Polacy mają szansę powiedzieć "nie" nielegalnej migracji. Wielu w Europie zazdrości nam referendum
Polacy będą mieli już 15 października, w dniu wyborów parlamentarnych, szansę wypowiedzieć się w referendum na temat nielegalnej migracji. Tej możliwości zazdrości nam wielu Europejczyków, którzy mogą swoje niezadowolenie wyrazić jedynie poprzez branie udziału w badaniach sondażowych czy oddawanie głosów na radykalne, antyimigranckie ugrupowania, często antyamerykańskie i prorosyjskie, które na fali społecznego niezadowolenia dążą do zbijania politycznego kapitału.
2023-10-09, 14:10
Polska opozycja w większości nawołuje do niebrania udziału w referendum, w którym jedno z pytań dotyczy nielegalnej migracji. Jednym z argumentów, które stosują jej przedstawiciele, jest rzekomy brak różnic w kwestii kwot migracyjnych między nimi a rządem. Nie ma to jednak pokrycia w rzeczywistości.
Największe opozycyjne ugrupowanie – PO – gdy tworzyło rząd z PSL, godziło się na system kwot i deklarowało przyjmowanie tylu migrantów, ilu nam wyznaczą Bruksela z Berlinem.
Na opozycję padł blady strach
Później, po porażce wyborczej, widząc, że większość Polaków sprzeciwia się takiej polityce, PO starała się unikać jasnych deklaracji w tej kwestii. Gdy prezes PiS ogłosił, że warto by było rozpisać w sprawie nielegalnej migracji referendum, spotkał się ze sprzeciwem całej opozycji, która jak jeden mąż zaczęła deklarować, że od zawsze sprzeciwiała się kwotom.
Głównym argumentem było to, że Polska przyjęła ponad milion uciekinierów z Ukrainy i dlatego Bruksela na pewno wyłączy nas z procedury. Tyle że nikt nigdy Polsce nie dał takiej gwarancji i nikt jej nie da. Polska ma bowiem za zadanie – według planów Berlina, które realizuje on za pomocą Brukseli – przyjmować tylu imigrantów, ilu spowoduje, że obozy dla nich w Niemczech będą luźniejsze niż obecnie, a sami Niemcy docenią starania kanclerza Olafa Scholza.
REKLAMA
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Scholz jest tak pewny wprowadzenia systemu kwot, który został eufemistycznie określony jako „obowiązkowa solidarność”, że dowodzona przez niego koalicja rządowa już wpisała do budżetu na przyszły rok o połowę niższe środki na pomoc imigrantom i uchodźcom, w tym z Ukrainy.
Niemcy nie chcą więcej migrantów
SPD musi działać szybko, gdyż bardzo traci w sondażach, a najwięcej na kryzysie migracyjnym zyskuje radykalna, antyimigrancka, antyamerykańska i prorosyjska AfD. To właśnie to ugrupowanie najmocniej punktuje władzę, a przy tym podważa obecną narrację migracyjną chadecji, która po tym, gdy przeszła do opozycji, zaczęła w większym niż dotychczas stopniu domagać się prowadzenia twardej polityki wobec przybyszów.
Dla części Niemców to właśnie głosowanie na AfD jest jedyną sposobnością na wyrażenie swojego radykalnego sprzeciwu wobec kierunku, w którym zmierza ich państwo.
REKLAMA
Czytaj w tvp.info: Premier po szczycie UE: podjąłem decyzję o zawetowaniu części dotyczącej migracji
Rozczarowanie imigrantami
Co więcej, społeczeństwo opowiada się za dużo bardziej surowym niż obecne prawem migracyjnym. Z badania wynika, że aż 82 procent pytanych chce wzmocnienia kontroli granicznych, 71 proc. chce wprowadzenia limitów, a 69 proc. uznania Algierii, Maroka i Tunezji za bezpieczne kraje pochodzenia, co odbierałoby możliwość otrzymywania azylu większości przybyłych z tych krajów. Tylko 9 procent ankietowanych jest zadowolonych ze stosowanych wobec migrantów, którym nie przyznano azylu, procedur deportacyjnych, a jedynie 14 procent ocenia, że asymilacja przybyszów przebiega dobrze.
Te wyniki to prawdziwy dramat. Tym bardziej że społeczeństwo niemieckie nie otrzymało żadnego środka, by bronić swojej opinii w tej kwestii. Nie ma w Bundestagu inicjatywy, która pozwalałaby mu na wypowiedzenie się w referendum.
Francuzi pamiętają o zamieszkach
W sąsiedniej Francji oburzenie społeczne na liberalną politykę migracyjną prowadzoną przez rząd jest tak duże, że nawet prezydent Emmanuel Macron zapowiedział, że rozpatrzy pomysł rozpisania w tej sprawie referendum. Nie podał jednak ani terminu, ani szczegółów, co pozwala sądzić, że taką deklaracją chce jedynie wyciszyć emocje rodaków.
REKLAMA
A te w sprawie migracji są ogromne. Francuzi doskonale pamiętają niedawną falę wandalizmu i przemocy, która ogarnęła na kilka dni ich kraj, powodując gigantyczne szkody, za co odpowiedzialni byli przede wszystkim młodzi imigranci z drugiego pokolenia. To zaś stanowi kolejny dowód, że ich proces asymilacji przebiega bardzo źle.
Francuzi pamiętają też o zagrożeniu terrorystycznym i mają świadomość nadreprezentacji imigrantów wśród sprawców różnego rodzaju przestępstw, w tym tych z użyciem broni.
W efekcie, jak wskazują sondaże, większość z nich nie tylko chce zaostrzenia prawa migracyjnego, ale też – i to 70 procent pytanych – domaga się przeprowadzenia referendum w tej sprawie.
Rząd w Paryżu – także aby powstrzymać spadki popularności – zapewnia, że wsłuchuje się w głos społeczeństwa i deklaruje, że nowe prawo, nad którym pracuje, ma przyspieszyć wydalanie imigrantów skazanych za przestępstwa i uregulować status prawny tysięcy cudzoziemców pracujących w sektorach, w których brakuje siły roboczej.
REKLAMA
Chorwaci chcą się bronić
Przeciwko liberalnej polityce migracyjnej UE protestują też Chorwaci, których kraj znajduje się na tzw. szlaku bałkańskim. Tamtejsze opozycyjne ugrupowanie parlamentarne Ruch Ojczyźniany wzywa rząd w Zagrzebiu do zamknięcia granic ze względu na napływ nielegalnych imigrantów, w przeciwnym razie grozi zorganizowaniem referendum w tej sprawie. Partia ta postuluje budowę muru, wysłanie na granicę wojska, jeśli policja nie jest w stanie opanować sytuacji i porzucenie planu budowy tzw. ośrodków recepcyjnych dla imigrantów.
Czytaj także: Premier Morawiecki: oficjalnie odrzucam cały paragraf konkluzji szczytu RE dotyczący migracji
Meloni bierze się ostro do pracy
Możliwości wypowiedzenia się w referendum nie otrzymali też Włosi, jednak oni, w przeciwieństwie do Francuzów czy Niemców, posiadają rząd – z premier Giorgią Meloni na czele – który głośno mówi o potrzebie diametralnej zmiany polityki migracyjnej Unii.
Taka postawa władz w Rzymie znajduje zrozumienie u Włochów - z sondażu dla telewizji RAI, o którym informuje dziennik „La Stampa”, wynika, że dwie trzecie Włochów popiera dekrety rządu mające na celu zahamowanie nielegalnej migracji. Jeden z nich przewiduje uruchomienie szybkiej procedury wydalenia migranta w przypadku poważnego zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego, a inny badania rzeczywistego wieku przybyszów, gdyż wielu z nich deklaruje swoją niepełnoletność, by otrzymać lepsze warunki przebywania w kraju.
REKLAMA
Meloni domaga się twardszej niż dotychczas obrony granic UE, skutecznego zwalczania przemytników, zakazania finansowania organizacji pozarządowych pomagających w transportowaniu migrantów (co obecnie czynią m.in. Niemcy), a także szybszego odsyłania migrantów do ich krajów pochodzenia i lepszej współpracy z krajami afrykańskimi, by u źródła radzić sobie z migracyjnym problemem.
Jej żądania wpisują się w politykę polskich władz, które od dawna przekonują, że kwoty jedynie wzmocnią migracyjny proceder, a kryzys można opanować jedynie poprzez obronę granic i pomoc „na miejscu”.
Postulaty te są logiczne, mogą przynieść pożądaną zmianę, a przy tym wymagają zaangażowania całej UE. Niestety, wciąż nie znajdują zrozumienia w Brukseli i Berlinie, które prą – z poparciem polskiej opozycji - do przyjęcia paktu migracyjnego.
Petar Petrović
REKLAMA
REKLAMA