Liga Mistrzów: spektakl na Etihad Stadium. Tottenham i Manchester City pokazały nową wizytówkę rozgrywek
Manchester City po niesamowitym, pełnym zwrotów akcji spotkaniu pokonał Tottenham 4:3, jednak to zespół z Londynu cieszy się z awansu do półfinału Ligi Mistrzów. W środowy wieczór poznaliśmy dwa ostatnie z czterech najlepszych drużyn Europy.
2019-04-17, 23:06
Posłuchaj
Piłkarze Pepa Guardioli wyszli na środowe spotkanie usposobieni mocno ofensywnie, jednak trudno się temu dziwić - brak zwycięstwa w starciu z Tottenhamem oznaczałby gorzkie pożegnanie z Ligą Mistrzów i konieczność przełożenia swoich planów podboju Europy o kolejny rok.
Goście zdecydowali się zagęścić środek pola, w składzie pojawił się też Dele Alli, który przed tygodniem, w pierwszym meczu tych drużyn, doznał złamania ręki, ale sztab medyczny pozwolił mu na grę.
Bardzo ważne dla losów całej rywalizacji miały być pierwsze minuty starcia na Etihad Stadium - Manchester City pokazywał już w tym sezonie, że kiedy szybko uda mu się napocząć przeciwnika, jest w stanie dosłownie go rozszarpać, nie pozwalając na chwilę wytchnienia.
I na Etihad wydarzyło się dokładnie to, czego Tottenham chciał uniknąć. Raheem Sterling dostał piłkę przy narożniku pola karnego, wpadł w szesnastkę i uderzył w długi róg bramki Llorisa. Francuz skapitulował po raz pierwszy, straty były wyrównane.
REKLAMA
Kiedy kibice gospodarzy mogli się cieszyć tylko przez chwilę, ponieważ błyskawicznie wyrównał Son. Koreańczyk wykorzystał niepewną interwencję Laporte i z pierwszej piłki trafił do siatki. Kilka minut później Son trafił po raz drugi, popisując się przepięknym technicznym uderzeniem.
Początek był kompletnie szalony, bez żadnych hamulców z obu stron. Bernardo Silva dał sygnał do ataku, po rykoszycie pokonując golkipera gości. Była 11. minuta meczu, kibice zobaczyli już cztery bramki i nie mieli czasu na to, by mrugnąć bez ryzykowania tego, że przegapią kolejne gole. Skutecznośść była stuprocentowa - wszystkie strzały zakończyły się bramkami.
REKLAMA
Po kwadransie przyszedł czas na to, by ochłonąć. Wydaje się, że jedni i drudzy zorientowali się, że warto zostawić coś na dalszą część tego spotkania. Tego tempa po prostu nie dało się utrzymać - tak przynajmniej mogło się wydawać. Obrońcy Tottenhamu najwyraźniej mieli na ten temat inne zdanie - Kieran Trippier i Danny Rose nie przeszkadzali rywalom w kolejnej akcji, a Sterlingowi pozostało tylko wbić piłkę do pustej bramki po dograniu, które przeszło całe pole karne gości.
W tym momencie "Obywatelom" brakowało jednego trafienia, by to oni mieli przepustkę do półfinału Ligi Mistrzów. 5 goli w 21 minut zapisało się w historii rozgrywek - jeszcze nigdy w tak krótkim czasie nie padło w nich tak wiele bramek.
Problemy Tottenhamu było widoczne, jednak powiększyły się jeszcze przed przerwą, kiedy kontuzja wykluczyła z gry Sissoko. Pomocnik długo próbował walczyć o pozostanie na placu gry, jednak ostatecznie musiał opuścić murawę, wymuszając na Mauricio Pochettino wprowadzenie do gry Fernando Llorente, nominalnego napastnika.
Manchester City prowadził grę, Tottenham próbował swoich sił w szybkich kontratakach. Po jedynym z nich dobrą szansę miał Son, jednak minimalnie przestrzelił. Tuż przed przerwą uderzenia próbował de Bruyne, ale tym razem Lloris nie dał się zaskoczyć. To była pierwsza interwencja golkipera "Spurs" w tym meczu.
REKLAMA
Gwizdek sędziego pozwolił piłkarzom na zejście od szatni, z pewnością bardziej zadowoleni byli z niego goście, którzy nie mogli czuć, że kontrolują to, co dzieje się na boisku.
Druga połowa rozpoczęła się zgodnie z oczekiwaniami - Manchester City ruszył do ataków, które miały przynieść upragnionego gola. Pierwsza okazja nadarzyła się tuż po powrocie na boisko, ale de Bruyne przeniósł piłkę nad poprzeczką po uderzeniu z rzutu wolnego. Chwilę później po strzale Sterlinga sytuację wślizgiem musiał ratować Rose, następnie pięknie interweniował Lloris.
"Obywatele" nabierali wiatru w żagle, Tottenham z kolei starał się wybijać rywali z uderzenia. To było jednak niewiele, z każdą minutą piłkarze Pochettino cofali się głębiej i oddawali pole. Mieli jednak swoje okazje - Llorente zmusił do interwencji Edersona, Brazylijczyka sprawdził także Eriksen.
REKLAMA
Manchester City miał jednak więcej atutów, przede wszystkim miał jednak de Bruyne. Rozgrywający kapitanle zawody Belg pięknie rozprowadził akcję i znalazł Aguero, który potężnym uderzeniem pokonał Llorisa i po niecałej godzinie gry spełnił marzenia kibiców z błękitnej części Manchesteru.
Tottenham chciał odpowiedzieć, ale po prostu nie miał już argumentów. Dele Alli, który musiał grać ze złamaną ręką, konieczność zmiany Sissoko, który dawał przewagę siły w środku pola, brak lidera, który mógłby pociągnąć grę w trudnym momencie... To wszystko wydawało się nie pozwalać na to, by poważnie zagrozić rywalom. Stało się jednak inaczej, i to po stałym fragmencie gry - Llorente odnalazł się w zamieszaniu i w nieco przypadkowy sposób posłał piłkę do siatki.
Sędzia skorzystał z pomocy systemu VAR, ale uznał trafienie Hiszpana. Na kwadrans przed końcem Manchester City znów potrzebował gola, by wrócić do gry.
REKLAMA
Ogromne nerwy, niesamowite napięcie i poczucie, że tutaj coś jeszcze musi się wydarzyć - tak wyglądała sytuacja w ostatnich minutach na Etihad Stadium. I stało się. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry błąd popełnił Eriksen, piłka trafiła do Aguero, który wyłożył ją do Sterlinga. Anglik uderzył, piłka otarła się o nogi Llorisa i znalazła się w siatce. Stadion eksplodował radością, ale chwilę później sędziowie obsługujący VAR zdecydowali, że w tej akcji był spalony.
W ostatniej akcji meczu Son znalazł się sam na sam z Edersonem, ale nie trafił, a piłka wyszła na rzut rożny. Kibice Tottenhamu wstrzymali oddech, odliczając sekundy do ostatniego gwizdka. I doczekali się, mogli świętować ogromny sukces wbrew wielu przeciwnościom.
Dostaliśmy niesamowite widowisko, pełne zwrotów akcji, kapitalnego futbolu i emocji, które zostaną z nami na długo. Wiadomo jednak, że przynajmniej jedno zadanie jest w tym sezonie proste - to znalezienie spotkania, które będzie wizytówką wszystkiego, co oferuje Liga Mistrzów.
Manchester City - Tottenham Hotspur 4:3 (3:2).
Bramki: dla Manchesteru City - Raheem Sterling (4, 21), Bernardo Silva (11), Sergio Aguero (59); dla Tottenhamu - Son Heung-Min (7, 10), Fernando Llorente (73).
REKLAMA
Sędzia: Cuneyt Cakir (Turcja).
Pierwszy mecz - 0:1; awans - Tottenham Hotspur.
W drugim środowym meczu awans do półfinału przypieczętował Liverpool. W pierwszym meczu "The Reds" pewnie pokonali Porto 2:0, w drugim w pierwszej połowie losy tej rywalizacji praktycznie rozstrzygnął Sadio Mane, któremu asystował Salah.
REKLAMA
W 65. minucie Egipcjanin sam wpisał się na listę strzelców, dając swoim kibicom jeszcze więcej radości tego spokojnego dla piłkarzy Kloppa wieczoru. Golem odpowiedział Militao, jednak było to zbyt mało, by odmienić losy tego meczu. Trzeciego gola dołożył wprowadzony na boisko Firmino, a wynik ustalił Virgil van Dijk.
FC Porto - Liverpool 1:4 (0:1).
Bramki: dla FC Porto - Eder Militao (69); dla Liverpoolu - Sadio Mane (26), Mohamed Salah (65), Roberto Firmino (77), Virgil Van Dijk (84).
Sędzia: Danny Makkelie (Holandia).
Pierwszy mecz - 0:2; awans - Liverpool.
Dzień wcześniej awans wywalczyły Barcelona i Ajax Amsterdam.
W półfinałach Barcelona zagra z Liverpoolem, a Tottenham z Ajaksem.
REKLAMA
Finał odbędzie się 1 czerwca w Madrycie na stadionie Atletico.
ps, PolskieRadio24.pl
REKLAMA