Katastrofa na S7. Prokuratura złożyła zażalenie na decyzję sądu
Prokuratura chce aresztu dla kierowcy ciężarówki podejrzanego o spowodowanie karambolu na południowej obwodnicy Gdańska. W wypadku zginęło czworo dzieci, a 15 osób zostało rannych.
2024-10-25, 15:01
O złożeniu zażalenia poinformował w piątek rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Mariusz Duszyński. Dodał, że na razie nie będzie odnosił się do treści zażalenia, bo z argumentami będzie w pierwszej kolejności zapoznawał się sąd.
Prokurator Duszyński przekazał ponadto, że w ramach trwającego śledztwa wykonano m.in. przejazd trasą S7 do miejsca katastrofy, który miał na celu zobrazowanie, co widzi kierowca poruszający się tym odcinkiem drogi.
- W toku przeprowadzenia tej czynności zweryfikowano, że w miejscu, w którym doszło do katastrofy, ograniczenie prędkości wynosiło 50 km/h, a nie jak wcześniej ustalono 80 km/h. Oznacza to, że podejrzany znacznie przekroczył dozwoloną prędkość na tym odcinku drogi, bo przekroczył ją o 39 km/h - wyjaśnił.
Podkreślił, że wydano też postanowienie o zatrzymaniu prawa jazdy podejrzanego. - Nie oznacza to, że prawo jazdy nie zostało zatrzymane wcześniej. Ono zostało zatrzymane w dniu katastrofy elektronicznie, teraz prokurator wydał stosowne postanowienie w tym zakresie - zaznaczył Duszyński.
REKLAMA
Kierowcy grozi długa kara więzienia
37-letni Mateusz M. - kierowca tira, który staranował auta na S7 w Borkowie k. Gdańska - usłyszał zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu wielkich rozmiarów. W jej wyniku śmierć poniosły cztery osoby, a 15 zostało rannych. Wszystkie ofiary katastrofy to dzieci w wieku 7, 9, 10 i 12 lat. Sprawcy grozi do 15 lat więzienia.
Do karambolu doszło w ubiegły piątek wieczorem na remontowanym odcinku trasy S7 w Borkowie k. Gdańska. W katastrofie uczestniczyło 21 pojazdów - 18 osobowych i 3 ciężarówki. Pojazdami poruszało się łącznie 56 osób.
W niedzielę prokuratura złożyła wniosek do sądu o tymczasowe aresztowanie podejrzanego na trzy miesiące, ale sąd nie uwzględnił tego wniosku i zdecydował o dozorze policji. Podejrzany siedem razy w tygodniu musi stawiać się we właściwym komisariacie policji.
- Tragedia w Tatrach. Polka zginęła, jej partner był bezradny
- Wjeżdżał na Giewont rowerem elektrycznym. "Ręce opadają"
PAP/ro/wmkor
REKLAMA