Incydent na A4. "Ratownicy nie dostali instrukcji"
Ani obsługująca autostradę firma Kapsch, ani GDDKiA nie przedstawił im jakichkolwiek instrukcji dotyczących wjazdu na A4 - twierdzi Mariusz Baran, szef brzeskiego oddziały firmy FALCK.
2012-06-03, 17:02
Posłuchaj
- Karetki przyjechały w pełni oświetlone, mimo to, nikt z obsługi autostrady nie podszedł do nich, a karetki stały przed szlabanem kilka minut - powiedział Mariusz Baran, szef brzeskiego oddziały firmy FALCK. Do firmy tej należy karetka, której kierowca w sobotę wyłamał szlaban na autostradzie.
Do incydentu doszło tuż po groźnym wypadku, jaki miał miejsce w sobotę przed godz. 23 na drodze wojewódzkiej numer 401 na Opolszczyźnie. W okolicach Przylesia auto wypadło z drogi i uderzyło w drzewo. Po kilkunastominutowej reanimacji kierowcy i pasażera, dwie karetki pogotowia ruszyły w stronę węzła Przylesie, by stamtąd jak najszybciej udać się do Opola, do Wojewódzkiego Centrum Medycznego. Ratownicy natrafili na problem przy bramce pobierającej opłaty. Kierowcy uznali, że nie ma innego wyjścia i jeden z nich wyłamał bramkę.
Firma Kapsch w specjalnym oświadczeniu napisała, że z zapisu z  monitoringu wynika, że zachowanie obsługi  karetki było całkowicie  nieuzasadnione. Administrator autostrady  twierdzi, że wjazd na trasę  nie był w żaden sposób utrudniony, a żeby  otworzyć szlaban, wystarczyło  pobrać bilet, co zajmuje kilka sekund - a  więc mniej, niż ręczne  wyłamanie szlabanu.
Mariusz Baran poinformował, że po całym incydencie GDDKiA zaproponowała  montaż systemu viatoll w karetkach pogotowia. 
Michał Wandrasz z opolskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych  i Autostrad powiedział Radiu Opole, że zdarzenie zostało  zarejestrowane przez kamery monitoringu i na podstawie tych nagrań  trzeba będzie ustalić przebieg wydarzeń.   - Chcemy m.in., aby operator  dotarł do wszystkich zainteresowanych służb i przeszkolił je z obsługi  autostradowych bramek - wyjaśnił Wandrasz.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
IAR,kk