Diego Maradona - geniusz, trudny bohater i ikona futbolu
25 listopada minie rok od śmierci jednego z największych piłkarzy w historii futbolu. Diego Armando Maradona za sprawą swojego boiskowego geniuszu na zawsze zmienił to, jak postrzega się piłkę nożną. Był idolem milionów i i postacią kultową, ale nie można określić go jako bohatera bez skazy.
2021-11-01, 09:00
- Diego Armando Maradona był jedną z największych postaci w historii futbolu
- Argentyńczyk poprowadził reprezentację Argentyny do mistrzostwa świata, zapisał też piękną kartę w historii Napoli
- W jego życiu nie brakowało kontrowersji, jednak był uwielbiany przez miliony fanów piłki na całym świecie
Ręka Boga, rajd między obrońcami reprezentacji Anglii, zakończony trafieniem do siatki, które jest uznawane za jeden z najpiękniejszych goli w historii futbolu, podanie, po którym Jorge Burruchaga zdobył bramkę na 3:2 w finale mundialu w 1986 roku. Dwa tytuły mistrza Włoch, do których doprowadził żyjące w cieniu rywali Napoli, urastając do rangi bohatera.
Powiązany Artykuł
Maradona i jego najsłynniejsze bramki - "Ręka Boga" i slalom w meczu z Anglią, który był jak wojna o Falklandy-Malwiny
Dryblingi, techniczne sztuczki, fantazja. To tylko część Diego Armando Maradony, wycinek jego boiskowego życia, które fascynowało miliony na całym świecie i uczyniło z niego jedną z ikon futbolu.
Pele, z którym przez dekady walczył o tytuł największego gracza w historii piłki nożnej, zdobył od niego więcej bramek. Cristiano Ronaldo i Leo Messi mają więcej trofeów i przez lata utrzymują się na szczycie, imponując powtarzalnością, odpierając szturm kolejnego pokolenia graczy. W karierze Maradony było zaledwie kilka lat, podczas których był na absolutnym szczycie - ale te lata odcisnęły niesamowite piętno na postrzeganiu całej dyscypliny. Ten talent i umiejętności były poza skalą.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
DIEGO MARADONA
I, co teraz widać jeszcze wyraźniej, Maradona pozostaje niedościgniony - zwłaszcza dla tych, którzy widzieli go w latach świetności, kiedy z piłką przy nodze bawił się z obrońcami rywali, był postrachem każdego defensora na świecie, robił na boisku to, co chciał.
25 listopada 2020 roku Argentyna, w której miał status niemal równy boskiemu, okryła się żałobą. Ale nie tylko ona - cały piłkarski świat musi zmierzyć się z poczuciem straty.
Oszust i geniusz
- Kiedy strzelił tego gola, miałem ochotę klaskać. Nigdy nie czułem czegoś takiego, ale to prawda. Nie tylko dlatego, że zrobił to w tak ważnym meczu. To było po prostu niemożliwe, żeby zdobyć tak piękną bramkę. Dla mnie to najlepszy piłkarz w historii, i to ze znaczną przewagą - mówił Gary Lineker, który zdobył jedyną bramkę dla Anglików w pamiętnym ćwierćfinale mundialu w 1986 roku. Anglik został królem strzelców tej imprezy, jednak turniej miał jednego bohatera. Był nim właśnie Maradona.
REKLAMA
Spotkanie z Anglią znacznie wykraczało poza boisko. Cztery lata wcześniej oba państwa walczyły ze sobą w wojnie o Falklandy-Malwiny. Porażka Argentyńczyków doprowadziła do upadku junty wojskowej Leopoldo Galtieriego, a wszystko to działo się w momencie ogromnych problemów gospodarczych całego kraju. To była hańba dla całego narodu.
Okazja do rewanżu nadarzyła się właśnie na mundialu. W 51. minucie meczu padł najsłynniejszy gol w historii futbolu. Gol, który nie powinien zostać uznany. Maradona wyskoczył w polu karnym do piłki razem z Peterem Shiltonem. Bramkarz Anglików musiał być pierwszy, musiał zdążyć. Stało się jednak inaczej, Argentyńczyk wbił piłkę do siatki nad interweniującym golkiperem, wprawiając rywali we wściekłość. Powtórki pokazały wyraźnie, że doszło do zagrania ręką, ale protesty wyspiarzy nie zdały się na nic.
Cztery minuty później Maradona zadał decydujący cios. Tym razem robiąc wszystko zgodnie z przepisami, zostawiając tylko jedną wątpliwość - czy podobnego gola mógł zdobyć człowiek.
REKLAMA
Te kilka minut meczu z Anglią może definiować Maradonę. Mamy oszustwo, które zostało przekute na część mitu piłkarza, w którym "Ręka Boga" odgrywa kluczową rolę. Wydaje się, że każdy inny człowiek zostałby przez to napiętnowany.
Maradona jednak sprawił, że w tym golu było coś więcej, coś, co pasowało do niego, z jego arogancją, butą, żądzą zwycięstwa i udowadniania przeciwnikom, że jest ponad nimi - jak choćby jeszcze w Buenos Aires w 1980 roku, kiedy bramkarz Hugo Gatti powiedział o nim przed zbliżającym się meczem, że jest "małym grubaskiem, który dobrze gra w piłkę". Dwudziestolatek pokonał go cztery razy - wykorzystując rzut karny, sytuację sam na sam i dwa rzuty wolne, które wykonał idealnie. Niedługo później panowie grali już w jednej drużynie.
REKLAMA
W spotkaniu z Anglią, chwilę po golu ręką, dokonał czegoś diametralnie innego, pokazując swoją drugą twarz. To był cały Maradona, pełen skrajności, niejednoznaczny. Wykraczający poza normy i traktowany tak, jakby go nie obwiązywały.
"Charakter i umiejętności gwiazdy"
Coś, co było nie do zaakceptowania i uczyniło z niego wroga numer jeden na Wyspach, w ojczyźnie było traktowane inaczej - jako pokaz sprytu, przebiegłości, sposobu na zwycięstwo, który został wyniesiony z miejsca, w którym Maradona stał się piłkarzem.
Posłuchaj
Piłkarz i człowiek, który wymykał się schematom. Diego Maradona nie żyje (Trójka do trzeciej) 4:38
Dodaj do playlisty
Gra w biednych dzielnicach Buenos Aires wyglądała inaczej - nie była sportem dla dżentelmenów, chodziło w niej o przebiegłość, spryt. Ale na prowizorycznych boiskach rosły talenty, które szmacianymi piłkami potrafiły wyczyniać cuda w tłoku i wobec ostro grających przeciwników, wychowane w surowych warunkach. Ale talent Maradony był szczególny.
REKLAMA
Czytaj także:
- Argentyna ogłasza żałobę narodową po śmierci Maradony. Mecze Ligi Mistrzów i Ligi Europy poprzedzone minutą ciszy
- Nie żyje Diego Maradona. Władysław Żmuda wspomina legendę: fenomen piłki [TYLKO U NAS]
- Zbigniew Boniek wspomina Diego Maradonę. "Żył na swoich warunkach" [TYLKO U NAS]
- Stadion w Neapolu będzie nosić imię Maradony
Piłka była w jego życia od trzeciego roku życia, kiedy to wuj sprezentował mu futbolówkę na urodziny.
- Kiedy miał piłkę przy nodze, trudno było powiedzieć, gdzie zaczyna się on, a gdzie zaczyna się piłka - powiedział Jose Mourinho. To idealnie nawiązuje do wczesnych lat życia piłkarza, który miał nie rozstawać się z przedmiotem, mającym zapewnić mu miejsce w historii i być sposobem na to, by wyrwać się z biedy. Jako piąte dziecko w rodzinie musiał chwytać się wszystkiego, by zarobić jakiekolwiek pieniądze i wspomóc rodzinę.
W wieku ośmiu lat zaczął grać w drużynie "Cebolitas" (z hiszp. "Cebulki"), będącej młodzieżowym zespołem Argentinos Juniors. Nie minęło wiele czasu, kiedy ludzie zaczęli przychodzić na mecze specjalnie po to, by oglądać sensacyjnego chłopca, który według opowieści z tamtych czasów, poprowadził drużynę do serii 140 wygranych spotkań z rzędu.
REKLAMA
Zachowała się relacja jednej z gazet, która pisała o nim następująco: "chłopak, który ma nastawienie i talent przyszłej gwiazdy", jednocześnie popełniając błąd w nazwisku - Maradona stał się "Caradoną". Kilka lat później już nikt nie popełniał podobnych pomyłek. Z jednego z milionów dzieci, które mają minimalne szanse na lepsze życie za pomocą piłki, jemu się udało.
Posłuchaj
Nie tylko sportowy świat wspomina Diego Armando Maradonę - jednego z najlepszych piłkarzy w historii. O legendzie futbolu wieloletni dziennikarz Redakcji Sportowej Polskiego Radia, Andrzej Janisz (PR1) 2:56
Dodaj do playlisty
W latach największej sławy wiele razy pozował do zdjęć z matką, podkreślając, ile jej zawdzięcza. Grając w Europie płacił miesięcznie kilkanaście tysięcy dolarów za rachunki telefoniczne. W większości były to połączenia do domu.
- Moja mama mówi, że jestem najlepszy. A ja zostałem wychowany tak, żeby zawsze wierzyć w to, co mi mówi - powiedział "Boski Diego", kiedy zapytano go o porównania do Pelego.
Są setki godzin nagrań w rodzinnym gronie, z których część została użyta w dokumentalnym filmie "Diego". Maradona większość życia spędził w świetle kamer i blasku fleszy. Towarzyszyły mu zarówno w chwilach triumfu, jak i w tych, w których był na dnie.
REKLAMA
"Live is Life"
W Barcelonie, do której miał pasować idealnie, nie odnalazł się nigdy. Z "Dumy Katalonii" odszedł po dwóch latach, by trafić do Napoli. To tam stał się legendą, centralną postacią drużyny, z którą dwukrotnie zdobył mistrzostwo Włoch i puchar UEFA. Jednocześnie nieustannie pisano o jego związkach z członkami mafii, imprezach i narkotykach.
Ale to właśnie w czasach Napoli pisał najpiękniejsze karty swojej historii. Było wiele momentów, w których zachwycał, ale można wybrać z nich jeden, po prostu radosny i mówiący bardzo wiele.
Maradona rozgrzewa się przed rewanżowym spotkaniem półfinału pucharu UEFA z Bayernem na Olympiastadion w Monachium. Na stadionie leci piosenka "Live is Life" zespołu Opus, Maradona bawi się piłką, żongluje, popisuje się. Widać w tym zwykłą, nieskrępowaną radość.
REKLAMA
Publiczność kochała go właśnie takiego - lubiącego robić show ze wszystkiego. Potrafił sprawiać, że niemal żadna rzecz, która działa się wokół niego, nie była zwykła. Na boisku nie można było od niego oderwać oczu. Nawet, jeśli tylko się rozgrzewał.
Dla młodszych Maradona może być zagadką. Postacią, która działa na wyobraźnię, ale której legendę można podważać tym, co działo się po zawieszeniu butów na kołku. Argentyńczyk nigdy nie był wzorem do naśladowania, nie da się postawić go w roli człowieka, którego warto naśladować.
Według własnych zasad
Wśród głosów, które wspominają go jako największego piłkarza w dziejach i geniusza, pojawiają się te, które zdecydowanie wskazują, że to on sam doprowadził się do stanu, w którym oglądaliśmy go niestety zbyt często.
Problemy ze zdrowiem, będące efektem jego trybu życia, już wcześniej sprawiały, że trafiał do szpitali. Nie było tajemnicą, że wiele razy próbował leczyć się z uzależnienia od alkoholu i narkotyków, które trwało latami. Obrazki, w których ledwo chodził, wydawał się nie mieć kontaktu z rzeczywistością, a podtrzymywać musieli go ochroniarze, oglądało się ze smutkiem.
REKLAMA
Nawet mając świadomość tego, jak genialnym był piłkarzem, jego "życie po życiu" było często trudne do wytłumaczenia - w roli trenera tułał się po świecie, przez Emiraty Arabskie, Meksyk czy... Białoruś, kiedy to został prezesem Dynama Brześć. Pojawił się na Białorusi po mundialu w Rosji i był witany jak król, defilujący ulicami na pokładzie ogromnego hummera.
Zanim jednak zdążył zrobić cokolwiek w tym klubie... został przedstawiony jako nowy trener meksykańskiego klubu Dorados. Trudno nawet mówić, żeby podobne rzeczy w życiu Maradony były w stanie jeszcze kogokolwiek dziwić.
Od momentu, w którym wszedł do wielkiej piłki, kochał się bawić. Ale bardzo często był też zabawką w ręku innych, którzy ogrzewali się w blasku jego sławy, korzystali z jego fenomenu i jednocześnie przykładali rękę do tego, że jego życie waliło się w gruzy, zmierzając do tragicznego finału.
REKLAMA
Miał swoje demony, które prześladowały go przez całe życie – podczas swojej kariery wielokrotnie balansował na krawędzi, momentami jego skłonności do autodestrukcji były aż nadto widoczne. Można mówić, że chciał żyć na swoich zasadach, ale wielokrotnie przekraczał granice i sprawiał, że nawet najwięksi fani mogli się za niego wstydzić. Stwierdzenie, że zasady stały gdzieś obok i często były naginane dla Diego, nie jest nadużyciem.
Oprócz boiskowego geniuszu był cały szereg ekscesów, które dyskwalifikują Maradonę jako wzorcowego bohatera, wiele jego cech stawiało go po przeciwnej stronie barykady niż ta, którą zajmują typowi sportowi herosi. Żadna z jego wad nie przeszkodziła mu jednak w tym, by trafić w poczet piłkarskich świętych i wkroczyć do zbiorowej świadomości kibiców.
REKLAMA
- Potrafił w pojedynkę rozstrzygać mecze. Robił rzeczy, które wydawały się niemożliwe dla ludzi. Nawet kiedy był w gorszej formie, bez ciężkiego treningu, pozostawał w formie, w której był niemożliwy do upilnowania. Był w stanie prowadzić przeciętne drużyny jak Napoli i Argentyna z 1986 roku do wielkich rzeczy - przyznał Marcel Desailly, jeden z najlepszych defensorów w historii, mistrz świata i mistrz Europy, dwukrotny zdobywca Ligi Mistrzów.
Bez wątpienia Maradona był bohaterem. Bohaterem argentyńskiego narodu, zarówno ulicy, klasy średniej i elit. Narodu, który płakał z radości po jego sukcesach i płakał ze smutku po jego klęskach, jak w przypadku dopingowej (kolejnej już) wpadki na mundialu w 1994 roku, kiedy w kraju także zapanowała żałoba.
- Mogę być albo czarny albo biały, ale nigdy w życiu nie będę szary - powiedział w jednym z wywiadów. I wydaje się, że jest to idealnym podsumowaniem.
Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA