Czy terminal w Szczecinie może trafić w białoruskie ręce? W tle syn Łukaszenki i bezpieczeństwo energetyczne kraju

2023-01-24, 11:29

Czy terminal w Szczecinie może trafić w białoruskie ręce? W tle syn Łukaszenki i bezpieczeństwo energetyczne kraju
Tor podejściowy jest konieczny do zapewnienia dostępu do nowego zewnętrznego portu uniwersalnego, który m.in. docelowo ma obsługiwać największe kontenerowce, jakie mogą wchodzić na Bałtyk.Foto: YoutTube: c5studio

Na antenie Polskiego Radia 24, wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk odniósł się do możliwości przejęcia przez syna Aleksandra Łukaszenki udziałów w terminalu paliwowym Szczecin-Świnoujście, a dokładniej - spółce, która nią zarządza. Doniesienia medialne pojawiające się od co najmniej miesiąca powodują zaniepokojenie nie tylko przedsiębiorców z polskiego rynku paliwowego, ale także rządu. 

O temacie terminala paliwowego w Szczecinie pisał "Puls Biznesu". W ciągu miesiąca portal opublikował dwa teksty, z których wynika, że sytuacja - której przygląda się polski rząd, podejmując równocześnie działania w tej sprawie - jest niepokojąca. 

Białoruski biznes pod ukraińską przykrywką

W połowie grudnia ubiegłego roku redaktor Magdalena Graniszewska, w tekście zatytułowanym "Ukraińcy kupili terminale paliwowe nad Bałtykiem", dokładnie opisała proceder przejęcia firmy Baltchem, która jest właścicielem infrastruktury w Szczecinie i Świnoujściu. 

Zgodnie z tekstem Graniszewskiej przejęcia dokonali szczeciński biznesmen Jan Bobrek oraz Ukrainiec Volodymyr Petrenko. Do transakcji doszło trzy miesiące przed wejściem w życie embarga na rosyjskie surowce energetyczne. Transakcja miała odbić się echem wśród naszych rodzimych firm zajmujących się obrotem paliwami. Nowi właściciele wypowiedzieli bowiem dotychczas obowiązujące umowy, a działalność terminali przekierowali w stronę Ukrainy. 

Jak przypomina portal i.pl pierwszy biznesmen to członek znanej w Szczecinie rodziny Bobreków. "Jan Edward Bobrek w branży działa od dawna (na początku XXI wieku jego nazwisko przewijało się w aktach afery paliwowej), jego nieco ponad trzydziestoletni syn kieruje dwoma spółkami, Arcturus i Oktan Energy" - opisuje portal. 

Jednak bardziej niepokojący wątek pojawia się przy postaci drugiego z udziałowców. Mężczyzna jest właścicielem ukraińskiej firmy Ukrpaletsystem (założonej w 2003 roku). Zarządza ona siecią stacji pod marką UPG. To właśnie w tym momencie pojawia się wątek białoruski. 

"Do 24 lutego 2022 r., czyli do pełnoskalowego ataku Rosji na Ukrainę, Ukrpaletsystem importował paliwa z Białorusi, ale po ataku, w komunikacie z marca 2022 r., zapewnił klientów, że potępia Białoruś i już tam paliw nie kupuje. Firma deklaruje też, że od 2014 r. nie kupiła ani tony paliwa z Rosji. Na stronie internetowej marka UPG podkreśla zaś, że sprzedawane przez nią paliwa pochodzą wyłącznie z Europy. Nie wskazuje, gdzie je kupuje i jak sprowadza. W branży można natomiast usłyszeć, że Ukraińcy z UPG są bardzo aktywni na polskim rynku paliw i są dużym graczem na rynku dostaw na Ukrainę" - pisze w swoim tekście Graniszewska. 

W połowie grudnia autorka przesłała pytania do związanych ze sprawą firm ze strony ukraińskiej i szczecińskiej. 

Syn Łukaszenki "wszedł na polski rynek"?

