Anita Gargas: z góry założono, że winni są polscy piloci
Donald Tusk i jego ekipa, powinni bronić polskiej racji stanu. Faktycznie działali, jakby dla nich rosyjska racja stanu była ważniejsza - mówi Anita Gargas, dziennikarka śledcza, autora filmu dokumentalnego o katastrofie smoleńskiej "Anatomia upadku".
2017-04-07, 18:55
Przeanalizowała pani przebieg badania katastrofy smoleńskiej i porównała z pracą specjalistów przy innych katastrofach lotniczych. Co najbardziej rzuca się w oczy?
Różnice są gigantyczne. Podstawową jest to, że po katastrofie smoleńskiej nie stworzono międzynarodowej komisji, która badałaby katastrofę. Nie prowadzono także wspólnego polsko-rosyjskiego śledztwa. Nie stworzono nawet przedstawicielom strony polskiej możliwości dostępu do podstawowych dowodów – chodzi nie tylko wrak, ale też czarne skrzynki. Trudno nazwać dostępem udział w kopiowaniu nagrań, które zresztą dopiero po kilku próbach okazało się skuteczne.
Anita Gargas Donald Tusk i jego ekipa mieli cały pakiet niezbędnych informacji, aby przyjąć rozwiązania proceduralne korzystne dla Polski
W przypadku innych katastrof widać, że zarówno ci, którzy je badali, jak i śledczy przyjmowali wszelkie możliwe hipotezy – w tym akt terroru i inne przyczyny związane z udziałem osób trzecich. Tymczasem w przypadku katastrofy smoleńskiej od razu z góry założono, że winni są polscy piloci i osoby, które na nich naciskały, oraz wadliwy system szkolenia.
Z perspektywy kilku lat widać, że Donald Tusk i jego ekipa mieli cały pakiet niezbędnych informacji, aby przyjąć rozwiązania proceduralne korzystne dla Polski. Z niewiadomych do dzisiaj względów podjęli z pełną świadomością decyzję, która stawiała Polskę w roli petenta.
Podobnie w roli petenta próbowano postawić Holendrów po katastrofie MH17 w Donbasie. Oni też mieli problemy z odzyskaniem czarnych skrzynek.
Proszę zwrócić uwagę, że szybko uwinęli się z tym problemem. Premier Holandii błyskawicznie zadeklarował publicznie, że będzie się domagał międzynarodowego dochodzenia - i do tego doprowadził. Natychmiast wysłano też na Ukrainę dużą ekipę, która przebywała na Ukrainie tak długo, aż wyegzekwowała wrak. Ten wrak został przetransportowany na olbrzymich platformach, kolumna tych samochodów przejeżdżała też przez Polskę. Dzięki temu Holendrzy mogli zrobić rekonstrukcję na stelażu i sprawdzić w jaki sposób rozrywała się powłoka samolotu. Ale sprowadzenie wraku to był skutek wcześniejszych działań władz poszkodowanych krajów.
REKLAMA
To, że my nie mogliśmy zrekonstruować wraku, to skutek zaniechań polskiego rządu.
W ujawnionym niedawno stenogramie ze spotkania Tuska z rodzinami ofiar z 10 listopada 2010 roku, były premier bierze na siebie pełną odpowiedzialność.
Wziął od pierwszej chwili. Ale swą nieszczęsną decyzję, narzuconą przez Rosjan, o procedowaniu zgodnie z załącznikiem 13 konwencji chicagowskiej, mógł później zmienić. Ujawniliśmy nagrania z 28 kwietnia 2010 roku ze spotkania komisji Millera. Na nagraniu Jerzy Miller mówi do swoich ludzi, że po spotkaniu jedzie do premiera - który jeszcze się zastanawia, czy nie wycofać się z niekorzystnego dla Polski załącznika 13. - z rekomendacją, by trzymał się tego szkodliwego rozwiązania.
Anita Gargas Rosjanie wypuścili w świat raport z własnym przekazem szkalującym Polskę
Panowie z komisji nawet specjalnie długo nie dyskutują, co rekomendować premierowi, tylko po prostu szukają argumentów na to, żeby potwierdzić słuszność decyzji Rosjan, chociaż znają zagrożenia jakie się z tym wiążą. Sam Miller mówi, że Polska będzie musiała wypełniać każde żądanie ze strony rosyjskiej, a sama nie będzie miała prawa żądać czegokolwiek od Rosjan w sprawie badania katastrofy.
Skończyło się tak, że Rosjanie wypuścili w świat raport z własnym przekazem szkalującym Polskę, począwszy od tego, że generał Błasik był pijany. A polski rząd nie reagował. Okazało się też, że międzynarodowe organizacje, do których - jak nam wmawiano za czasów komisji Milera, można będzie się zwrócić, jeśli Rosjanie wyciągną niesłuszne wnioski z badania dowodów - nie zajmują się katastrofami wojskowymi, tylko cywilnymi.
REKLAMA
Pozostaliśmy na łasce Rosjan. Do dzisiaj nie mamy najważniejszych dowodów, czyli czarnych skrzynek i wraku. Dopiero po 7 latach przeprowadzane są sekcje zwłok ofiar. Teraz, po zmianie rządu, tak naprawdę badanie i śledztwo zaczęły się od nowa.
Dlaczego Rosja prowadziła postępowanie w taki sposób?
Zginął prezydent, zginęła elita kraju. Rosjanie mieli podstawowy interes, żeby zrzucić winę na stronę polską: nie chcieli przyznać, że ich kontrolerzy nie dopełnili swoich obowiązków, albo, że przy remoncie samolotu w Samarze przepuszczono usterkę – bo byłby skandal. Nie mówię już o możliwym akcie terroru. Rosja miażdżyła w zarodku wszystko, co mogłoby ją obciążyć. Podmienili zeznania kontrolerów na takie, które pasowały im do teorii o winie pilotów. Konsekwentnie tuszowali i manipulowali dowodami, żeby cień podejrzenia, iż mogą mieć coś wspólnego z katastrofą, na nich nie padł. Strona polska nic z tym nie zrobiła.
A co powinna zrobić?
Strona polska powinna jako równorzędną hipotezę katastrofy przyjąć zamach. We wszystkich katastrofach przyjmuje się taką hipotezę. Nasi decydenci, Donald Tusk i jego ekipa, powinni bronić polskiej racji stanu. Faktycznie działali jakby dla nich rosyjska racja stanu była ważniejsza. Nie zrobili nic, żeby nagłośnić problemy związane z badaniem i śledztwem. Nie zwracali uwagi międzynarodowej opinii publicznej na ten problem. Rosjanie dzięki temu mieli wolną drogę do dalszych matactw, które skutkowały zmanipulowanym od początku do końca raportem Tatiany Anodiny.
Mało tego, kiedy raport był obwieszczany światu Donald Tusk zjeżdżał sobie na nartach w Alpach. Zamiast kontry ze strony polskiej była ucieczka przed odpowiedzialnością.
REKLAMA
rozmawiał Filip Ciszewski, polskieradio.pl
REKLAMA