Era fałszywych informacji opanowała polityczny świat?

Fake newsy, pomówienia czy zniesławienia na gruncie rasistowskim. Na popularnych portalach społecznościowych roi się od wpisów, które godzą w dobre imię użytkowników. To osoby zarówno prywatne, jak też pełniące funkcje publiczne, które często słono płacą za nieprawdziwe publikacje na swój temat w sieci. Czy jesteśmy bezradni wobec tego procederu?

2018-10-19, 14:20

Era fałszywych informacji opanowała polityczny świat?
zdjęcie ilustracyjne. Foto: shutterstock

Ostatnio głośno było o sprawie Roberta Bąkiewicza, a konkretnie o wpisie, który pojawił się na Facebooku i dotyczył kandydata na prezydenta Pruszkowa i prezesa Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. - Post odnosił się do prowadzonych przeciwko mnie postępowań prokuratorskich, w tym nakłaniania do zabójstwa. To nieprawdziwe informacje, które szkodzą mojemu wizerunkowi. Pozostaje mi jedynie prostowanie tych publikacji we własnym zakresie. Zarówno administrator profilu jak też zarządca strony internetowej, nie poczuwają się do odpowiedzialności za zamieszczane treści i w świetle prawa udowodnienie winy autorowi publikacji jest niemożliwe - mówi dla portalu PolskieRadio24.pl Robert Bąkiewicz.

Jak przekonuje rzecznik Prokuratury Krajowej Ewa Bialik, w tej sytuacji należy dochodzić sprawiedliwości na drodze prawa cywilnego. - Prokuratura ustala IP danego komputera i jego właściciela w momencie gdy jest problem z identyfikacją osoby, która ukrywa się pod danym loginem - dodaje.

Okazuje się jednak, że w praktyce dochodzenie swoich roszczeń w takim wypadku bywa trudne. - Biorąc pod uwagę tak globalnych potentatów jak Facebook, jesteśmy praktycznie bezradni. Usuwanie stron i profili, fałszywe konta, nieistniejący autorzy wpisów i cały przemysł tzw. fake newsów - to tylko przykłady z całej palety zachowań, z którymi użytkownicy internetu mają do czynienia na co dzień. Trudno jest wyciągnąć konsekwencje wobec tych, którzy stoją za takimi działaniami. Nie radzą sobie z tym ani państwa, ani wielkie korporacje, ani niestety obywatele - tłumaczy dr Jolanta Hajdasz, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. 

Politycy w ogniu fake newsów

REKLAMA

Nie od dziś wiadomo, że osoby sprawujące funkcje publiczne są narażone na atak i zniesławienie w mediach społecznościowych. Zjawisko to szczególnie nasila się przy okazji trwania kampanii wyborczych. W tym przypadku dochodzenie praw najczęściej kończy się zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa w trybie wyborczym.

Z takiej możliwości skorzystał Tomasz Kalinowski, kandydujący do Rady Miejskiej w Piasecznie, który wytoczył proces Ośrodkowi Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, prowadzącemu swój fanpage na Facebooku. - Zostałem posądzony o rasizm w jednym z opublikowanych wpisów. To stawia w złym świetle nie tylko mnie, ale też cały komitet wyborczy. Po rozmowach z prawnikami, zdecydowałem się na złożenie pozwu w trybie wyborczym - mówi Kalinowski w rozmowie z reporterką PolskiegoRadia24.pl.

Ośrodkiem Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych nadzoruje Rafał Gaweł, który odcina się od działalności internetowej, prowadzonej przez tę instytucję. Kalinowski przekonuje jednak, że powiązanie ośrodka z profilem facebookowym ma swoje uzasadnienie. - Wskazują na to chociażby informacje o fundacji czy numer konta bankowego na profilu społecznościowym. Niestety, w moim przypadku sąd nie potrafił rozstrzygnąć, kto jest autorem szkalującego wpisu i oddalił wniosek - dodaje.

Na tym samym profilu znalazł się również wpis dotyczący Bąkiewicza. Na jego podstawie powstał materiał w jednej ze stacji telewizyjnych. - Został wyemitowany materiał, godzący w moje dobre imię, w którym "ekspertem" był Rafał Gaweł. Człowiek ten uchyla się od odpowiedzialności za profil na portalu społecznościowym, zasłaniając się dokumentami na niepoczytalność - przekonuje Bąkiewicz. 

REKLAMA

Rafał Gaweł dwa lata temu został skazany nieprawomocnym wyrokiem na 4 lata więzienia za oszustwa gospodarcze i finansowe. Teraz za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji wniosek przeciwko niemu w trybie wyborczym złożył kandydat na prezydenta Pruszkowa. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Warszawie. - Tego typu wpisy, mogą mieć wpływ na zmianę wyniku wyborów czy preferencji wyborców, a niestety takie portale jak Facebook są poza polską jurysdykcją - dodaje Bąkiewicz.

"Tutaj powinno wkroczyć ABW"

Jak przekonuje Marcin Rola z portalu wRealu24, przykład Bąkiewicza pokazuje w jaki sposób publikacje na portalach społecznościowych mogą zafałszować obraz danej osoby. - Z tego człowieka zrobiono faszystę i ksenofoba. To tylko jeden z dowodów przypisywania czynów, godzących w użytkowników. Sam wielokrotnie padałem ofiarą fake newsów. Moje wypowiedzi były manipulowane i przedstawiano mnie jako rasistę. Tego typu pomówienia bardzo ciężko jest później wyjaśnić - mówi dziennikarz.

Jak dodaje, interwencja w tym przypadku, to często "walka z wiatrakami" - Tutaj powinno wkroczyć ABW. Portale fake newsowe to tzw. "trolle", które sieją ferment i zagrażają bezpieczeństwu państwa polskiego - ocenia Rola.

Do materiału, który dotyczył Bąkiewicza odniósł się także Rafał Ziemkiewicz. Zdaniem publicysty, ciężko doszukiwać się tu jakiejkolwiek rzetelności dziennikarskiej. - To materiał propagandowy, w którym "ekspertem" jest człowiek oskarżony o oszustwa finansowe. Bohater programu, będący członkiem organizacji oskarżanej, zostaje przedstawiony jako członek organizacji faszystowskiej. Ma to na celu wzbudzenie negatywnych emocji u odbiorcy dla uzyskania zamierzonego efektu - ocenia dziennikarz.

REKLAMA

kb

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej