Czy Mołdawia wymyka się Europie? Ekspert: sytuacja jest niezwykle dynamiczna

2017-01-25, 10:44

Czy Mołdawia wymyka się Europie? Ekspert: sytuacja jest niezwykle dynamiczna
Spotkanie prezydentów Rosji Władimira Putina i Mołdawii, Igora Dodona. Foto: PAP/EPA/ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK / KREMLIN POOL

Anulowanie umowy Mołdawii z UE, strategiczne stosunki z Rosją – to wizja prezydenta Mołdawii Igora Dodona, którą przedstawił w Moskwie u boku Władimira Putina. O tym, jak może rozwinąć się sytuacja w Mołdawii w najbliższym czasie opowiedział portalowi PolskieRadio.pl ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich Kamil Całus.

Igor Dodon, prezydent Mołdawii, znany z prorosyjskich poglądów, odwiedził Moskwę w zeszłym tygodniu. Spotkał się z Władimirem Putinem, było to pierwsze spotkanie prezydentów obu krajów od 8 lat. Dodon deklarował, że jest za rozwiązaniem umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, która, jak oznajmił, jego krajowi nie przynosi korzyści. Oświadczył, że jeśli po wyborach parlament zechce rozwiązać umowę, on taki krok poprze. Opowiedział się też za strategicznym partnerstwem z Rosją. Jest przeciwny sojuszowi z NATO – twierdził już wcześniej, że może podpisać jedynie porozumienie o neutralności kraju.

Prezydent Mołdawii zapowiadał też w Rosji, że w lutym uda się do Brukseli i tam będzie prowadził rozmowy na temat możliwości zbliżenia z Moskwą w ramach obowiązującego obecnie Kiszyniów porozumienia.

Dodon wygrał wybory prezydenckie niewielką liczbą punktów procentowych z proeuropejską kandydatką na urząd prezydenta, Mają Sandu. Niedługo po zaprzysiężeniu w grudniu sprzed jego siedziby zniknęły flagi UE, zdymisjonował też ministra obrony Anatola Salaru, zdeklarowanego zwolennika NATO, ale też zjednoczenia z Rumunią.

W odpowiedzi na deklaracje Dodona w Moskwie, premier proeuropejskiej koalicji Pavel Filip oświadczył, że słowa prezydenta to retoryka, Mołdawianie w ciągu dwóch lat na pewno odczują pozytywne skutki zmian, a kraj zintensyfikuje swoje wysiłki na rzecz integracji z Zachodem.

Czy Igor Dodon może wcielić w życie swoje zapowiedzi? Czy Mołdawia może dzięki wysiłkom Rosji trafić do jej strefy wpływów? Dlaczego Mołdawianie nie ufają proeuropejskiej koalicji i czego można się spodziewać w 2018 roku? O skomplikowanej sytuacji w Mołdawii opowiedział portalowi PolskieRadio.pl ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, Kamil Całus.

***

Agnieszka Kamińska, PolskieRadio.pl: Prezydent Mołdawii Igor Dodon podczas niedawnej wizyty w Moskwie stwierdził, że po wyborach parlamentarnych w 2018 roku Kiszyniów może rozwiązać umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską.  Takie słowa padły na jego wspólnej konferencji z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Jak pan traktuje tę deklarację, taki scenariusz może w rzeczywistości czekać Mołdawię?

Kamil Całus, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich:  Igor Dodon na długo przedtem zanim został prezydentem jako lider Partii Socjalistów Republiki Mołdawii, miał w swoim programie renegocjację i wypowiedzenie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Jego stosunek do pogłębiania integracji z UE zawsze był krytyczny.

W Moskwie Dodon stwierdził, że jeśli do władzy dojdą siły eurosceptyczne, na przykład jego Partia Socjalistów, i zgłoszą taki wniosek, on go chętnie poprze. Co istotne: obecnie on sam, jako prezydent Mołdawii nie może wypowiedzieć umowy międzynarodowej. W ramach funkcjonującego w Mołdawii systemu konstytucyjnego jego kompetencje są dość nikłe. Z tego wynika, że dopóki w Mołdawii jest przynajmniej nominalnie proeuropejski rząd i proeuropejska większość parlamentarna, to do wypowiedzenia umowy stowarzyszeniowej nie może dojść.

Co prawda, Dodon może zorganizować referendum, w którym – biorąc pod uwagę nastroje społeczne – mołdawskie społeczeństwo mogłoby zagłosować za wypowiedzeniem umowy stowarzyszeniowej. To jednak nie jest jednoznacznie pewne. Byłoby to referendum o statusie konsultacyjnym, a zatem parlament nie byłby zobowiązany wdrażać wynikających z jego decyzji.


Spotkanie Putina i Dodona. Fot. PAP/EPA/ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK Spotkanie Putina i Dodona. Fot. PAP/EPA/ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK

Trzeba mieć na uwadze, że deklaracje Igora Dodona w Moskwie mają charakter wczesnej kampanii wyborczej. Liczy on na to, że w 2018 roku jego Partia Socjalistów zdobędzie większość parlamentarną. Na wybory przedterminowe na razie  nic nie wskazuje.

Deklaracje silnie prorosyjskie, antyeuropejskie, skierowane są do elektoratu Dodona i mają budować jego wizerunek jako zdecydowanego polityka. Dodon został przyjęty przez prezydenta Władimira Putina, przez ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa, wicepremiera Dmitrija Rogozina, którzy w ten sposób budują jego wizerunek jako polityka efektywnego i szanowanego, którego z chęcią przyjmują  politycy rosyjscy wysokiego szczebla. Takie spotkania uwiarygodniają też jego prorosyjską narrację.

Niektórzy pytają, czy Dodon chciałby wypowiedzieć umowę z UE, jeśli jego partia miałaby większość w parlamencie. Zachód, UE wspierają Mołdawię finansowo. To zarówno bezpośrednie wsparcie budżetowe, jak i różne programy pomocowe, kredyty, finansowe i techniczne wsparcie reform.

Rosja w obecnej sytuacji nie jest w stanie zaoferować Mołdawii pomocy podobnej do tej, której udzielają MFW czy UE– szczególnie w aspekcie finansowym. Zatem nawet gdyby partia Dodona zdobyła władzę w 2018 roku nie jest pewne, czy byłaby skłonna wcielać w życie swoje prorosyjskie obietnice. To wszystko zresztą kwestia dość odległej przyszłości – dwa lata w burzliwej polityce mołdawskiej to bardzo długi okres.


Prezydent Mołdawii Igor Dodon i prezydent Rosji Władimir Putin Prezydent Mołdawii Igor Dodon i prezydent Rosji Władimir Puti. PAP/EPA/ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK

Dwa lata mogą przynieść wiele zmian. Czyli de facto – przynajmniej w części możliwy jest scenariusz, który Dodon rysuje? Czy rzeczywiście jest on tak bardzo mało prawdopodobny? Przesłanką zapewne mogłaby być zmiana nastawienia społeczeństwa względem Rosji, i pytanie, czy takie zmiany nie zachodzą?

W Mołdawii mamy dość specyficzną sytuację, jeśli chodzi o nastawienie społeczeństwa do Rosji. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wzrasta poparcie dla partii prorosyjskiej – ale nie jest tak do końca. Społeczeństwo mołdawskie podzielone jest mniej więcej po połowie. Ten podział utrzymuje się co najmniej od kilku lat. Połowa popiera integrację z Zachodem, połowa z Rosją czy szerzej z Eurazjatycką Unią Gospodarczą.

Przez 7 ostatnich lat w Mołdawii rządziła koalicja proeuropejska, która szczególnie Po roku 2013 mocno się zdyskredytowała. Przez zdecydowaną większość Mołdawian postrzegana jest jako nieefektywna, niewiarygodna i skorumpowana. Polityków tej właśnie koalicji obwinia się o największą w historii kraju aferę finansową - wyprowadzenie w końcu 2014 roku ok. 1 mld dolarów z mołdawskiego sektora bankowego.

Mołdawianie dostrzegają też, że mimo proeuropejskiej retoryki, prezentowanej przez tę partię w ciągu ostatnich lat, niewiele w kraju się zmieniło. Korupcja, będąca jednym z kluczowych problemów kraju, utrzymuje się na wysokim poziomie, a sytuacja gospodarcza jest nadal zła. To sprawiło, że duża część Mołdawian rozczarowała się ideą europejską – oni są nadal prozachodni, nie zmieniają swoich poglądów, nie dochodzą do wniosku, że lepiej byłoby współpracować z Rosją. Natomiast przestają np. brać udział w wyborach. Tracą wiarę w możliwość zmiany i popadają w swoistą polityczną apatię. To automatycznie sprawia, że ugrupowania popierane przez dużo bardziej zdyscyplinowaną i opowiadającą się za współpracą z Rosją część elektoratu, otrzymują większość głosów.

W związku z tym niewykluczone jest, że w wyborach 2018 roku, o ile rzeczywiście odbędą się one w tym terminie, większość może zdobyć partia Dodona.  Jednak to jest jeszcze bardzo niepewne. Obecnie w Mołdawii na czele całego systemu władzy nieformalnie stoi oligarcha, najbogatszy człowiek w kraju, Vlad Plahotniuc. Formalnie nie pełni on żadnej oficjalnej funkcji państwowej. Jest jedynie liderem głównej partii koalicyjnych.

Człowiek ten jest bardzo zręcznym politykiem. Świadomy jest tego, jakie ryzyko niesie przejęcie władzy przez konkurencję polityczną. Z pewnością stara się już o to, by w 2018 roku to jego opcja zwyciężyła. Właśnie trwa akcja PR, która ma za zadanie poprawę jego wizerunku – obecnie jest o fatalny, zaledwie 2-4 procent Mołdawian ufa temu oligarsze. Odbywa się też operacja rebrandingu jego zdyskredytowanej partii, po to, by móc przedstawić ją na nowo elektoratowi i poprawić wizerunek.


Prezydent Mołdawii Igor Dodon i prezydent Rosji Władimir Putin. Fot. PAP/EPA/ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK / KREMLIN POOL Prezydent Mołdawii Igor Dodon i prezydent Rosji Władimir Putin. Fot. PAP/EPA/ALEXEI DRUZHININ / SPUTNIK / KREMLIN POOL

Jest jeszcze paradoks - tego typu wizyty w Moskwie, jaką odbył Dodon, z punktu widzenia Płahotniuca i koalicji proeuropejskiej są bardzo pozytywne, bo podsycają strach proeuropejskiego elektoratu przed możliwym zwrotem na wschód. Innymi słowy, dzięki takim wizytom Vlad Plahotniuc może pokazywać, że zagrożenie prorosyjskim kursem jest realne.

Przekaz jest taki: ledwo Igor Dodon został prezydentem, już pojechał do Rosji, zapowiada wypowiadanie umowy stowarzyszeniowej, więc nieważne, że postrzegacie nas jako skorumpowanych, odpowiedzialnych za niepowodzenie proeuropejskich reform. Musicie na nas zagłosować, bo jeśli nie, to niedługo w Kiszyniowie rządziły będą siły prorosyjskie, a cały program integracji europejskiej Mołdawii się załamie. Granie na antyrosyjskich lękach części wyborców pozwala na konsolidowanie elektoratu i także na swoiste szantażowanie Zachodu w celu zdobycia legitymacji, której posiadający marginalne poparcie rząd w tej chwili nie posiada. Wedle forsowanej przez Plahotniuca, wizji Zachód ma do wyboru – wesprzeć obecną władzę, albo nie wspierać jej, czyli de facto przez swoją pasywność wesprzeć wariant prorosyjski i ujmując rzecz kolokwialnie, oddać Mołdawię w ręce rosyjskie.

Trudno zatem powiedzieć, co czeka nas za dwa lata na wyborach. Może się zdarzyć bardzo wiele. Jednak jest duże prawdopodobieństwo, że obecnie rządzące siły proeuropejskie (z zastrzeżeniem, że są one raczej nominalnie proeuropejskie niż realnie pragnące reform) pozostaną u władzy.

Mimo wszystko jakoś tworzy się wrażenie, nie wiem na ile słuszne, że albo wektor polityki mołdawskiej się zmienia, albo droga na Zachód jakby trochę zahamowała. Bo na przykład ktoś wybrał prorosyjskiego prezydenta – mimo tego, że Rosja jest agresorem na Ukrainie. Ten prezydent uważa, że wskazana jest wizyta w Moskwie, odrzucenie NATO i wprowadza te wątki do debaty publicznej, mimo tego, że wojna na Ukrainie trwa. Co na taką sytuację wpłynęło, jakie czynniki, jakie błędy proeuropejskiej opcji? Czy nie jest tak, że Mołdawia powolutku zaczyna wymykać się Zachodowi?

Tak jak mówiłem, prorosyjska retoryka była obecna w polityce mołdawskiej od dawna, wyrażana była nie tylko przez Igora Dodona, ale też przez innego lidera ważnej opozycyjnej partii, choć nieparlamentarnej, Renata Usatiego ("Nasza Partia”), a jeszcze wcześniej przez kierowaną przez Vladimira Voronina Partię Komunistów Republiki Mołdawii.

Politycy prorosyjscy w Mołdawii podkreślają historyczne związki ich kraju z Rosją, wskazują na powiązania kulturowe, tożsamościowe, jest też sprawa sąsiedztwa z Rumunią. Wedle tych polityków Rosja stanowi gwarancję mołdawskiej niezależności tożsamościowej i historycznej, swoistego strażnika ich odrębności od Rumunów. Rosja jest uważana przez nich też za bardzo ważnego partnera handlowego, którego Mołdawia utraciła ze względu na podpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE. W 2013 i 2014 roku Rosja wprowadziła embargo na znaczną część produkcji mołdawskiej, zwłaszcza alkoholowej i rolnej, co  uderzyło w mołdawskich rolników. Politycy prorosyjscy oraz prorosyjski elektorat w Mołdawii tak właśnie postrzegają Rosję. Kwestie takie jak wojna na Ukrainie nie są tak istotne z tego punktu widzenia, a w związku z tym nie wpływają negatywnie na nastroje zwolenników zbliżenia z Rosją. Można powiedzieć nawet, że im sprzyjają. Prorosyjscy Mołdawianie wskazując na ogarniętą wojną Ukrainę mówią bowiem wprost: lepiej współpracujmy z Rosją by nie znaleźć się w takiej sytuacji.

Igor Dodon wygrał wybory stosunkowo niewielką przewagą głosów, nieco ponad 50 procent. To odpowiada temu, o czym mówiłem wcześniej – podziałowi społeczeństwa mniej więcej pół na pół, na zwolenników integracji z Rosją i z UE. I jak podkreślę, jego zwycięstwo było związane z tym, że nie udało się w pełni zmobilizować elektoratu proeuropejskiego – tego, który był rozczarowany tzw. rządami proeuropejskimi i też polityką unijną wobec Mołdawii.

Czy można dostrzec jakieś błędy, przyczyny tego, że te nastroje takie właśnie są?

Niestety, w Mołdawii w ciągu ostatnich lat popularna stała się opinia, że UE wiedziała, iż jej partnerami w Mołdawii są władze skorumpowane i nastawione nie na realne reformy, a na uzyskanie korzyści finansowych dla siebie. I że mimo to przekazywano pieniądze, przedstawiciele UE spotykali się z mołdawskimi politykami i unikali  ich otwartej krytyki.

To zaś, wedle tego sposobu myślenia, doprowadziło do sytuacji, którą mamy dziś, w której władze robią co chcą, mogą wyprowadzić z sektora bankowego miliard dolarów, co stanowi 1/6 mołdawskiego PKB, i tak dalej. Taka sytuacja doprowadziła do rozczarowania proeuropejskiego elektoratu.

Drugi czynnik to o wiele mocniejsze zaangażowanie Rosji w regionie. Powstała Unia Celna, przemianowana później na Eurazjatycką Unię Gospodarczą, czyli pojawiła się realna – przynajmniej na poziomie politycznym - alternatywa dla integracji z UE, której wcześniej nie było.

Zwiększyła się też intensywność rosyjskiej propagandy. Funkcjonuje ona w Mołdawii, za pośrednictwem m.in. powszechnej w tym kraju rosyjskiej telewizji. Pojawiły się również naciski natury polityczno-biznesowej i straszenie konsekwencjami podpisania umowy stowarzyszeniowej. Zapowiadano ograniczenia w handlu czy odcięcie dostaw gazu.  

Takie delikatne sugestie padły i teraz  - podczas wizyty Dodona w Moskwie. Putin stwierdził, np. że dobrze byłoby wypracować jakieś porozumienie regulujące relacje mołdawsko-rosyjskie w kontekście podpisania przez Kiszyniów umowy stowarzyszeniowej. Wskazał jednocześnie, że takiego porozumienia nie udało się wypracować z Ukrainą. Deklaracja ta przez wielu Mołdawian została odebrana jako zawoalowana groźba.

Czynników wpływających na spadek popularności wektora proeuropejskiego jest więc wiele. Nie powiedziałbym jednak, że Mołdawia wymyka się Europie. Podział na prorosyjską i proeuropejską część społeczeństwa, jak już mówiłem, jest stały. Niestety problemem pozostaje jednak rosnące rozczarowane wyborców, którzy w coraz mniejszym stopniu liczą na to, że w kraju dojdzie do jakichkolwiek zmian. To jest spory problem.

Na horyzoncie nie widać żadnych sił, które mogłyby te zmiany wprowadzać?

Są takie siły polityczne, ale są one obecnie bardzo słabe. W opozycji oprócz prorosyjskich sił mamy do czynienia z dwoma ugrupowaniami o profilu proeuropejskim. Największe nadzieje wśród nich budzi Partia Solidarności i Działania Mai Sandu, która przegrała wybory z Igorem Dodonem.  Przegrała je jednak z bardzo dobrym wynikiem -  bo uzyskała około 48 procent głosów. Jej ugrupowanie jest ukierunkowane na to, by reformować kraj, walczyć z korupcją, europeizować aparat państwowy.

Niestety problem tej partii polega na tym, że od początku jest tworzona jako projekt oddolny i obywatelski, niezależny od mołdawskich biznesmenów i oligarchów. Zgodnie z założeniami jej twórców ma być ono finansowane przez członków. To piękna idea, ale w przypadku najbiedniejszego kraju Europy, jakim jest Mołdawia taki sposób zdobywania środków dla ugrupowania sprawia, że zmaga się ono z permanentnymi problemami finansowymi. W praktyce funkcjonuje "na granicy”. Z tak małymi zasobami trudno jest w mobilizować ludzi do działań na rzecz tej partii. Do tego nie posiada ona własnego zaplecza medialnego. Ma problemy z przebiciem się do świadomości publicznej  – zwłaszcza teraz, po przegranej Mai Sandu w wyborach prezydenckich. Generalnie szanse na to, że stanie się alternatywą w najbliższym czasie są niewielkie .Powtarzam jednak, do roku 2018 wszystko może się zdarzyć. Jeżeli ta partia przetrwa, w 2018 będzie brała udział w wyborach.

Jest i druga partia, która miała podobny program jak Partia Działania i Solidarności. Jest to partia Godność i Prawda (DA). Jej zaplecze finansowe i organizacyjne jest lepsze niż w przypadku PAS, ale niestety dużo bardziej nieprzejrzyste. Partię oskarża się o bycie narzędziem politycznym w rękach skłóconych z Plahotniuciem biznesmenów, co podważa jej wiarygodność w oczach elektoratu. Dodatkowo zbieżność haseł i programów PAS i DA generuje napięcia między obydwiema formacjami, które – choć walczą przeciw temu samemu przeciwnikowi, jednocześnie konkurują o poparcie tego samego elektoratu

Chciałbym podkreślić, że dostrzegam niestety skłonność do opisywania sytuacji w Mołdawii w kontekście jednej wypowiedzi Dodona. Sprawa jest bardziej złożona, ma silny komponent wewnątrzpolityczny. Istnieją np. podejrzenia, że prorosyjskość Dodona może być nawet skoordynowana z oligarchą Plahotniuciem i ma za zadanie wspierać pozycję polityczną obu tych postaci. Plahotniuc może się prezentować jako jedyny obrońca kursu Mołdawii  na Zachód, a Dodon może pokazywać, że jest aktywnym politykiem, mimo że de facto niczego zrobić na razie nie może. Może jednak zademonstrować, że jeździ, spotyka się, uzyskuje poparcie Kremla, rozmawia z Putinem, a jeśli nic wymiernego nie jest w stanie uzyskać, to może odpowiedzieć, że nie ma kompetencji, a do tego blokowany jest przez złe, skorumpowane władze.

***

Z ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich Kamilem Całusem rozmawiała Agnieszka Kamińska, portal PolskieRadio.pl

***

 


Polecane

Wróć do strony głównej