Syn rotmistrza Witolda Pileckiego opowiada o swoim trudnym dzieciństwie, pomógł mu Kazimierz Lisiecki - znany wychowawca młodzieży

- "Dziadek" wykazał wiele odwagi zatrudniając moją mamę – wspomina swoje trudne dzieciństwo Andrzej Pilecki. Syn rotmistrza Witolda Pileckiego wiele zawdzięczał Kazimierzowi Lisieckiemu, znanemu wychowawcy młodzieży. - Dzięki jego pomocy zdołaliśmy przetrwać najgorsze lata – wspomina.

2018-04-09, 15:30

Syn rotmistrza Witolda Pileckiego opowiada o swoim trudnym dzieciństwie, pomógł mu Kazimierz Lisiecki - znany wychowawca młodzieży
"Dziadek" Kazimierz Lisiecki w otoczeniu wychowanków. Foto: Maria Lisiecka

Po śmierci męża, Maria Pilecka miała ogromne problemy z ułożeniem sobie życia w PRL. Żadna instytucja nie chciała przyjąć do pracy wdowy po polskim bohaterze. Przez wiele lat pozostawała bez pracy.

Pomógł jej dopiero Kazimierz Lisiecki, znany wychowawca młodzieży, twórca Towarzystwa Przyjaciół Dzieci Ulicy. Do jednego z "Ognisk" "Dziadka" – bo tak nazywali Lisieckiego jego wychowankowie – trafił również syn rotmistrza Pileckiego – Andrzej.

Poniżej film z zapisem wspomnień Andrzeja Pileckiego:

- Dobrze pamiętam pierwsze święta Bożego Narodzenia – mówi Andrzej Pilecki – Pierwsze spędzone poza domem rodzinnym, to było właśnie w ognisku "Świder".

REKLAMA

- U "Dziadka" nie było nic za darmo, nikt łaski nie robił – mówi Pan Andrzej o metodach wychowawczych Kazimierza Lisieckiego. – Każdy wychowanek był członkiem wielkiej rodziny, ale jak to w rodzinie miał swoje prawa i obowiązki.

- Mama pracowała w "Ognisku" aż do emerytury. Dzięki pomocy "Dziadka" zdołaliśmy przetrwać najgorsze lata – wspomina Andrzej Pilecki.

Rewolucyjne metody "Dziadka"

Kazimierz Lisiecki urodził się w 1902 roku. Miał trudne dzieciństwo. W wieku dwunastu lat stracił rodziców, z dnia na dzień został pozbawiony wszystkich bliskich. Mieszkał w bursie. To z pewnością wpłynęło na całe jego późniejsze życie. Wiedział, że musi spłacić dług, jaki zaciągnął wobec społeczeństwa. "Oddaj, coś wziął" to było hasło, które przyświecało mu do końca życia.  

Postanowił poświęcić się pracy z młodzieżą. Ale nie z tą z dobrych rodzin. On chciał pracować z chłopakami z trudnych środowisk. Z gazeciarzami, pucybutami, sierotami zbieranymi prosto z warszawskich ulic: z podejrzanych zaułków Pragi, robotniczej Woli czy Starego Miasta.

REKLAMA

Powiązany Artykuł

Dziadek_KazimierzLisiecki_D.jpg
Po prostu "Dziadek". Kazimierz Lisiecki, pół wieku pracy z urwisami warszawskiej ulicy

Swoje metody wychowawcze kształtował powoli, ale konsekwentnie. W swoich poglądach pedagogicznych był bliski Januszowi Korczakowi, z którym zresztą często się spotykał i konsultował swoje metody pracy.

Poglądy "Dziadka" na rolę wychowania młodzieży były na ówczesne czasy wręcz rewolucyjne. Jego "Ogniska" nie były domami dziecka czy ośrodkami pomocy społecznej. One były ich domem. Wychowankowie czuć się tam mieli jak w rodzinie, której często po prostu nie mieli. Do wychowawców mówili "ciociu", wujku", a do Kazimierza Lisieckiego - zwyczajnie "Dziadku". 

PolskieRadio.pl, ms


 

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej