Samorządy atakują Wody Polskie. "To przesądziło o ogromnej skali powodzi"
Samorządy oskarżają Wody Polskie o brak informacji o przerwaniu zapory w Stroniu Śląskim. Według lokalnych włodarzy, właśnie to przesądziło o ogromnej skali powodzi. Spółka natomiast tłumaczy się brakiem łączności telefonicznej i wskazuje, że ostrzeżenia były, a decyzje o ewakuacji należały do samorządów.
2024-09-26, 12:09
15 września woda zalała m.in. Lądek-Zdrój, Kłodzko i Stronie Śląskie. Do awarii tamy doszło przed godziną 11, a Wody Polskie poinformowały o tym około godziny 13. Działanie spółki w trakcie powodzi zostało bardzo surowo ocenione przez samorządowców.
- Tama w Stroniu Śląskim została niedopilnowana, a ludzie narażeni na niebezpieczeństwo - podkreślił w rozmowie z RMF FM burmistrz Kłodzka Michał Piszko. To właśnie przerwanie zapory przesądziło o ogromnej skali powodzi. Rozpędzony nurt rzek spowodował ogromne szkody w kilku miejscowościach.
Wody Polskie się tłumaczą. "Brak łączności"
Spółka opóźnienie w przekazywaniu informacji tłumaczy brakiem łączności telefonicznej. Prezes Joanna Kopczyńska wyjaśniała, że ostrzeżenia o zagrożeniu były przesyłane wcześniej, a samorządy mogły podjąć decyzję o ewakuacji. Szefowa spółki podkreśliła, że informacja o tym, że może dojść do przerwania tamy została przekazana wszystkim sztabom kryzysowym poprzedniego dnia wieczorem, a potem 15 września około godziny 7 rano.
- Ewakuacja powinna i tak nastąpić po telefonie operatora. Tak jak Paczków i Jarnołtówek zachowały się w podobnej sytuacji tak, że była ewakuacja prewencyjna. Natomiast w innych miejscowościach takiej nie zarządzono - powiedziała.
REKLAMA
Jednocześnie szefowa Wód Polskich przyznała, że nie było alternatywnych środków łączności. Po zerwaniu połączeń telefonicznych nie można było powiadomić o zerwaniu tamy. Joanna Kopczyńska zapowiedziała, że zostanie zakupiony sprzęt umożliwiający łączność.
Postępowanie w sprawie przerwania tamy prowadzi prokuratura w Świdnicy.
IAR/rmf24.pl/bartos
REKLAMA
REKLAMA