Samorząd totalny sięga po dzienniczki. Felieton Miłosza Manasterskiego
Samorządy Warszawy i Gdańska przekroczyły kolejną granicę w walce z rządem, naruszając apolityczność szkół i prywatność rodziców. Taktyka opozycji totalnej czyni z samorządów narzędzia służące wyłącznie interesom opozycyjnych partii, a nie mieszkańcom tych miast.
2021-12-16, 16:35
Samorząd nie jest przestrzenią wolną od polityki, choć wielu samorządowców sugeruje mieszkańcom coś zupełnie innego. W poprzednich wyborach samorządowych przedstawiciele ogólnopolskich partii politycznych chowali się na listach komitetów lokalnych. Szkoda, że nie są dzisiaj konsekwentni i w swoich działaniach powyborczych również nie usiłują utrzymać dystansu wobec wydarzeń na ogólnopolskiej scenie politycznej.
Samorządy, zwłaszcza te w wielkich miastach, dysponujące znacznymi budżetami i zasobami, wykorzystują je dzisiaj bezpośrednio do walki z politycznym przeciwnikiem. Jest to sprzecznie z ideą demokratycznego porządku, w którym różne szczeble władzy - centralnej i terytorialnej - współpracują dla dobra obywatela. Ta współpraca - bądźmy realistami - może się układać różnie, jednak obywatel gminy nie powinien być postawiony w roli zakładnika samorządu w walce z nielubianym rządem.
Warszawa niedawno wydała znaczne kwoty na zwalczanie rządowego programu Polski Ład, odwracając kota ogonem - warszawiacy mieli martwić się tym, że z powodu obniżek ich własnych podatków miasto stołeczne zbiednieje. Wcześniej ratusz stołeczny przekonywał mieszkańców, że za wysokie podwyżki opłat za śmieci odpowiada obecny rząd, choć "ustawa śmieciowa" była faktycznie dziełem rządu PO-PSL. Mieszkańcy stolicy wciągani są w wojnę polityczną Platformy Obywatelskiej, w której jako broń wykorzystywane są dzielnicowe informatory, miejskie autobusy i tramwaje z reklamami, a także rachunki za wodę, na których dodrukowuje się propagandowe treści. Rafał Trzaskowski nie waha się skorzystać z każdego dostępnego mu kanału informacyjnego, wprowadzając opozycyjną totalność w kolejne przestrzenie publiczne, tradycyjnie wolne od polityki.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że pojazdy transportu miejskiego nieraz były wykorzystywane jako nośniki reklam kandydatów na parlamentarzystów czy samorządowców. Działo się to jednak na koszt polityków startujących w wyborach i z wyraźnym oznaczeniem, że są to materiały wyborcze. W dodatku, przynajmniej teoretycznie, oklejenie autobusów przez komitet wyborczy nie jest kosztem samorządu, tylko ubiegających się o władzę. Dzisiaj Rafał Trzaskowski, Aleksandra Dulkiewicz i ich koledzy wciągają mieszkańców swoich miast w polityczną grę bez ostrzeżenia, w dodatku obarczając ich tej gry kosztami. To mieszkańcy finansowali dezinformacje o polityce śmieciowej czy Polskim Ładzie. Biorąc pod uwagę, że od czasu pandemii samorządy wielkich miast płaczą, że brakuje im dosłownie na wszystko pieniędzy, jest to zagrywka co najmniej cyniczna.
REKLAMA
Jednak wyjątkowym skandalem jest agitacja wyborcza poprzez strony szkół i system elektronicznego dzienniczka. Już wcześniej zmuszano w Warszawie dyrektorów szkół, by przekazali rodzicom za pomocą systemu komunikaty prezydenta stolicy. Można było przymknąć na to oko, póki było to coś w rodzaju życzeń świątecznych albo informacji związanych z pandemią. Okazało się jednak, że jest to tylko próba systemu.
Teraz w dzienniczkach elektronicznych warszawskich szkół pojawił się list prezydenta Rafała Trzaskowskiego w sprawie jego sprzeciwu wobec zmian w prawie oświatowym. Zmiany te - w opinii Ministerstwa Edukacji i Nauki - mają umożliwić większą kontrolę rodziców nad tym, co dzieje się w szkołach ich dzieci. Jeśli pojmujemy samorząd jako formułę pozwalającą włączenie obywateli w zarządzanie lokalnymi instytucjami (na przykład szkołami), to jest to krok właśnie w stronę szkolnej, rodzicielskiej samorządności. Rafał Trzaskowski atakuje jednak ministra Przemysława Czarnka z powodów zupełnie odwrotnych. Prezydent stolicy chce utrzymać silną kontrolę nad tym, co dzieje w podlegających mu szkołach. Dzisiaj są to szkoły samorządu warszawskiego, w przyszłości mogą być to wszystkie placówki edukacyjne w Polsce, jeśli opozycja wygrałaby kolejne wybory.
Jako uczeń kończący podstawówkę u schyłku PRL nie pamiętam, żeby do dzienniczka poza ocenami i uwagami wklejano nam polityczne przekazy o przyjaźni z ZSRR, walce z NSZZ "Solidarność" ani o "sukcesach" kolejnych etapów reformy komunistycznych rządów. Jak widać, myśl samorządowców totalnych ewoluuje i wykorzystuje zdobycze techniki, takie jak cyfryzacja. Czy polityczne przekazy PO, kierowane z warszawskiego czy gdańskiego ratusza, staną się normą na stronach szkolnych i w szkolnych dzienniczkach? Czy przed wyborami samorząd skieruje do rodziców uczniów bezpośrednie zachęty do głosowania na radnych PO albo reelekcję prezydenta Trzaskowskiego czy prezydent Dulkiewicz?
REKLAMA
Co powstrzyma samorząd totalny? Być może minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, który skierował do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezydentów miast - Aleksandrę Dulkiewicz i Rafała Trzaskowskiego. - Pan prezydent Rafał Trzaskowski skrajnie upolitycznił szkoły, wykorzystując nawet Librusa, czyli narzędzie edukacyjne, służące szkole, a nie polityce, by przekazać kłamliwy list rodzicom w Warszawie (…) Szkoły podległe pani prezydent Aleksandrze Dulkiewicz na swoich stronach internetowych zamieszczają materiały stricte polityczne, żywcem kopiowane ze strony miejskiej. Również upolitycznia skrajnie szkołę, więc musimy je po prostu odpolitycznić - powiedział w rozmowie z Interią Przemysław Czarnek.
Nie wiadomo, jaka będzie reakcja prokuratury, a tym bardziej ewentualna ocena sytuacji przez sąd. Na pewno jednak już dzisiaj na wykorzystywanie szkół w politycznej walce mogą reagować rodzice. Także za pomocą elektronicznego dzienniczka szkolnego, w którym mogą wystawić Rafałowi Trzaskowskiemu stosowną ocenę.
Miłosz Manasterski
REKLAMA