Sejm ustawę o powołaniu Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP w latach 2007-2022 uchwalił 14 kwietnia br. Z inicjatywą jej powołania wyszli w grudniu ub.r. posłowie PiS. Wskazywali, że komisja ma funkcjonować na zasadach podobnych do tych, na jakich działała komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji warszawskiej.
11 maja br. Senat podjął uchwałę o odrzuceniu ustawy ws. powołania tej komisji. W piątek przeciwko senackiej uchwale opowiedział się Sejm.
Smoliński: to kopia już istniejącej ustawy
- Przepisy powołanej właśnie komisji są łudząco podobne do tych, które przyjęto w czasie powoływania komisji do spraw reprywatyzacji nieruchomości warszawskich. Jedna i druga komisja są organami administracji publicznej, która wydaje decyzję ostateczną. Postępowanie będzie odbywać się w oparciu nie o przepisy karne, lecz o przepisy administracyjne - mówi dla portalu PolskieRadio24.pl Kazimierz Smoliński, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Środowiska opozycyjne zgłaszają obawy, że ustawa została przygotowana bez środka odwoławczego, tzn. komisja wydaje decyzję i klamka zapada. Między innymi wspomina o tym Adam Strzembosz, były pierwszy prezes Sądu Najwyższego. Inaczej to widzi poseł PiS.
- Jest podobnie jak w przypadku komisji ds. reprywatyzacji. Stronie postępowania przysługuje zaskarżenie decyzji do sądu administracyjnego. Jeśli ktoś będzie chciał wstrzymać wykonanie decyzji, w tej sytuacji trzeba składać skargę na decyzję i dalej po przekazaniu sądowi skargi sąd może na wniosek skarżącego wydać postanowienie o wstrzymaniu wykonania w całości lub w części aktu lub czynności, jeżeli zachodzi niebezpieczeństwo wyrządzenia znacznej szkody lub spowodowania trudnych do odwrócenia skutków - wyjaśnia Smoliński.
Oręż wymierzony w szefa PO?
Opozycja obawia się też, że komisja to oręż wymierzony w Donalda Tuska. Że to próba wyeliminowania go z kampanii wyborczej. Ustawę nazwano nawet "Lex Tusk". Tu jednak też, zdaniem posła, nie ma takiego zagrożenia.
- Absolutnie tak nie jest. Do października tego roku, kiedy to mają odbyć się wybory, komisja na pewno nie podejmie żadnej decyzji. Postępowania potrwają kilka miesięcy, a czas pracy uzależniony jest od jakości gromadzonych środków dowodowych. Komisja na pewno nie wyda decyzji, jeśli te środki nie zostaną zebrane. Poza tym w środkach zaradczych nie ma mowy o ograniczeniu praw wyborczych - mówi poseł.
- Nie na 100, a na 1000 proc. sądy będą wydawały postanowienia o wstrzymaniu wykonania, jeżeli decyzja miałaby ograniczyć komuś start w wyborach - dodaje.
Warto nadmienić, że wspomniane środki zaradcze wymienione w ustawie to:
- cofnięcie poświadczenia bezpieczeństwa lub nałożenie zakazu otrzymania poświadczenia bezpieczeństwa na okres do 10 lat,
- zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat,
- cofnięcie pozwolenia na broń (...) lub nałożenie zakazu posiadania pozwolenia na broń na okres do 10 lat.
W przyjętej ustawie nie ma mowy o odbieraniu praw wyborczych.
Czytaj też:
PolskieRadio24.pl/mn