To wściekłość imigrantów paliła francuskie miasta. Raport obnażył kłamstwa lewicowej narracji

Z opublikowanego właśnie raportu francuskich służb wynika, że za zamieszki, które na przełomie czerwca i lipca ogarnęły całą Francję, odpowiada przede wszystkim młodzież o imigranckim pochodzeniu. To zaś oznacza, że ostatecznie w gruzach legła cała medialna lewicowo-liberalna narracja, która wytłumaczenia dla aktów wandalizmu i przemocy szukała wszędzie - ale nie u źródła.

2023-09-12, 15:55

To wściekłość imigrantów paliła francuskie miasta. Raport obnażył kłamstwa lewicowej narracji
Zamieszki we Francji były naznaczone wściekłością imigrantów. Raport obnażył kłamstwa lewicowej narracji. Foto: Manuel Magrez/PAP ARCHIWUM

Do tej pory francuskie władze – pytane o przyczyny tak nagłego wybuchu zamieszek, trwających od 27 czerwca do 7 lipca, do których doszło po śmierci 17-letniego Nahela zastrzelonego przez policjanta w Nanterre po odmowie poddania się kontroli drogowej – starały się jak najbardziej uogólniać sprawę i podpierały się komentarzami mainstreamowych mediów, piszących o pokoleniu buntu i walce, chociaż złymi środkami, o sprawiedliwość. Tematem debat stało się wszystko - poczynając od wykluczenia, islamofobii i braku tolerancji, a na nikłych perspektywach rozwoju jednostek kończąc  z wyjątkiem prawdy.

A ta jest dla Francji o wiele boleśniejsza, niż się wydaje jej politycznym sternikom – otóż rośnie tam kolejne pokolenie o pochodzeniu afrykańskich i arabskim, które nienawidzi tego kraju i jest gotowe do używania przemocy na szeroką skalę. To zaś oznacza, że nie tylko niechętnie odnoszą się do niego ci, którzy niedawno tam przybyli, ale również ci, których rodzice osiedli w tym kraju przed kilkudziesięcioma laty. Ich dzieci zaś, bardziej identyfikują się dziś z krajami, w większości muzułmańskimi, z których wywodzą się ich rodzice, niż z tym, w którym często się urodzili i od najmłodszych lat żyją.

Casus ten można było też niedawno zaobserwować w sąsiedniej Belgii, która po porażce z Marokiem stała się świadkiem agresywnych poczynań muzułmańskiej młodzieży, czy w Niemczech, przede wszystkim w kontekście popierania przez większość tamtejszych Turków antyzachodniej polityki prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana.

Raport obnażył lewicowe manipulacje

Z właśnie opublikowanego raportu Generalnego Inspektoratu Administracji (IGA) oraz Generalnego Inspektoratu Sprawiedliwości (IGJ) na temat profili i motywacji aresztowanych podczas zamieszek przestępców wynika, że prawie 90 procent z nich to samotni, nieposiadający dzieci mężczyźni, w wieku od 18 do 24 lat, z których prawie 40 procent nie ma pracy, tyle samo także matury, a prawie 30 procent dyplomu.

REKLAMA

Okazało się również, że zamieszki nie były buntem przeciwko brutalności policji i nierównościom, gdyż większość ich uczestników mówiła, że „poszukiwała adrenaliny” i kierowała się chęcią zysku. Tylko jeden procent zatrzymanych powoływał się na motywacje polityczne lub ideologiczne. To zaś oznacza całkowitą porażkę lewicowo-liberalnej narracji, która przywoływała ten wątek jako kluczowy.

Francja polem bitwy

Skala zniszczeń po zamieszkach we Francji przeraża do dziś. W wyniku dziesięciodniowych rozruchów doszło do ponad 58 tysięcy przestępstw, policja zatrzymała prawie 4,5 tys. ich uczestników, a 12,3 tys. osób było podejrzanych o niszczenie mienia. 

Ze wstępnych szacunków ubezpieczycieli wynika, że spowodowane przez nich szkody wyniosły co najmniej 650 mln euro. Francuskie MSW poinformowało, że od początku zamieszek spłonęło ponad 6 tys. samochodów, podpalonych lub uszkodzonych zostało 1100 budynków, a zaatakowanych zostało 270 posterunków policji i żandarmerii.

O skali brutalności rozruchów świadczy fakt, że straty te są trzykrotnie wyższy niż w 2005 roku, kiedy Francję przetoczyła się najdłuższa, trwająca przez miesiąc fala zamieszek.

REKLAMA

Czytaj także:

Chcą poważnej walki z nielegalną migracją

Zwykli obywatele jednak, widząc, co się dzieje w ich kraju, nie przyjęli narracji mainstreamowych mediów i rządu i – jak wskazywały sondaże  zdecydowana większość z nich domaga się od niego zaostrzenia działań w zakresie polityki migracyjnej.

To zaś wpłynęło w końcu na rządzących – którzy, podobnie jak to miało miejsce po zamachach terrorystycznych dokonywanych przez islamistów – w końcu ulegli presji i w obawie przed nadmiernym wzrost popularności prawicowych przeciwników, zapowiedzieli daleko idące zmiany w kontekście alienujących się środowisk muzułmańskich.

Przez ten pryzmat należy patrzyć na niedawną deklarację prezydenta Emmanuela Macrona, który zapowiedział poddanie kwestii imigracji pod referendum, co ma zostać poprzedzone ewentualną zmianą konstytucji. Warto podkreślić, że zwolennikami rozpisania plebiscytu w tej sprawie jest siedmiu na dziesięciu Francuzów.

We wstępnym projekcie reformy rząd zapowiadał uregulowanie statusu prawego tysięcy cudzoziemców pracujących w takich sektorach jak: służba zdrowia, budownictwo i gastronomia. Macron zaś zwrócił uwagę, że reforma ma ułatwić deportację cudzoziemców skazanych za przestępstwa.

REKLAMA

W ostatnim czasie rząd w Paryżu wprowadził też zakaz noszenia w szkołach abai  muzułmańskiego wierzchniego odzienia zakrywającego większość ciała. Francuski minister edukacji Gabriel Attal przekonywał, że taki ubiór narusza przepisy dotyczące świeckiego charakteru instytucji edukacyjnych.  

Francję zalewa migracyjna fala

To jednak wciąż o wiele za mało. Jak niedawno informowały media, Francję, w szczególności nadmorskie departamenty, zalewa fala nieletnich migrantów, którzy przedostają się tam z Włoch i stwarzają ogromne problemy. W reakcji na to lokalne władze ślą do Macrona i premier Elisabeth Borne listy z prośbami o pomoc.

W jednym z nich przewodniczący rady departamentu Alpy Nadmorskie Charles-Ange Ginesy informował, że do 18 sierpnia ponad 4,3 tys. nieletnich cudzoziemców musiało zostać objętych opieką przez departament. Jest to liczba jedynie o 600 mniejsza od łącznej liczby migrantów, którzy dotarli tam w całym zeszłym roku. – Służby państwowe na granicy są przeciążone, a służby departamentalne nie są w stanie zrobić więcej po wykorzystaniu ogromnych zasobów ludzi i finansów – ocenia urzędnik.

Problem ten jednak nasila się pomimo zapewnień władz, które przekonują, że robią co mogą, by ograniczyć nielegalną migrację. Niedawno brytyjski "Daily Telegraph" podawał, że mimo iż Londyn przekazał większe środki francuskim władzom na zatrzymywanie migrantów na kanale La Manche, to jednak skuteczność tamtejszych służb maleje. Rośnie zaś przestępczość, której sprawcami są imigranci.

REKLAMA

Odrzucić medialny parasol

Temat nielegalnej migracji wiąże się też z masową dezinformacją tamtejszych mediów. Jak pisał niedawno na łamach "Deliberatio" publicysta Patrick Edery w większości są one pełne frazesów o demokracji, europejskich wartościach i państwie prawa, tymczasem, wśród państw demokratycznych, to właśnie we Francji "najlepiej widać brak pluralizmu, a najbardziej niepokojącym zjawiskiem jest niemal totalitarna jednomyślność francuskich mediów". Dowodem na to jest właśnie zmowa milczenia w sprawie polityki migracyjnej.

W Polsce również większość liberalno-lewicowych mediów stara się bagatelizować sprawę nielegalnej migracji, podkreślając, że jest to pozytywny czynnik dla rozwoju europejskich gospodarek, "ubogacający" społeczeństwa. W podobnym tonie przez lata wypowiadała się PO, która popierała w czasach swoich rządów z PSL system kwot.

Zobacz również w tvp.info: Holandia: Spalono Koran podczas demonstracji. Dojdzie do fali zamieszek?

Boli ich możliwość wypowiedzenia się Polaków

Gdy jednak do władzy doszło PiS, a większość Polaków w sondażach wypowiadała się przeciwko narzucaniu naszemu krajowi liczb migrantów do przyjęcia, partia Donalda Tuska unikała tego tematu jak ognia. Momentem przełomowym było jednak ogłoszenie przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego propozycji rozpisania referendum w tej sprawie. Nagle okazało się, że wszystkie partie jak jeden mąż są przeciwne kwotom i opowiadają się za twardą obroną granic.

REKLAMA

Nie ulega jednak wątpliwości, że deklaracje te mają jedynie na celu zniechęcenie jak największej liczby obywateli do wypowiedzenia się w referendum, tak by temat ten zniknął w natłoku innych, często wymyślonych i marginalnych.

Opozycja bowiem obawia się, że większość Polaków, przy wystarczającej do uznania referendum frekwencji, wypowie się przeciwko systemowi kwot – co trudno będzie zbagatelizować, nawet w sytuacji, gdyby to partie opozycyjne przejęły władzę i chciały kontynuować liberalną politykę migracyjną rządów Tuska i Ewy Kopacz.

Zobacz także na TVP Info: Kryzys w Chorwacji. „Walczymy z nową falą migracji, UE musi zacząć działać poza swoimi granicami”

Głos sprzeciwu

Głos sprzeciwu polskiego społeczeństwa byłby też nie w smak Brukseli, Berlinowi i Paryżowi, które chciałyby, żeby wszystkie państwa unijne zgodziły się na inną wersję dyrektywy narzucającej kwoty, a mianowicie pomysł "obowiązkowej solidarności", w której państwa niechcące przyjmować migrantów musiałyby płacić za nich ekwiwalent. Rząd PiS jest tego zdecydowanym przeciwnikiem i pracuje nad stworzeniem koalicji państw, które nie mają zamiaru zgodzić się na ten dyktat.

REKLAMA

Mówienie zaś, że sprawa ta, także w kontekście używania przez reżim Aleksandra Łukaszenki migrantów do podważania naszej granicy z Białorusią, jest nieistotna - jest niczym więcej jak fałszem i manipulacją. To zaś, miejmy nadzieję, spotka się z właściwą odpowiedzią Polaków przy referendalnej urnie.

Petar Petrović

Czytaj także:

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej