Fala protestów w USA. Polak mieszkający w Chicago: nigdy nie było takiej eskalacji zamieszek

2020-06-05, 16:00

Fala protestów w USA. Polak mieszkający w Chicago: nigdy nie było takiej eskalacji zamieszek
Protesty w USA po śmierci czarnoskórego George'a Floyda. Foto: PAP/EPA/SHAWN THEW

- W kontekście szukania sprawiedliwości po zabójstwie protesty nie mają sensu, bo sprawiedliwość jest już wymierzana. Policjanci mają przecież postawione zarzuty - ocenia w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl mieszkający w Chicago 26-letni Dawid. Polak opowiada nam o zamieszkach, do jakich doszło po śmierci czarnoskórego George'a Floyda.

Plądrowanie sklepów, palenie samochodów, atakowanie niewinnych osób - tak wyglądały ostatnie dni w Stanach Zjednoczonych. Demonstracje, w większości pokojowe, po zmroku przeradzały się w niektórych miejscach w rozruchy.

Zamieszki rozpoczęły się w Minneapolis po śmierci czarnoskórego George'a Floyda. 46-latek zmarł 25 maja podczas próby aresztowania. Według niezależnej sekcji zwłok przeprowadzonej na zlecenie rodziny ofiary, Afroamerykanin zginął na skutek uduszenia. Badanie toksykologiczne wykazało natomiast, że ofiara miała w organizmie fentanyl i metamfetaminę.

Powiązany Artykuł

protesty-USA-pap-1200.jpg
Setki zatrzymanych w Nowym Jorku. Demonstranci łamią godzinę policyjną

Jak do tego doszło? W czasie zatrzymania za domniemaną próbę zapłacenia fałszywym 20-dolarowym banknotem policjant przygniótł go do ziemi i przez prawie dziewięć minut przyciskał kolanem jego szyję. Floyd nie był uzbrojony. Na nagranym filmie słychać, jak skarżył się, że nie może oddychać. 

Policjantowi grozi teraz za to kara do 40 lat więzienia. Pozostali trzej funkcjonariusze biorący udział w zatrzymaniu usłyszeli zarzuty współudziału i podżegania do morderstwa. Wszyscy czterej zostali zwolnieni ze służby. 

"Nigdy nie było takiej eskalacji zamieszek"

Śmierć George'a Floyda stała się zapalnikiem, który doprowadził do wybuchu masowych protestów przeciw brutalności policji i nierównościom społecznym w Stanach Zjednoczonych. Tysiące demonstrantów od kilku dni zbierają się w wielu miastach Ameryki.

Często pokojowe protesty przeradzają się jednak w zamieszki i starcia z funkcjonariuszami. Prowadząca relacje na żywo brytyjska telewizja BBC podała, że w czasie protestów w Saint Louis w stanie Missouri czterech policjantów zostało ostrzelanych. - Jeden funkcjonariusz policji został postrzelony podczas wymiany ognia w centrum Las Vegas w Nevadzie - informuje tamtejsza policja.

Teraz sytuacja na amerykańskich ulicach powoli się uspokaja. W ciągu ostatniej doby nie odnotowano większych naruszeń prawa czy zniszczeń. Jednak jeszcze trochę potrwa, zanim w USA zapanuje spokój. 26-letni Dawid, mieszkający w Chicago i pracujący tam jako programista, opowiada w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl o tym, jak wygląda sytuacja.

- Downtown (śródmieście - red.) było przez trzy dni zamknięte. Aby tam wjechać, należało mieć albo przepustkę, albo poważny powód. Od środy ta część Chicago jest otwarta. Wszystkie zamieszki przeniosły się do dzielnic zamieszkiwanych przez Afroamerykanów lub położonych na północ od centrum. Te okolice ogólnie nie są uznawane za bezpiecznie - relacjonuje nasz rozmówca. 

CZYTAJ RÓWNIEŻ >>> Uroczystości żałobne George'a Floyda. Szef policji w Minneapolis oddał hołd

- Najgorsza sytuacja miała miejsce z soboty na niedzielę. Wtedy najdroższa ulica w Chicago, Michigan Avenue, była kompletnie splądrowana. W niedzielę przyjechała Gwardia Narodowa, żeby to wszystko uspokoić. To nie jest pierwszy raz, kiedy policjant zabił Afroamerykanina, ale nigdy nie było takiej eskalacji zamieszek. Nikt nie był na to przygotowany - dodaje. 

"Sprawiedliwość jest już wymierzana"

Według 26-latka duży wpływ na taką eskalację protestów ma Antifa. - To ona zorganizowała te wszystkie zamieszki. Ale nałożyła się na nie również sytuacja związana z pandemią. Wielu ludzi straciło pracę, nie wychodziło z domów - ocenia. 

Dawida pytamy również o sytuację materialną Afroamerykanów i o to, czy jego zdaniem USA nadal zmaga się z problemem rasizmu.

- Nie ma rasizmu systemowego. W prawie amerykańskim nie ma ani jednego przepisu zakazującego czegoś Afroamerykanom, a co mogą zrobić biali. W kontekście szukania sprawiedliwości po zabójstwie Floyda protesty nie mają sensu, bo sprawiedliwość jest już wymierzana. Policjanci zostali zwolnieni z pracy i mają postawione zarzuty - podsumowuje.

Uroczystości pogrzebowe

W czwartek w Minneapolis odbyły się uroczystości żałobne Floyda. Udział w nich wziął m.in. młodszy brat zamordowanego mężczyzny Rodney Floyd, który zaznaczył, że jego brat zawsze stawał w obronie każdej niesprawiedliwości.

Jego drugi brat - Terrence - stwierdził, że jest dumny z trwających w USA protestów, jednak nie popiera zniszczeń, do których doszło w niektórych stanach.

- Nie chcemy dwóch systemów sprawiedliwości w Ameryce. Jeden dla czarnoskórych, a drugi dla białych - takie słowa wypowiedział z kolei adwokat rodziny George'a Floyda. Przed budynkiem, w którym odbywały się uroczystości, zgromadziły się tłumy.

Od 2015 r. "Washington Post" prowadzi kompleksową bazę danych śmiertelnych strzelanin policyjnych w USA.

W ubiegłym roku odnotowano łącznie 1004 zabójstw. Z 802 strzelanin, w których odnotowano rasę policjanta i podejrzanego, 371 zabitych było białych, 236 było czarnych. Ogromna większość zabitych nie była w rzeczywistości nieuzbrojona; zdecydowana większość była uzbrojona. 

Jak podaje Fox News - opierając się na danych FBI - w 2019 roku czterdzieści osiem funkcjonariuszy policji zostało zamordowanych. To więcej niż liczba nieuzbrojonych podejrzanych zabitych ze wszystkich ras.

Co więcej miniony rok był najbezpieczniejszym rokiem dla nieuzbrojonych podejrzanych, zarówno dla białych, jak i Afroamerykanów.

Klaudia Dadura, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej