Co czeka Izrael, skąd protesty i spór o reformę? Michał Wojnarowicz (PISM): to kryzys polityczny i ustrojowy

2023-03-31, 16:59

Co czeka Izrael, skąd protesty i spór o reformę? Michał Wojnarowicz (PISM): to kryzys polityczny i ustrojowy
Jeden z wieców przeciwko izraelskiej reformie sądownictwa w Tel Awiwie, Izrael, 30 marca 2023 r. . Foto: PAP/EPA/ABIR SULTAN

W Izraelu od stycznia mają miejsce protesty przeciwko reformie wymiaru sprawiedliwości, w tym blokady dróg i strajki m.in. lotnisk, wielotysięczne demonstracje. Dlaczego reakcja społeczna jest tak silna i długotrwała, i dlaczego koalicja rządowa z premierem Benjaminem Netanjahu dąży do wprowadzenia ustaw? Czego można spodziewać się dalej? Te kwestie wyjaśnia Michał Wojnarowicz (PISM) w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.

PolskieRadio24.pl: Izraelem od kilku miesięcy wstrząsają protesty. Powodem jest sprzeciw wobec planów wprowadzenia reformy wymiaru sprawiedliwości. Po ostatniej kulminacji protestów, połączonej ze strajkami, kwestię reformy "zawieszono”, niemniej jednak premier Benjamin Netanjahu zapowiada, że będzie ona uchwalona.

Zbliża się Pascha w dniach 5-13 kwietnia, przy czym najważniejsze dni świąteczne przypadają na początek tego okresu, potem są już tak zwane dni półświąteczne. Trwa też Ramadan i zbliżają się święta wielkanocne.

Nasuwa się cały szereg pytań. Jak sytuacja w Izraelu może rozwinąć się dalej i do czego doprowadzi napięcie społeczne? Czy zmiany w wymiarze sprawiedliwości zostaną wprowadzone, czy jednak tak się nie stanie? Czy będą kolejne protesty i jak obecna sytuacja wpływa i wpłynie na politykę Izraela

Michał Wojnarowicz (PISM): Na tę chwilę większość reform, które zostały zaproponowane przez obecną koalicję rządową Beniamina Netanjahu, została wstrzymana. Nie zmienia to faktu, że politycy tej koalicji głośno podkreślają, że zmiany proponowane przez nich zostaną wprowadzone, to tylko tymczasowe opóźnienie, a ich plany zostaną zrealizowane.

Są one zresztą na różnych etapach w ścieżce legislacyjnej w Knesecie - zatem bardzo łatwo można do nich powrócić.

Niemniej oficjalnie stwierdzono, że kontrowersyjne projekty zostały zawieszone i trwają rozmowy na temat kompromisu między opozycją a stroną rządową co do ewentualnej zmiany tych proponowanych ustaw.

Warto podkreślić, że dużą rolę odgrywa prezydent Jicchak Herzog, który w Izraelu ma mało uprawnień stricte ustrojowych, ale jest figurą, która ma zdolność mediowania między różnymi stronnictwami. Jest postrzegany, choć oczywiście nie przez wszystkich, ale przez wielu aktorów zdarzeń, jako w miarę neutralny pośrednik.

Tymczasem wciąż trwają wciąż protesty uliczne, choć oczywiście na mniejszą skalę.

Izrael przygotowuje się bowiem do cyklu świąt judaistycznych (Pesach, 5-13 kwietnia), oprócz tego zaczął się ramadan (22 marca - 21 kwietnia) i zbliża się Wielkanoc. A zatem jest to taki dość szczególny okres funkcjonowania państwa. Wydaje się, że mamy do czynienia z pauzą. Pozostaje pytanie, jak ustawy będą dalej procedowane, czy strona rządowa zdecyduje się na kompromis, czy jednak zdecyduje się na taką bardziej konfrontacyjną postawę.


Protest przeciwko reformie wymiaru sprawiedliwości w Jerozolimie, 28 marca 2023 roku. PAP/EPA/ABIR SULTAN Protest przeciwko reformie wymiaru sprawiedliwości w Jerozolimie, 28 marca 2023 roku. PAP/EPA/ABIR SULTAN

Ważne są tutaj zatem i motywacje aktorów politycznych. Co o nich wiemy?

Duże znaczenie ma tak naprawdę skład tej koalicji. Do reformy prą współkoalicjanci Netanjahu, czyli Religijny Syjonizm, Siła Żydowska i partie religijne Szas oraz Zjednoczony Judazim Tory. Szczególnie te dwie pierwsze wymienione przeze mnie najbardziej dążą do zmiany układu sił między władzą wykonawczą a sądowniczą.

Prawda jest jednak taka, że wiele postulatów, które chciałaby realizować religijna czy nacjonalistyczna część rządu oraz społeczeństwa izraelskiego, byłoby bardzo trudne do przeprowadzenia w ramach obecnego systemu, z obecną linią orzecznictwa Sądu Najwyższego. I tu docieramy do projektu reformy w sądownictwie.


Manidestacja zwolenników reformy w Tel Awiwie, 30 marca. PAP/EPA/ATEF SAFADI Manidestacja zwolenników reformy w Tel Awiwie, 30 marca. PAP/EPA/ATEF SAFADI

O co zatem chodzi w proponowanej reformie?

Mamy teraz do czynienia ze sporem polityczno-ustrojowym. Procedowane propozycje reform znacząco zmieniłyby to, jak funkcjonowałby w Izraelu wymiar sprawiedliwości, zwłaszcza sądownictwa.

Otóż w Izraelu Sąd Najwyższy pełni też funkcje Trybunału Konstytucyjnego. To umocowanie wynika nie tyle z litery prawa, z konkretnej ustawy, co z orzecznictwa. W pewnym momencie Sąd Najwyższy po prostu niejako nadał sobie taką funkcję, wywodząc to z jednej z ustaw konstytucyjnych, uchwalonej w latach 90. I tu też ważne zastrzeżenie: Izrael nie ma konstytucji jako takiej, nie ma jednego spisanego aktu prawnego, tylko jego ustrój tak naprawdę określa szereg ustaw, nazywanych prawami podstawowymi, ustawami konstytucyjnymi, które regulują to, jak funkcjonuje np. Kneset, czy rząd, czy też jakie prawa są chronione w Izraelu.

Tego rodzaju konstytucja jest efektem braku konsensusu, nie można było go osiągnąć niemal od początku istnienia państwa. Brakowało większości, która wypracowałaby formułę, na którą zgodziłyby się wszystkie siły polityczne w Izraelu. Tu też swój udział miały m.in. partie religijne, choć nie tylko.

W tym momencie w systemie ustrojowym Izraela mamy dość silny rząd, dobrze sprzężony z władzą ustawodawczą, jeśli koalicja ma bezpieczną przewagę w Knesecie. Rząd może spokojnie procedować swoje propozycje i trochę brak mechanizmów, które mogłyby ową większość kontrolować.

Sądy, Sąd Najwyższy są tym właśnie tym głównym i najważniejszym elementem kontroli, bo Izrael nie ma drugiej izby parlamentu, nie ma prezydenckiego weta.

To siłą rzeczy buduje napięcia. Sąd Najwyższy ma naprawdę spore kompetencje w zakresie oceny ustaw. Spore uprawnienia ma też urząd Prokuratora Generalnego, jeśli chodzi o oceny prawnych działań rządu czy poszczególnych ministrów. To jednak generuje zarzuty, że to nie władza - demokratycznie obrana, sprawuje rządy, tylko niewybieralna prawnicza elita.

Warto podkreślić też, że sporo ustaw, które zostały odrzucone przez SN jako niekonstytucyjne, dotykało spraw ważnych z punktu widzenia tożsamościowego.

A chodzi na przykład o służbę wojskową dla osób ze społeczności ultraortodoksyjnej.

Sąd Najwyższy obalał ustawy, które tę ludność z tego obowiązku zwalniały, argumentując, że to jest sprzeczne z zasadą równości obywateli. Zabronił też zaboru prywatnych ziem palestyńskich na Zachodnim Brzegu Jordanu, z czego  chcieli korzystać osadnicy żydowscy. I to były też kwestie związane z przedłużaniem tak naprawdę na czas nieokreślony zatrzymań migrantów w Izraelu, głównie uchodźców z Afryki, co było dużym problemem polityczno-społecznym na początku poprzedniej dekady.

Sąd Najwyższy zatem wiele razy stawał na drodze różnym propozycjom prawej strony, która dominuje politycznie w Izraelu.

Stąd argumenty, że jest ona "spętana sędziowskim aktywizmem”. Dochodzą tu kwestie praw społeczności LGBTQ i innych mniejszości.

Oczywiście, nie można pominąć faktu, że obecny premier jest uwikłany w proces o korupcję. Stąd reforma omawiana jest w kontekście tej sprawy, są spostrzeżenia, że liczba ataków na sądownictwo w Izraelu zwiększyła się w momencie, kiedy zaczęły się problemy Netanjahu.

Nie ma jednak co ukrywać, to nie jest główny powód, i nie jedyny, jeśliby te wszystkie zmiany weszły w życie, uwolnienie Netanjahu od jego problemów prawnych byłoby raczej skutkiem ubocznym. Nie jest głównym celem, ponieważ można by to rozwiązać mniejszym kosztem niż takie ustawy, prowadzone w tym trybie.

Co zakłada reforma?

Obecna koalicja zaproponowała szereg zmian. Najważniejsze z nich to pozbawienie Sądu Najwyższego uprawnienia do oceny konstytucyjności ustaw. Kneset miałby możliwość odrzucenia weta sądowego zwykłą większością, chyba że zostałoby one uchwalone jednomyślnie - pełnym składem sędziowskim.

Druga ustawa zakłada zwiększenie roli polityków, ministrów koalicji rządowej w odpowiedniku polskiego KRS-u, czyli ciała, które wybiera sędziów w Izraelu.

A obecnie przewagę w tych organach, wybierającym i sędziów Sądu Najwyższego i sędziów sądów powszechnych w Izraelu, mają środowiska prawnicze.

Rząd chce to zmienić tak, żeby to politycy mieli ten głos decydujący.

Czytaj także:

Do tego jeszcze dochodzi kwestia zmian możliwości orzekania przez Sąd Najwyższy np. odrzucenia używanego przez Sąd kryterium "rozsądkowości” w orzecznictwie. Do tego dołączona jest kwestia zmian w funkcjonowaniu urzędu Prokuratora Generalnego.

To kościec tej ustawy. Do tego dołączona jest reszta drobniejszych zmian, wiążących się z relacją polityki i prawa.

Wzbudziło to spore kontrowersje. Propozycje procedowane przez rząd były trochę modyfikowane, ale idea została ta sama. To wygenerowało potężne protesty. Tu trzeba brać pod uwagę tryb wprowadzenia tych ustaw: bardzo szybki i kompleksowy.

W izraelskim systemie ustrojowym jest dość szeroka sfera kwestii niedookreślonych prawnie, które wymagają większego aktywizmu prawniczego, nie są umocowane prawnie, co podkreśla też wielu krytyków tych ustaw. Wiele spraw wymagałoby uszczegółowienia, ujednolicenia, a także umocowania ustawowego.

Jednak tryb, zakres propozycji, niekrycie się z pewnymi intencjami, w połączeniu z problemami korupcyjnymi premiera, sprawiły, że bardzo łatwo było zmobilizować powszechne protesty i opór przeciwko tym ustawom. Protesty bowiem trwają od stycznia, od początku tego roku.

Izrael słynie z dużych protestów, w manifestacjach bierze udział bardzo wielu mieszkańców Tel Awiwu - to tak naprawdę nie jest nic nowego.

Jednak do ruchu protestacyjnego włączały się coraz to nowe środowiska. Swoje krytyczne zdanie wyrażali naukowcy, środowiska prawnicze, ale też przedsiębiorcy, środowiska biznesowe powiązane ze startupami, diaspora żydowska. Zaniepokojenie wyrażała zachodnia dyplomacja.

Bardzo mocnym echem odbił się coraz większy sprzeciw ze strony armii, na przykład rezerwistów lotnictwa czy tych służących w jednostkach cyberbezpieczeństwa, czy rezerwistów innych elitarnych jednostek armii. Mówili wprost, że nie będą uczestniczyć w ćwiczeniach, dopóki te reformy są procedowane.

Już to było dość niebezpieczne z punktu widzenia władz. Nie oznacza to, że owe jednostki by się rozbroiły, niemniej była to okoliczność kłopotliwa.

W dodatku, w reakcji na sprzeciw wobec armii, do zatrzymania reform wezwał minister obrony, członek rządu, Joaw Galant. Został zdymisjonowany (choć tu trzeba zaznaczyć, że ta dymisja może jeszcze zostać wycofana).

To był jednak impuls do jeszcze większych masowych protestów, które widzieliśmy w niedzielę i w poniedziałek. Wprowadzono strajk generalny, zatrzymała się większość instytucji państwowych, dołączył się do tego strajku korpus dyplomatyczny. Zamknięte były szkoły, zatrzymano przyjmowanie samolotów na lotnisku Ben Guriona. Izrael nie widział protestów na taką skalę od lat.

Do tego oczywiście miały miejsce wielotysięczne manifestacje w Jerozolimie, Tel Awiwie, kontrowane też później przez zwolenników reformy, ale ci byli znacznie mniej widoczni.

Nawet prawnik premiera Netanjahu w procesach korupcyjnych miał zagrozić, że przestanie go reprezentować, jeśli te ustawy zostaną wprowadzone.

I w tym momencie władze ogłosiły, że reforma zostanie zatrzymana.

Nadal zastanawiamy się, co z tego wyniknie. Bo władza jest zakładnikiem swoich współkoalicjantów: bez reform sądownictwa w jakiejś formie, zwłaszcza takiej która by sprzyjała by ich planom, koalicja może nie mieć racji bytu.

Sam Netanjahu pozbawił się wcześniej innych sojuszników politycznych. Tak naprawdę obecny rząd, obecna koalicja, to być może ostatnia konfiguracja polityczna, w której może trwać jako premier. Stąd jego zależność od współkoalicjantów. Ma pewne szanse na pozyskanie posłów partii opozycyjnej, ale niewielkie.

Z drugiej strony opozycji brakuje sił na działania w parlamencie. Może organizować protesty, jednak bez woli rządu nie jest w stanie przeprowadzić swoich opozycji.

Nikomu nie opłacają kolejne wybory, a na pewno nie Netanjahu.

Na to wszystko nakłada się poważna polaryzacja społeczna, dotychczasowe linie podziału, które wpływały na politykę tego państwa są coraz głębsze, coraz mniejsza jest wola porozumienia między stronami.

Najbliższe miesiące mogą być bardzo decydujące, jeśli chodzi o to, jak Izrael będzie się zmieniał.

Protesty są bardzo intensywne. Pytanie, na ile znaczące jest zagrożenie destabilizacją.

Strajk generalny był krótkotrwały, szybko zostało przywrócone funkcjonowanie państwa. Niemniej jednak potencjał mobilizacji społecznej jest duży.

Tymczasem prawica stanowczo podkreśla, że chodzi przede wszystkim o przywrócenie sprawczości demokratycznego rządu, które jest kluczowe dla właściwego rządzenia państwem.

I tu widoczne są podziały społeczne, bo Sąd Najwyższy był przez wiele lat i wciąż jest postrzegany przez sporą część Izraelczyków, szczególnie na prawicy, jako instytucja elitarna, zamknięta, mało transparentna, która tak naprawdę utwierdza podziały w społeczeństwie,. Oskarża się SN, że kieruje się interesami świeckiej lewicowej mniejszości a nie interesem zwykłego Izraelczyka. I tak też są przedstawiane protesty: jako próby zachowania nieformalnej władzy, jaką mają te instytucje, zdominowane przez lewicę w Izraelu.

Można dodać do tego, że w izraelskim systemie jest sporo rozwiązań prowizorycznych: raz ustalone reguły, niekoniecznie mocno umocowane prawnie, stały się obowiązujące na dekady.

Kwestia zasadności niektórych zmian jednak trochę niknie, jeśli ich wprowadzanie jest mocno powiązane z bieżącymi zmianami politycznymi. Jest to z niekorzyścią dla państwa i jego funkcjonowania.

Przyszłe scenariusze będą wynikały z tego, na ile izraelskie partie będą zdolne się ze sobą porozumieć, czyli pewnie w jakiś sposób zmienić reformę, przeformułować, albo w jakiś sposób ją odłożyć? Nastąpić to może pewnie po świętach Paschy?

Presja ze strony koalicji jest duża. Netanjahu nie ma możliwości wpływu na koalicjantów, nie ma tylu argumentów przetargowych. Na przykład teraz opóźnienie reform była okupiona zgodą na stworzenie nowej formacji parapolicyjnej, kierowanej przez Itamara Ben-Gwira, ministra bezpieczeństwa narodowego, szefa Żydowskiej Siły, jednego z najbardziej skrajnych polityków izraelskich. To on groził wyjściem z koalicji i rozpadem rządu.


Protest po doniesieniach, zgodnie z którym premier Izraela Benjamin Netanjahu obiecał ministrowi Ben Gwirowi utworzenie gwardii narodowej, w Tel Awiwie, Izrael, 29 marca 2023 r.  PAP/EPA/ABIR SULTAN Protest po doniesieniach, zgodnie z którym premier Izraela Benjamin Netanjahu obiecał ministrowi Ben Gwirowi utworzenie gwardii narodowej, w Tel Awiwie, Izrael, 29 marca 2023 r. PAP/EPA/ABIR SULTAN

Z drugiej strony projekt prezydencki ma w założeniu łączyć argumenty obu stron tak, żeby nikt nie miał zbytniej przewagi. Uwzględnia np. większy udział polityków przy wyborze sędziów, adresuje różne kwestie sporne, ale nie spotkał się z akceptacją.

Główna partia opozycyjna "Jest przyszłość” Jaira Lapida proponuje docelowo prace nad konstytucją. I to jest jednak bardzo mało prawdopodobne. Zatem kryzys polityczny i ustrojowy w najbliższym czasie będzie się utrzymywał.

Jest wiele komentarzy o osobistej roli Benjamina Netanjahu w tym kryzysie, np. niektórzy sugerują, że mógłby żądać amnestii czy innego rodzaju ochrony w związku z zarzutami i procesami, które mu grożą. Pytanie jednak, czy jest w stanie wpłynąć na bieg zdarzeń. Po drugie obecna reforma nie gwarantowałaby mu ochrony "na zawsze”.

Co może zainteresować czytelników, Netanjahu z uwagi na konflikt interesu (chodzi o procesy w kwestii korupcji) został objęty zakazem wypowiedzi dotyczących reformy.

Premier nie mógł się wypowiadać na temat jednej z głównych kwestii, którymi żyje kraj. Zostało to zmienione przez Kneset, który wprowadził prawo uniemożliwiające zdjęcie premiera z urzędu: to znaczy, ma je teraz tylko rząd pod warunkiem poparcia ze strony dużej części Knesetu.

To miało zabezpieczyć Netanjahu przed starciem z Prokuratorem Generalnym i znów może zabierać głos w sprawie reformy.

Już choćby po tym widać, że spór na linii rząd-organy sprawiedliwości jest bardzo zaawansowany.

Immunitet byłby najprostszym rozwiązaniem, ale sprawa Netanjahu na tym etapie jest już drugorzędna. Koalicjantom chodzi bowiem o przemodelowanie izraelskiego systemu na tyle, żeby mogli procedować swoje postulaty, tak, żeby Sąd Najwyższy nie mógł w przyszłości ich zmieniać. To jest głównym celem reformy. Osobista korzyść Netanjahu to oczywiście bardzo ważny, ale osobny kontekst.

Jednak ktoś musiałby go stale bronić w Knesecie - czy to możliwe do końca jego życia?

Dopóki jest premierem, będzie miał obronę. Na tym opierał się wieloletni kryzys wyborczy w poprzednich latach.

Były spore szanse na stworzenie koalicji przez Likud, ale kluczem była obecność Netanjahu w rządzie. Jak długo trzymał się stanowiska, tak długo ograniczało to możliwości stworzenia innej koalicji.

Sytuacja przyniesie zapewne jeszcze wiele zwrotów - widać determinacje obu stron.

To bardzo dynamiczna sytuacja. Święta mogą przynieść chwilę oddechu, ale i tak nie można wykluczyć jakichś działań po stronie koalicji, żeby zaskoczyć opozycję, opinię publiczną, tak żeby nie zdążyła się zmobilizować do sprzeciwu wobec procedowanego prawa. Możliwe jest nie tyle naruszenie procedur, co zastosowanie politycznego wybiegu.

 ***

Z Michałem Wojnarowiczem z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej