reguły oddaję dalej - podkreślił. - Niedawno znalazłem przedwojenny album z polskimi pilotami i podarowałem go znajomemu architektowi z sąsiedztwa, który zbiera takie rzeczy - kontynuował pan Józef. - Sam w domu mam kolekcję porcelanowych figurek. Jest tego chyba już ponad 300 sztuk - przyznał.

- Ostatnio przyniosłem do domu miedzioryt i oddałem wnuczkowi. Sprawdził w internecie, że można to sprzedać nawet za 25 tys. złotych - dodał. Stwierdził jednak, że woli takie przedmioty komuś przekazać, niż zajmować się ich renowacją i potem sprzedażą. - Ja nie mogę istnieć, jak czegoś nie oddam. Mnie ten św. Franciszek z Asyżu kłuje gdzieś, że ja muszę dać - zażartował.

CZYTAJ TAKŻE: Prawdziwe perły z odzysku. Wśród śmietnikowych odpadów można natrafić na skarb

REKLAMA

Zapytany o te najcenniejsze znaleziska, po chwili zastanowienia dodał poważniej, że "były i pieniądze". - Kilka lat temu znajdowałem je w kieszeniach wyrzuconych marynarek czy spodni. To było nawet po 5-10 tys. dolarów zwiniętych w rulon i umieszczonych w jednym miejscu, na przykład w wewnętrznej kieszeni. Młodzi nie zwracają uwagi na to, co wyrzucają po swoich dziadkach - zauważył z nieukrywanym żalem w głosie.

Sabina Treffler, redaktor portalu PolskieRadio24.pl


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej