Ekspert o relacjach USA-UE: w przypadku reelekcji Trumpa, obie strony będą musiały usiąść do stołu

- Niemcy i Francja liczą na to, że - jak powrócą do stołu negocjacyjnego ze Stanami Zjednoczonymi – to zastaną innego polityka. W przypadku reelekcji Donalda Trumpa ich postępowanie będzie musiało się zmienić. Nie należy spodziewać się, że Trump będzie zwolennikiem organizacji takich jak UE czy ONZ - ocenia w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Maciej Kożuszek z "Gazety Polskiej". 

2020-10-15, 07:00

Ekspert o relacjach USA-UE: w przypadku reelekcji Trumpa, obie strony będą musiały usiąść do stołu

Klaudia Dadura, PolskieRadio24.pl: Jak zmieniły się relacje między USA a zachodnimi państwami Unii Europejskiej, odkąd prezydentem został Donald Trump?

Maciej Kożuszek, szef działu zagranicznego "Gazety Polskiej": Po wyborze Donalda Trumpa mamy do czynienia z zupełnie inną koncepcją prezydentury. Składa się na to także kwestia traktowania partnerów UE. Barack Obama przyjął strategię, którą można nazwać liberalizmem multilateralnym. Według tej koncepcji najlepsze rozwiązanie w polityce międzynarodowej to takie, w które włącza się jak największa liczba partnerów. Przykładem tej strategii jest umowa nuklearna z Iranem. Stroną tego porozumienia były nie tylko Stany Zjednoczone, ale także Niemcy i Francja. Sprawa wyglądała podobnie w przypadku porozumień paryskich dotyczących klimatu. Te kwestie – jeśli chodzi o politykę międzynarodową - były dla Obamy priorytetem. Taką politykę kontynuowałby zapewne Joe Biden, gdyby wygrał wybory.

Powiązany Artykuł

pap trump debata 1200.jpg
Debata prezydencka USA. Artur Wróblewski: tak ostrej wymiany zdań między kandydatami jeszcze nie było

Jak więc teraz wygląda ta polityka wobec unijnych partnerów?

Trump w większym stopniu niż Obama działa w amerykańskim interesie, co widać w przypadku polityki energetycznej. Dlatego pozycjonuje się na Europę Środkową. Założył też, że nie będzie traktował UE jako głównego podmiotu do rozmów tak jak jego poprzednik. Uznał, że w Europie są suwerenne państwa i z każdym z nich można prowadzić zupełnie inną politykę. To było widać w relacjach USA z Wielką Brytanią czy państwami naszego regionu.

Co Donald Trump zyskał, pozycjonując się właśnie na naszą część Europy?  

Można mówić o kilku elementach tej polityki. Obama wciągał Niemcy i Francję do porozumienia z Iranem, nie dlatego, że miały one więcej do powiedzenia, ale dlatego, że liczniejsze uczestnictwo państw europejskich w większym stopniu legitymizowało to porozumienie. Obama chciał uniknąć bowiem wrażenia, jakoby Stany Zjednoczone wywarły presję na Iran. Trump uważał natomiast, że udzielanie w tym przypadku podmiotowości chociażby Niemcom czy Francji było nieopłacalne dla Stanów Zjednoczonych, które ponosiły większość kosztów związanych z porozumieniem, a potem musiały uzgadniać z partnerami czy im takie rozwiązanie się podoba czy nie. To była irytująca sytuacja i stąd wzrost napięć między USA a państwami Europy Zachodniej. Po tym, jak USA wycofały się ze wspomnianego porozumienia, Francja i Niemcy próbowały utrzymać jego moc. Władze Iranu przyznały wówczas wprost, że są niezadowolone z tych państw, a litera porozumienia bardzo szybko stała się martwa.

Czytaj również:

Również polityka energetyczna poróżniła Stany Zjednoczone i zachodnią część Europy.

Obama sabotował kilka pomysłów dotyczących odwiertów ropy naftowej na terenie USA. Trump natomiast bardzo mocno wspierał przemysł gazu z łupków. Chciał mieć rynek zbytu w Europie. Europa Zachodnia nie była zainteresowana tym pomysłem, a w przypadku Niemiec tkwiła na innym biegunie, realizując wspólnie z Rosjanami projekt gazociągu Nord Stream 2. Europa Wschodnia jednak widziała w tym interes nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale także swój. Ten gaz byłby bowiem możliwością uniezależnienia się od Rosji, co dałoby korzyści nie tylko ekonomiczne, ale także geopolityczne. 

