Kara za bezstronność? Czytelnicy i redaktorzy porzucają popularny dziennik
Już nie tylko czytelnicy, ale też redaktorzy porzucają "Washington Post" - pisze we wtorek "The Guardian" na swych stronach internetowych. W listach otwartych, krytykujących odmowę poparcia w amerykańskich wyborach prezydenckich, piszą o "ryzyku autokracji" w razie wygranej Donalda Trumpa.
2024-10-29, 17:12
"Stoimy w obliczu bardzo realnego zagrożenia autokracją w przypadku kandydatury Donalda Trumpa" - napisali w otwartym liście rezygnacyjnym członkowie kolegium redakcyjnego "Washington Post" David Hoffman i Molly Roberts.
Hoffman, który w zeszłym tygodniu odebrał nagrodę Pulitzera, stwierdził, że "nie do utrzymania i nie do przyjęcia, jest, że straciliśmy głos w tak niebezpiecznym momencie". Jego zdaniem, "imperatywem moralnym" jest poparcie Kamali Harris w boju z Donaldem Trumpem.
"Nasze poparcie było najmocniejszym wyrazem tego, że się przyglądamy i troszczymy się wystarczająco, by coś powiedzieć. Zamiast tego wysłaliśmy sygnał, że w ogóle nas to nie obchodzi. Nie zgadzać się, oznacza - w tym przypadku - odejść" - dodał były redaktor "Washington Post".
Wypowiedzenie z "Washington Post" złożyła także felietonistka Michele Norris. Decyzję o wstrzymaniu publikacji oświadczenia o poparciu nazwała "okropną pomyłką podważającą standardy obowiązujące w gazecie od 1976 roku".
REKLAMA
Wcześniej na odejście z gazety zdecydował się jeden z jej redaktorów Robert Kagan, a sprzeciw i oburzenie wyraziło wielu długoletnich dziennikarzy "Posta", w tym Carl Bernstein i Bob Woodward, autorzy tekstów na temat afery Watergate.
"Pod przewodnictwem Jeffa Bezosa dział informacyjny 'Washington Post' wykorzystał swoje obfite zasoby do rygorystycznego zbadania niebezpieczeństw i szkód, jakie druga prezydentura Trumpa może wyrządzić przyszłości amerykańskiej demokracji, co czyni tę decyzję jeszcze bardziej zaskakującą i rozczarowującą, zwłaszcza tak późno procesie wyborczym" - napisali Woodward i Bersntein.
Czytelnicy karzą portfelem
Po ogłoszeniu decyzji o braku poparcia dla Kamali Harris w nadchodzących wyborach, "Washington Post" stracił ponad 200 tys. subskrybentów cyfrowych wydań gazety. To około 8 proc. z około 1,2 miliona wiernych czytelników gazety, także w wydaniu papierowym - pisze na swoich stronach internetowych amerykańskie radio publiczne NPR.
"Korzenie bezstronności"
Decyzję, że "Washington Post" nie opublikuje listu poparcia dla Kamali Harris - choć jego treść była gotowa i uzgodniona na kolegium redakcyjnym - podjął wydawca i prezes dziennika William Lewis. W felietonie opublikowanym na stronach gazety Lewis przekonywał, że to powrót do "korzeni niepopierania".
REKLAMA
Przypomniał, że gazeta zachowywała bezstronność do 1976 roku (dziennik wychodzi od grudnia 1877 roku), kiedy poparła Jimiego Cartera ze - jak pisał Lewis - "zrozumiałych powodów".
Czytaj także:
- Harris powiększa przewagę nad Trumpem. Jest nowy sondaż
- Tim Walz u boku Kamali Harris. "Wujek z małomiasteczkowej Ameryki"
"Wiemy, że zostanie to odebrane na wiele sposobów, w tym jako milczące poparcie jednego kandydata, potępienie innego lub zrzeczenie się odpowiedzialności. To jest nieuniknione" - napisał wydawca "Posta". "Nie widzimy tego w ten sposób. Uważamy, że jest to spójne z wartościami, które Poczta zawsze reprezentowała i na które liczymy od przywódcy: charakterem i odwagą w służbie amerykańskiej etyce, szacunkiem dla praworządności i poszanowaniem ludzkiej wolności we wszystkich jej aspektach" - podkreślił.
guardian.com, washingtonpost.com, polskieradio24.pl/ mbl
REKLAMA