Pojawiający się w tle wątek syna Aleksandra Łukaszenki, przywódcy białoruskiego reżimu, jest w tej sprawie jednym z najbardziej niepokojących aspektów. 

Zanim autorka artykułów zdążyła opublikować odpowiedzi, które otrzymała, na ukraińskim portalu Obozrevatel pojawił się artykuł zatytułowany "Firma UPG, za którą stoi białoruski oligarcha i syn Łukaszenki, przedarła się na polski rynek". Ten jednak szybko został zdjęty. Publikacja nastąpiła 6 stycznia, następnie tekst zniknął, by... pojawić się znowu. Redakcja portalu stwierdziła bowiem, że tekst spotkał się z wieloma "prawniczymi reakcjami", jednak autorka nie wycofuje się z tez w nim zawartych. 

Czytaj także:

W powyższym tekście pojawiło się kilka interesujących stwierdzeń. Przede wszystkim, autorka twierdzi, iż "na polski rynek weszła sieć stacji benzynowych UPG, będąca de facto własnością białoruskiego oligarchy Nikołaja Worobieja i syna Aleksandra Łukaszenki, Wiktora. Firma oficjalnie pozycjonuje się jako ukraińska, ale według naszych danych rebranding został przeprowadzony wyłącznie w celu obejścia wszystkich sankcji unijnych". Jak podkreśla jednak portal i.pl, autorka w swoim tekście... nie podaje żadnych źródeł. 

Zaledwie kilka dni później "Puls Biznesu" publikuje tekst, w którym zawarta jest odpowiedź Ukraińca. "Plotki o powiązaniach mojej firmy z kapitałem białoruskim są dla mnie szokujące. Nie mamy dziś relacji z tym krajem" - odpowiada przedsiębiorca.

Z tekstu dowiadujemy się, że transakcja opiewała na kwotę ok. 50 mln euro, a udziałowcy mają równe wkłady: po 48 proc. Po jednym procencie mają prawnicy każdej ze stron. 

Skarb Państwa... albo Białoruś?

Choć Bobrek mówi Graniszewskiej, że Oktan Energy nie sprzeda, zakłada możliwość odstąpienia swoich udziałów w Baltchemie. Komu może je odsprzedać? Zarówno Skarbowi Państwa, jak i Petrence. 

By udziały trafiły do Skarbu Państwa, pomocna może być ustawa, która jest obecnie procedowana, a o której wspomniał minister Gróbarczyk w Polskim Radiu 24. Ustawie tej sprzeciwiali się posłowie PO. Przegłosowana została jednak przez Sejm. Zakłada ona, że prawo pierwokupu spółek działających na terenach polskich portów ma państwo polskie. 

Największy problem obecnie stanowi fakt, iż 5 lutego wchodzi w życie całkowite embargo na rosyjskie paliwa. Rynek może ulec skurczeniu, a w obliczu faktu, iż Baltchem nie współpracuje z polskimi podmiotami - stanowi to poważny problem. 

Sprawa pozostaje rozwojowa. Kwestią ewentualnego odsprzedania udziałów przez szczecińskiego biznesmena oraz funkcjonowaniem firmy, która zarządza infrastrukturą krytyczną, jaką niewątpliwe jest terminal paliwowy Szczecin-Świnoujście, jest przedmiotem zainteresowania ABW. Funkcjonariusze Agencji byli już w siedzibie spółki. 

Scenariusz możliwy

W rozmowie z portalem i.pl Marek Gróbarczyk przyznał jednak, że syn dyktatora Wiktor Łuakszneko może na terenie UE "robić biznes". "W świetle obowiązującego prawa europejskiego, jak najbardziej tak. Jeśli firmie nie zostanie udowodnione, że łamie sankcje poprzez wprowadzanie chociażby pieniędzy dyktatora" - wyjaśnił.

Puls Biznesu/i.pl/twitter/PR24

as

Polecane

Wróć do strony głównej