Powiązany Artykuł

shutterstock trump biden free 1200.jpg
Miesiąc przed wyborami prezydenckimi w USA. Wzrosła sondażowa przewaga Bidena

Jest jeszcze czynnik ideologiczny. Europa Zachodnia - idąc za ideologią multikulturalizmu - jest na przeciwnym biegunie tego, co prezentował Trump. Sprawy imigracji do USA przez południową granicę były dla Trumpa bardzo ważne. Często używał Europy Zachodniej jako przykładu katastrofy społecznej wywołanej przez niekontrolowane migracje.

Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki, można powiedzieć, że Donald Trump widzi w Europie bardziej rywala, czy sojusznika?

Trudno mówić o rywalizacji. Nazwałbym to ochłodzeniem partnerstwa. Nie zmieniły się interesy strategiczne ani Stanów Zjednoczonych, ani Europy. Zmieniło się jedynie podejście. Również personalne. Między prezydentem USA a politykami zachodniej części Europy są różnice w podejściu do pewnych instytucji. UE, jako całość, nie jest dla Trumpa wiarygodnym partnerem. On z każdym rozmawia osobno. To denerwuje trochę unijnych polityków.

W Niemczech niemałe kontrowersje wywołała zapowiedź Trumpa dotycząca wycofania 12 tys. żołnierzy amerykańskich z tego kraju.

To był absurd. Do tej pory Niemcy narzekali, że mają dosyć narzucania wizji bezpieczeństwa przez USA. W momencie, gdy daje im się furtkę, by sami o nie zadbali, to traktują to, jakby Stany Zjednoczone miały obowiązek to bezpieczeństwo Niemcom zapewniać. W interesie Trumpa jest jednak to, żeby Europa nadal była – może nie entuzjastycznym – ale nadal sojusznikiem USA. Alternatywy dla takiego układu nie ma.   

REKLAMA

Czy zgodzisz się z tezą, że mamy do czynienia z rozłamem w świecie Zachodu?

Tak. Dochodzi tu kolejny czynnik. Chodzi o traktowanie Chin. Trump  mocno postawił na ograniczenie projektów chińskich. W Europie zaś – i trudno się temu dziwić – nie wszyscy widzą powód do tego, by stanąć w jednym szeregu ze Stanami Zjednoczonymi. Trump nie robi dobrej miny do złej gry. Ale bilans jego polityki będziemy mogli ocenić dopiero za kilka lat. To zależy od tego, czy uzyska reelekcję.

Powiązany Artykuł

trump 1200.jpg
"Musimy pociągnąć Chiny do odpowiedzialności za COVID-19". Przemówienie Trumpa w ONZ

Jeśli krytykuje sojuszników za to, że za mało łożą na swoją obronność, to ostatecznie może doprowadzić do wzmocnienia NATO, jeśli okaże się, że te państwa zaczną wpłacać więcej. Jesteśmy w okresie przejściowym. Niemcy liczą, że Trump przegra nadchodzące wybory i Amerykanie powrócą do polityki – jak to nazwał prezydent USA – "business as usual" i, że uda się ocalić Nord Stream 2. W tej chwili po obu stronach trwa wyczekiwanie. W przypadku reelekcji Trumpa, obie strony będą musiały usiąść do stołu.

Czyli gdyby Trump uzyskał reelekcję, jego polityka byłaby kontynuowana?

Wszystko zależy od zachowania innych sojuszników. Niemcy i Francja będą musieli zdecydować się na mniej antytrumpowy kurs. Obydwa te państwa liczą jednak na to, że - jak powrócą do stołu negocjacyjnego – to zastaną innego polityka. W przeciwnym jednak przypadku ich postępowanie będzie musiało się mocno zmienić.

Nie należy jednak spodziewać się, że Trump będzie zwolennikiem organizacji takich jak UE czy ONZ, w których państwa po II wojnie pokładały nadzieję, a które okazały się dysfunkcjonalne. Można byłoby długo dyskutować o tym, czy działanie Trumpa jest bardziej dysfunkcjonalne na przykład w przypadku Korei Północnej czy Chin, ale nie ma wątpliwości co do tego, że dla niego wybór jednego konkretnego partnera do rozmów daje dużą elastyczność. Takich rozwiązań będzie szukał.

REKLAMA

Z Maciejem Kożuszkiem rozmawiała Klaudia Dadura

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej