Ekstraklasa: Jagiellonia ma problem, a trener Zając stracił zaufanie kibiców [KOMENTARZ]

2021-03-09, 09:00

Ekstraklasa: Jagiellonia ma problem, a trener Zając stracił zaufanie kibiców [KOMENTARZ]
Trener Jagiellonii Białystok Bogdan Zając . Foto: PAP/Andrzej Grygiel

Jagiellonia Białystok w ostatnich pięciu meczach zdobyła dwa punkty i strzeliła zaledwie dwa gole. To już nie jest przypadek czy potknięcie, to potężny kryzys. Relacja trenera Bogdana Zająca z Jagiellonią coraz mocniej przypomina toksyczny związek, w którym obie strony trwają tylko dlatego, że żadna z nich nie powiedziała „dość”.

W lipcu 2020 roku, gdy białostocki klub ogłosił nazwisko nowego pierwszego trenera, uznano to za spore zaskoczenie. Oto zespół, który w ostatnich kilku latach dwukrotnie zdobywał wicemistrzostwo Polski, grał w finale Pucharu Polski, a w europejskich pucharach jeszcze niedawno ogrywał portugalskie Rio Ave, przejął szkoleniowiec, który do tej pory nigdy nie piastował takiej roli.

Powiązany Artykuł

Marciniak 1200 f.jpg
Szymon Marciniak sędziował hit ligi greckiej. Aris niezadowolony z pracy arbitra

Jego całe trenerskie doświadczenie zaczynało się i kończyło na roli asystenta Adama Nawałki, co nawet przy pracy z najzdolniejszym i najbardziej uznanym fachowcem nie jest tym samym, co samodzielne prowadzenie zespołu - choćby w niższej lidze. Mimo to kibice pokładali umiarkowane nadzieje w Zającu, zwłaszcza, że zastąpił Bułgara Iwajło Petewa, który choć po fatalnym początku wprowadził zespół do grupy mistrzowskiej, nie sprawiał wrażenia kogoś, kto "wejdzie w buty" Michała Probierza czy powtórzy pierwszy sezon pod wodzą Ireneusza Mamrota.

Dekonstrukcja narracji

I choć początki były umiarkowanie obiecujące, fani z Białegostoku ze sporym zdziwieniem odbierali pochwały w ogólnopolskich mediach, jak choćby twitterowy wpis prowadzacego „Ligę+ Extra” Krzysztofa Marciniaka, który napisał:

"Jagiellonia ma już na rozkładzie Piasta, Lecha i Legię, czyli komplet medalistów. Dziś widać jak bezbarwny był to zespół pod wodzą Petewa. Trener Zając odrestaurował Imaza i Makuszewskiego, a Romanczuk znowu jest czołowym pomocnikiem w lidze. Dziś najlepszy na placu.".

Był to komentarz po meczu Jagiellonii z Lechem, który „Jaga” w dobrym stylu wygrała 2:1. Takie optymistyczne widzenie sprawy nie uwzględniało tego, że przysłowiowa szklanka może być do połowy pusta. Był to siódmy mecz sezonu i trzecie zwycięstwo – a podopieczni Zająca owszem, wygrali z całym ligowym podium, jednakże będącym w środku kampanii w europejskich pucharach. I tak z Legią bardzo szczęśliwa wygrana nastąpiła 3 dni po przegranej dogrywce mistrzów Polski z Omonią, Piast był myślami w Kopenhadze, a Lech pięć dni później grał u siebie z Benfiką.

Ponadto, przed meczem z „Kolejorzem” (jak się z biegiem sezonu okazało, wcale nie tak trudnym do ogrania) białostoczanie przegrali dwa mecze, nie zdobywając gola (0:1 z Zagłębiem i 0:3 z Pogonią), a wcześniej stracili punkty u siebie z fatalnie wtedy dysponowanymi drużynami Wisły Kraków i Podbeskidzia. Nie można też zapomnieć o debiutanckim meczu pod wodzą Zająca w Pucharze Polski, przegranym z Górnikiem Zabrze 3:1.

Trzy wygrane, dwa remisy i trzy porażki w ośmiu meczach – czy to naprawdę bilans tak różny od tak „bezbarwnego” zespołu Petewa?

Nie chcąc wchodzić w rolę adwokata Bułgara, trzeba jednak napisać fakty: miał on na chwilę przed zwolnieniem niemal dokładnie taki sam bilans (2-2-3) w grupie mistrzowskiej, więc z dobrze dysponowanymi przeciwnikami, jak Zając przy sprzyjających, wyżej wymienionych okolicznościach (zmęczeni pucharowicze i najsłabsze zespoły na swoim stadionie), w dodatku bez znakomitego Pavelsa Steinborsa w bramce, ratującego punkty. Największym błędem w sprawie Jagiellonia-Petew nie były więc fatalne wyniki, a raczej niekonsekwencja wewnątrz klubu.

Powiązany Artykuł

PAP Lewandowski 1200.jpg
Bundesliga: Robert Lewandowski najlepszym piłkarzem 24. kolejki. "Kicker" pod wrażeniem Polaka

Należy zadać pytanie – jak przebiegała rekrutacja na następcę Ireneusza Mamrota, skoro po pół roku mu podziękowano mimo wyników nie najgorszych jak na i tak stracony sezon? Do polskiego klubu przyszedł zagraniczny trener, który na konferencjach prasowych posługiwał się angielskim na poziomie B1, w dodatku dostał zespół w środku sezonu, zupełnie nie znając ligi – to od początku nie miało sensu.

Dość jednak o Bułgarze, można uznać, że przyjechał przebieraniec, który nabrał klub na swoje CV, dostał kilka pensji po zawyżonej stawce, a za chwilę go nie było. „Życzymy powodzenia w realizacji wyzwań zawodowych w przyszłości” – jak ładnie pisze się po zwolnieniach w korporacjach.

Ostatnie zdanie trzeba jednak napisać, aby spiąć klamrą wstęp: najlepsza seria Petewa (17 punktów w 8 meczach) nie doczekała się tak pozytywnego odbioru (ba, niemal żadnego pozytywnego odbioru) jak inauguracyjna, dużo gorsza Zająca (11 punktów na 8 spotkań).

Problem z rożnymi

Wspomniana powyżej znajomość, a raczej nieznajomość angielskiego przez Petewa... mogła być jego atutem, gdyż Bułgar po prostu nie mówił nic, do czego można by się przyczepić. Białostoccy fani mieli już dość ciągłego słuchania o braku szczęścia, na które zrzucał niepowodzenia trener Mamrot, więc „okrągłe” zdania nie robiły na nikim ani pozytywnego, ani negatywnego wrażenia. W kwestii komunikacji błędy zaczął jednak dość szybko popełniać były podopieczny Nawałki. Niemiłe zdziwienie nastąpiło po pierwszej ligowej porażce z Zagłębiem Lubin. Jedyna bramka padła, gdy Filip Starzyński dośrodkował z rzutu rożnego, a bramkę głową zdobył obrońca Lorenzo Simić.

Do takich obrazków piłkarze Zająca zdążyli już przyzwyczaić swoich kibiców – w pucharowym meczu z Górnikiem stracili tak dwa gole (choć jeden po kontrowersyjnej decyzji sędziego został anulowany), później w ten sposób raz pognębiło ich Podbeskidzie (a strzał Komora nie wpadł do bramki tylko dzięki Steinborsowi), z Piastem czyste konto po kornerze uratowała spółka łotewskiego golkipera i poprzeczki. Obrona przy dośrodkowaniach z narożnika była wtedy problemem zespołu, to nie kwestia opinii, a faktów. Gdyby przeciwko Jagiellonii były podyktowane 4 karne w 6 meczach, równie zasadne byłoby pytanie, dlaczego dzieje się to tak często.

I na pomeczowej rozmowie ze szkoleniowcem część jednego z pytań dotyczyła właśnie tej kwestii.

- Panie trenerze, mówi się dużo o analizach i szukaniu rozwiązań, a kolejny raz rywal zaskakuje naszą drużynę przy dośrodkowaniu w pole karne. Dodatkowo, w kolejnym meczu drużyna zostawia dużo przestrzeni między formacjami, a co ogranicza nasz potencjał ofensywny. Na czym polegają te analizy, jeśli nie dają efektu? - spytał Piotr Owsiejko z portalu Jagiellonia.net.

- Szanuję te analizy, które redaktor tutaj przedstawia, ale są one zupełnie błędne, nie zgadzam się z tymi opiniami. Mam swoje opinie i swoich będę się trzymał, będę pracował tak, jak uważam i nie będę się sugerował tym, co ktoś opiniuje i doradza, bo mamy swoją koncepcję gry, mamy swój sposób gry. Wiadomo, że po drugiej stronie jest zawsze przeciwnik i też trzeba uznać, że graliśmy z naprawdę mocnym rywalem. Widać było, że dobrze operują piłką, wiedzieliśmy o tym, że przeciwnik tak potrafi grać i wiedzieliśmy, co mamy robić. Niestety, w pierwszej połowie to nie funkcjonowało – odpowiedział trener.

Powiązany Artykuł

Shutterstock Bereszyński 1200F.jpg
Serie A: pierwszy gol Bereszyńskiego. Sampdoria zremisowała z Cagliari [WIDEO]

Znaczna część odpowiedzi to typowa, kurtuazyjna pomeczowa wypowiedź jakich wiele. Jednak jak błędna może być analiza czy opinia o problemach przy dośrodkowaniach, skoro faktem jest, że właśnie w taki sposób jego zespół znów traci bramkę? Zgadza się, że sama opinia zawarta w drugiej części pytania jest ocenna (zdaniem niżej podpisanego wyrażona nieco na wyrost), lecz samo zwrócenie uwagi na sposób tracenia bramek to wręcz kronikarski obowiązek, więc z czym mógł się nie zgodzić trener Zając? Choć zabrakło tu logiki, uznano to za niegroźny błąd w komunikacji, być może niedosłyszenie w pomeczowym zamieszaniu. Trener zdobył pierwszymi wynikami kredyt zaufania, a wpadki się zdarzają, zwłaszcza pełniąc nową dla siebie rolę.

Po meczu z Lechem, Jagiellonia przegrała w bardzo słabym stylu ze Śląskiem i Cracovią. Pod koniec rundy w zespole doszło do umiarkowanie pozytywnej zmiany – 3 wygrane i 2 porażki wciąż nie były szczytem marzeń, lecz patrząc na zakażenia koronawirusem w zespole i poprawę zgrania duetu Imaz-Puljić można było liczyć, że lepsze czasy nadejdą po przerwie zimowej.

Twardek jak niepodległość?

Nieco lepsza forma zespołu „przypudrowała” problemy z komunikacją, choć niemal po każdym przegranym meczu dostrzegalna była w wypowiedziach szkoleniowca narracja, którą można nazwać fragmentaryzacją porażek. Najkrócej mówiąc, każdy wynik redukowany był do minionych 90 minut. Trener Zając szczególnie lubił używać sformułowania „nie dorabiajmy ideologii” i skupiał się na szczegółach, jak niewykorzystana okazja, głupi błąd czy szczęśliwy sytuacyjny strzał. Oczywiście, bycie współpracownikiem Adama Nawałki zapewne wyczuliło go na zwracanie uwagi na detale i szczegóły, co w futbolu jest często kluczowym elementem, przesądzającym o wyniku. Kibice czuli jednak coraz większe zdenerwowanie, słysząc kolejne zapewnienia o przeprowadzaniu analiz i wyciąganiu wniosków. Parafrazując śp. Kazimierza Górskiego - jak pech zaczyna się powtarzać, to już nie jest pech.

Po powrocie na ligowe boiska zdawało się, że sprawy idą w dobrym kierunku. Żółto-czerwoni wygrali na trudnym terenie w Gdańsku z Lechią, potem przegrali wprawdzie z rewelacją rundy - Wisłą Kraków, ale już remis z Legią nie jest wynikiem, za który można mieć do drużyny pretensje. Bogdan Zając dokonał wtedy niespodziewanej zmiany w składzie, wystawiając w wyjściowej jedenastce krytykowanego Krisa Twardka, powszechnie uznawanego za prezentującego zbyt słabe jak na Ekstraklasę umiejętności. Pozornie nic takiego, jednak uruchomiło to ciąg bardzo niefortunnych zdarzeń. Trener postanowił bronić podopiecznego jak niepodległości.

Twardek zajął miejsce na lewym skrzydle, aby zneutralizować Pawła Wszołka – takie było przedstawione później uzasadnienie decyzji. Na ile było to skuteczne, znów sprawa może być obserwowana z dwóch stron – Jagiellonia zremisowała z mistrzem Polski, choć z drugiej strony czy na półmetku sezonu zespół nadal jest tak słaby, że grając u siebie, musi aż tak ustawiać się pod ligowego rywala? Co do samego Twardka, mimo szczerych chęci, ciężko uznać za pozytywny mecz skrzydłowego z 53% celnością podań. Można jednak przyjąć, że faktycznie InStat nie jest do końca miarodajnym wyznacznikiem, a najniższe w zespole indeksy Twardka i Nasticia (którego skrzydłowy miał wspierać) zaciemniają rzeczywistość. Prawdziwy problem rozpoczął się dopiero po ostatnim gwizdku.

Trener od „rozkminek”?

- No to odpowiem temu panu. Niech lepiej z dala będzie od tego Pruszkowa, bo może wejść do tego Pruszkowa i może z niego nie wyjść. Więc niech uważa, co mówi, bo nie wie, co to znaczy Pruszków, bo chyba nie miał jeszcze nigdy do czynienia z Pruszkowem. Prosiłbym, żeby tonował troszeczkę takie nastroje.

Nie, to nie zapis nagrania z policyjnych przesłuchań w latach 90., a odpowiedź opiekuna Jagiellonii na pytanie Macieja Łukaszewicza ze strony żółto-czerwone.pl o zasadność postawienia na kanadyjskiego piłkarza. Niżej podpisany zmienił jedynie słowa "szatnia" na "Pruszków", dla nakreślenia niestosowności wypowiedzi.

Owszem, pytanie Łukaszewicza było nieco napastliwe i niegrzeczne, a adresat mógł odebrać je jako brak szacunku. Brzmiało ono następująco:

- Panie trenerze, czy nie odnosi pan wrażenia, że zostawiając Krisa Twardka na boisku w drugiej połowie, podaje pan w wątpliwość, że jest pan trenerem na poziom Ekstraklasy? Nie boi się pan, że takimi decyzjami po prostu w końcu straci pan szatnię?

Mimo to zawód pierwszego trenera wiąże się z odpowiedzialnością za słowa i komunikację zewnętrzną. Aż strach pomyśleć, co mógłby szkoleniowiec zaproponować następnym razem. „Rozkminkę” w przystadionowym Lesie Solnickim? Choć ta wypowiedź padła w pomeczowej gorączce, a trener Zając za nią przeprosił, co należy docenić i odnotować, była ona zupełnie nie na miejscu. Język rodem z gangsterskich rozmów nie przystoi człowiekowi na takim stanowisku.

Takie podejście do mediów nie jest niczym nowym, jednak ludzie ze świecznika często zapominają o tym, że gdy oni będą już pracować w zupełnie innym miejscu i być może zapomną nawet, jak dojechać na stadion, osoby związane z klubem nie przestaną o takie sprawy pytać. Dziś pytają o Twardka, za dwadzieścia lat duża część z nich nadal będzie chciała dowiedzieć się czegoś o innym piłkarzu, nieważne, czy klub zostanie w Ekstraklasie, czy zagra w czwartej lidze. 

Prawo serii

Jak nie idzie, to nie idzie. Tydzień później – zremisowany mecz z Podbeskidziem i znów zupełnie niezrozumiała wypowiedź.

- Jestem bardzo zadowolony z punktu, szanuję go. Beniaminkiem jest się wtedy, kiedy awansuje się do ligi. Teraz nie traktujemy już Podbeskidzia jako beniaminka, tylko jako drużynę, która wiosną regularnie punktuje – powiedział Zając.

Beniaminek, choćby jak 1. FC Kaiserslautern w sezonie 1997/98 został mistrzem Niemiec, przez cały sezon pozostaje beniaminkiem. Oczywiście, sens wypowiedzi można rozumieć jako oddanie rywalom szacunku za rozwój po wejściu do wyższej ligi i dostosowanie się do jej wymagań, lecz trener klubu zajmującego w ostatnich sezonach miejsca 8,4,2,2 nie powinien być zadowolony z remisu z przedostatnim klubem w tabeli. Każdy punkt trzeba szanować i podziękować zawodnikom za walkę, jednak zadowolenie w takich okolicznościach narracyjnie wygląda na minimalizm i wygaszanie oczekiwań.

Powiązany Artykuł

legia 1200 (3).jpg
Ekstraklasa: twierdza Śląska zdobyta. Legia Warszawa odskakuje reszcie stawki

W międzyczasie zdarzyły się również inne przypadki, które sprowadziły na trenera krytykę. Dziennikarz "Przeglądu Sportowego" Piotr Wołosik opublikował zdjęcie, którym potwierdził swoje informacje o tym, że przed starciem z Legią, na polecenie trenera wysypano śnieg na sztuczną murawę, zabezpieczoną przed opadami atmosferycznymi. Oprócz tego dość głośnym echem w mediach społecznościowych odbiła się sprawa jednego z kont twitterowych, którego założenie zbiegło się z powierzeniem trenerowi nowej funkcji. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie były z niego publikowane tylko wpisy pozytywnie oceniające trenera Zająca.

Sprawa nie powinna mieć innego znaczenia niż ciekawostka i ewentualne plotki, choćby jednak sam trener o niczym wcześniej nie wiedział i nie miał z tym nic wspólnego – a takie założenie trzeba w dobrej wierze przyjąć – trudno oczekiwać, że screeny nie dotarły do piłkarzy i w znanej z bezlitosnej „szyderki” szatni piłkarskiej, nie były obiektem choćby cichych żartów. Nawet jeśli rzeczywiście w wolnych chwilach ktoś pisał na swój temat pozytywne komentarze – dla oceny jego pracy nie ma to żadnego znaczenia, jednak pewnych reakcji już się nie cofnie.

Szerszy problem 

Od straconych punktów z Legią z zespołem jest coraz gorzej. Znów namnożyły się, podobnie jak jesienią, obiektywne przeszkody, choroba trenera i kluczowych piłkarzy, w tym największej gwiazdy, Jesusa Imaza, a czerwoną kartką w meczu z Piastem niesłusznie został ukarany obrońca Błażej Augustyn. Jednak patrząc szerzej, Jagiellonia zmierza donikąd. I choć można znaleźć na siłę kilka powodów do optymizmu, jak postawienie na młodych Olszewskiego i Dziekońskiego, czy udana praca nad wzajemnym zrozumieniem się duetu Puljić-Imaz, klub z Podlasia jest na 12. miejscu w tabeli, a jak podsumował Jakub Seweryn z portalu Sport.pl, Zając ma gorszą średnią punktów niż pożegnany swego czasu z ulgą Tomasz Hajto.

Jagiellonia piłkarsko jest zespołem z potencjałem na podium ligi. Tacy piłkarze jak Steinbors, Tiru, Runje, Pospisil, Romanczuk, Imaz czy Puljić zostaliby z otwartymi ramionami przyjęci w każdym klubie Ekstraklasy. Ciężko jest wskazać klub poza Legią i może Lechem, w którym porównując piłkarzy pozycja po pozycji, "na papierze" Jagiellonia wyszłaby gorzej. Także tak doświadczeni ligowcy jak Augustyn, Borysiuk czy Makuszewski, mimo że szczyt formy zdają się mieć za sobą, na warunki Ekstraklasy wciąż są wartością dodaną.

Problem klubu z Białegostoku ze składem jest jednak szerszy - od kilku sezonów nie pełni on już roli, z której był znany, tj. miejsca, w którym można się rozwinąć sportowo, a następnie zapewnić sobie lepszy kontrakt w zagranicznym klubie. Takie nazwiska jak Klimala, Frankowski, Góralski, Świderski, Cernych, Novikovas, Guilherme, wcześniej choćby Sandomierski, Drągowski, Cionek, Gajos, Tuszyński czy wspomniany Makuszewski są przykładami, jaka powinna być prawidłowa filozofia dobrze rozwijającego się klubu.

Na miejsce odchodzących zawodników coraz rzadziej są jednak sprowadzani zawodnicy głodni sukcesu, szukający szans na lepsze piłkarskie życie. Twardek, Lopez, Wyjadłowski czy Wojtkowski - sprowadzeni za kadencji Zająca - obciążają nie tylko zespół na boisku, ale też klubową kasę. Sytuacja trwa od kilku okien transferowych - "Jaga" jako jeden z nielicznych w Polsce klubów mógł sobie pozwolić na dokonywanie transferów gotówkowych, a większość z nich okazała się zupełnym niewypałem. Mudriński, Kostal, Savkovic, Camara, Sobczak, Santini, Scepović to tylko niektóre z nazwisk, które do dziś wśród fanów i pracowników biura rachunkowego klubu wywołują śmiech przez łzy. 

Panu trenerowi trzeba dziś życzyć przede wszystkim szybkiego powrotu do zdrowia, w przyszłości kariery trenerskiej pełnej sukcesów, a jeśli zostanie w Jagiellonii – zdobycia z nią pierwszego w historii mistrzostwa. Póki co, nastroje w Białymstoku nie są jednak tak optymistyczne. W rozmowie z Robertem Bońkowskim dla portalu sport.tvp.pl były piłkarz Wisły Kraków odpowiedział na pytanie o swój wizerunek w oczach kibiców:

- Jestem komunikatywny i otwarty do ludzi, nie jestem konfliktowy. Tak jest w życiu codziennym i w szatni. Jestem pogodnym człowiekiem, który szuka ciągle optymizmu.

Powiązany Artykuł

lech 1200 (5).jpg
Ekstraklasa: Lech Poznań lepszy od Pogoni Szczecin. "Portowcy" złapali zadyszkę

Niżej podpisany również szczerze w to wierzy, ale ciężko nie dostrzec tu podobieństw z sytuacją, w jakiej znalazł się Jerzy Brzęczek. Nikt nie wątpił, że jest to dobry człowiek, który zna się na piłce jak mało kto w Polsce... tylko że przez swoje impulsywne wypowiedzi i zachowania najzwyczajniej nie dał się polubić, więc narastały niedopowiedzenia, zaczepki słowne i tworzyła się coraz grubsza ściana nieporozumień.

Sezon dla Jagiellonii jest już stracony, ale nie to jest jej największym problemem. "Jaga" całościowo sprawia wrażenie projektu, który się cofa, a nie rozwija. Nowa baza czy zatrudnienie analityków zda się na nic, jeśli wyjściowy skład nadal będzie tkwić w dolnych rejonach tabeli. Brak zastrzyku gotówki za wyniki i sprzedaż z zyskiem piłkarzy (tu nadzieją jest Dziekoński) z czasem spowoduje coraz bardziej nerwowe ruchy. Samozadowolenie po ostatnich "tłustych" latach powinno szybko ustąpić mozolnej pracy u podstaw, ponieważ konkurencja nie śpi, a rosnące w siłę kluby nie tylko Ekstraklasy, ale i z niższych poziomów rozgrywkowych, nie położą się na boisku w Białymstoku z prośbą o niski wymiar kary. Nie zawsze też z ligi spadać będzie tylko jeden zespół. 

Ostatnie mecze Jagiellonii w Ekstraklasie:

20. kolejka: Zagłębie Lubin - Jagiellonia Białystok 3:0

19. kolejka: Jagiellonia Białystok - Piast Gliwice 0:1

18.kolejka: Podbeskidzie Bielsko-Biała - Jagiellonia Białystok 1:1

17. kolejka: Jagiellonia Białystok - Legia Warszawa 1:1

16. kolejka: Wisła Kraków - Jagiellonia Białystok 2:0

15. kolejka: Lechia Gdańsk - Jagiellonia Białystok 0:2

14. kolejka: Jagiellonia Białystok - Górnik Zabrze 1:0

Czytaj także:

Jakub Pogorzelski, PolskieRadio24.pl

Tabela (mecze, zwycięstwa, remisy, porażki, bramki, punkty, różnica bramek)

1. Legia Warszawa 20 13 3 4 34-20 42 +14
2. Pogoń Szczecin 20 10 5 5 24-13 35 +11
3. Raków Częstochowa 20 10 5 5 30-20 35 +10
4. Lechia Gdańsk 20 9 3 8 27-24 30 +3
5. KGHM Zagłębie Lubin 20 8 5 7 26-22 29 +4
6. Lech Poznań 20 7 7 6 28-25 28 +3
7. Śląsk Wrocław 20 8 4 8 24-21 28 +3
8. Górnik Zabrze 20 8 4 8 23-22 28 +1
9. Piast Gliwice 20 7 6 7 26-23 27 +3
10. Warta Poznań 20 8 2 10 20-22 26 -2
11. Wisła Kraków 20 6 7 7 30-26 25 +4
12. Jagiellonia Białystok 20 7 4 9 26-32 25 -6
13. Wisła Płock 20 6 5 9 25-32 23 -7
14. Cracovia Kraków 20 5 9 6 21-24 19 -3
15. Podbeskidzie Bielsko-Biała 20 4 6 10 20-44 18 -24
16. PGE FKS Stal Mielec 20 3 7 10 21-35 16 -14

 

Polecane

Wróć do strony głównej