Kreml, mafia i walizki z euro. Felieton Miłosza Manasterskiego

Słowo "eurodeputowany" ma teraz nową definicję – chodzi o polityka, którego można przekonać do wszystkiego za odpowiednią ilość euro – pisze dla portalu  Polskiego Radia 24 Miłosz Manasterski.

2023-01-20, 15:09

Kreml, mafia i walizki z euro. Felieton Miłosza Manasterskiego
Parlament Europejski. Foto: Drop of Light/shutterstock

Coraz szersze konteksty ma afera łapówkarska w Parlamencie Europejskim. Media donoszą już nie tylko o Katarze i jego skutecznych "środkach przekonywania". Z Dohy śledczy przenieśli swoją uwagę na Rabat, z którego również miał płynąć duży strumień pieniędzy dbających o dobre imię Maroka, pragnącego poszerzyć swój obszar o Saharę Zachodnią. Pojawia się także wątek Mauretanii, co pokazuje, że lista państw może się zdecydowanie wydłużyć. Wśród krajów, którym mogłoby zależeć na wpływie na Parlament Europejski i unijne instytucje, wymienić trzeba także Chiny i Rosję. 

Federacja Rosyjska jest państwem, w którym korupcja jest realnym komponentem gospodarki i polityki. A w zasadzie jego podstawą. Spektakularne fortuny oligarchów, którzy błyskawicznie pokonali drogę "od zera do miliardera" raczej nie wynikały z rzeczywistych talentów biznesowych. To, co w Rosji faktycznie umożliwiało i nadal umożliwia nadzwyczajny sukces, to rozległe kontakty, współpraca ze służbami i dzielenie się zyskiem z politycznymi opiekunami. Mówi się o korupcji w Rosji nie jako o zjawisku, które jest słabo zwalczane. Rosyjskiej korupcji nie ma kto zwalczać, bo ma ona charakter systemowy – urzędnicy wyższego szczebla oczekują od urzędników niższego szczebla, że będą oni zbierać łapówki i przekazywać prowizję od nich wyżej. Taki sam system ma obowiązywać na Kremlu. To nie z powodu oficjalnych zarobków Władymir Putin uważany jest za najbogatszego człowieka na świecie. Choć władca Kremla nie dokonał żadnego przełomowego odkrycia, nie stworzył żadnego wyjątkowego biznesu ani nie jest wytrawnym inwestorem giełdowym.

Dlatego "współpraca z Rosją, taką, jaka ona jest" – jak mówił były premier Donald Tusk – nie była możliwa na uczciwych zasadach ani pięć, ani dziesięć, ani piętnaście lat temu. Wojna na Ukrainie jest tylko przypieczętowaniem zasady, że siadanie do stołu ze złem nie może przynieść żadnego dobra. Chyba że chodzi o dobro w znaczeniu indywidualnej korzyści – walizki rubli albo przelewu na konto w Panamie. 

Nie jest to jednak korzyść długoterminowa, jak przekonali się ostatnio zatrzymani w aferze "Katargate". Warto zwrócić uwagę na to, że w całej aferze przewija się także wątek szpiegowski. Zatrzymana we Włoszech księgowa Antonio Panzeriego, Monica Rossana Bellini, oskarżona jest o "spisek, korupcję i pranie brudnych pieniędzy". Sprawa nabiera wagi najcięższej, nie mówimy już bowiem tylko o przyjmowaniu środków w zamian za przychylność dla tego czy innego kraju. Oskarżenia pranie brudnych pieniędzy to bezpośrednie wskazanie na współpracę z zorganizowaną, zapewne międzynarodową przestępczością, co w kontekście włoskim da się ująć jednym słowem "mafia".

REKLAMA

Czytaj również:

Korupcja bowiem tylko pozornie "opłaca" się politykom. Oczywiście przelewy na 60 milionów dolarów, które pokazał poseł PiS w PE Dominik Tarczyński, przemawiają do wyobraźni. Kupić działkę na greckiej wyspie za ułamek ceny też zapewne każdy by chciał. Trzeba jednak pamiętać, że po pokonaniu bariery wejścia w korupcyjny interes polityk traci niezależność i zostaje wciągnięty w najmroczniejsze przestępstwa.

Dzisiaj, kiedy mamy już częściową wiedzę o "spisku, korupcji i praniu brudnych pieniędzy" w Parlamencie Europejskim, czekamy na pojawienie się wreszcie wątku rosyjskiego. Skoro na kupowanie za euro deputowanych z PE było stać Katar czy Maroko, to nie sposób sobie wyobrazić, żeby takich działań nie podjęła światowa stolica korupcji, czyli Moskwa. Rosjanie już dawno zauważyli, że z pomocą euro mogą w Europie skutecznie obchodzić system. Brak rezerwacji stolika w restauracji, wyprzedane bilety na operę, nie ma pokoi w hotelu? Bogaci Rosjanie (a bogaci znaczy powiązani z reżimem) już w latach dziewięćdziesiątych poczuli siłę swoich pieniędzy. Zrozumieli, że za kilkaset euro napiwków są w stanie w Europie bardzo wiele dostać. I szastali pieniędzmi na lewo i prawo. Tym łatwiej im to szło, że były to przecież środki, które Europejczycy wcześniej (także i Polacy) przesłali na Kreml w zamian za gaz i ropę. 

Owszem, przekupienie eurodeputowanego to poważniejsza sprawa niż załatwienie czegoś z kierownikiem hotelu czy restauracji. Ale czy niemożliwa? Dzisiaj już wiemy, że jeśli Katar dał radę, to tym bardziej dali radę Rosjanie. Środków na to mieli dużo więcej – PKB emiratu Kataru to zaledwie jedna dziesiąta PKB Federacji Rosyjskiej. A okazji tysiące – choćby tylko "Gazprom" był sponsorem dziesiątej wydarzeń sportowych i kulturalnych w Europie. A ile było sympozjów, spotkań, konferencji biznesowych. Ile rautów w willach oligarchów? Ile kolacji w rosyjskich ambasadach? 

Co mogła kupować Rosja poza przychylnością dla swoich biznesowych planów uzależnienia Europy od swoich surowców energetycznych? W tym przypadku nie wystarczy tylko popierać rosyjskie projekty. Trzeba także zatrzymać tych, którzy są przeciwko. Tych, którzy najgłośniej protestują przeciwko Nordic Stream, zajęciu Krymu i „biznesowi jak zwykle”. Przeciwko relacjom z Rosją "taką, jaka ona jest” i za wzmacnianiem relacji z USA, krajem, którego w Rosji nienawidzą. Polska po 2015 roku musiała być celem rosyjskich zleceń – na Kremlu przyjęto z wielkim niezadowoleniem porażkę przyjaznego mu rządu Donalda Tuska. O tym, że wiele fake newsów na temat Polski i pomówień o łamaniu praworządności było inspirowane w Rosji, wspomniała już kiedyś była ambasador USA Georgette Mosbacher. Teraz czekamy na to, by oskarżenia te potwierdziła to policja belgijska, włoska, grecka i najlepiej również polska.

REKLAMA

Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej