Polskie (pod)skoki kobiet - obraz rozpaczy i lata zaniedbań. Reanimacja potrzebna od zaraz [OPINIA]

2023-02-28, 06:00

Polskie (pod)skoki kobiet - obraz rozpaczy i lata zaniedbań. Reanimacja potrzebna od zaraz [OPINIA]
Kinga Rajda fatalnie zaprezentowała się w konkursie drużyn mieszanych na MŚ w Planicy. Foto: PAP/Grzegorz Momot

Kobiece skoki narciarskie w Polsce istnieją tylko teoretycznie. To znaczy mamy zawodniczki, które w ramach reprezentowania naszego kraju zwiedziły już spory kawał świata, ale nie posiadamy choćby jednej prezentującej przyzwoity poziom. Niedzielny konkurs mikstów w Planicy zażenował wielu kibiców, jednak ci, którzy obserwują sytuację od dawna, nie mieli prawa być zdziwieni. Po co nam żeńskie skoki narciarskie i czy Polki są skazane na klepanie buli?

Relacje z Mistrzostw Świata w Narciarstwie Klasycznym Planica 2023 na antenach Polskiego Radia oraz na stronach portalu PolskieRadio24.pl. W Planicy jest nasz wysłannik Andrzej Grabowski.

Mistrzostwa świata w Planicy dopiero się rozkręcają, jednak w kobiecych skokach rozdano już trzy z czterech kompletów medali. Występy naszych skoczkiń można więc podsumowywać. Niestety, na usta nasuwa się jedno słowo: kompromitacja.

MŚ w Planicy. Żenujące skoki Polek

W konkursie indywidualnym wystąpiła tylko jedna z czterech Polek, które pojechały do Słowenii. Nicole Konderla skoczyła słabo, zajęła 34. miejsce w gronie 40 zawodniczek. Jej koleżanki z reprezentacji do zawodów nawet nie awansowały - Kinga Rajda zajęła 43. miejsce w kwalifikacjach, a Anna Twardosz i Paulina Cieślar wyprzedziły w nich jedynie zawodniczki z Rumunii, Kazachstanu, Ukrainy i Gruzji...

Pierwsze koty za płoty? No, to w sobotę na Srednjej Skakalnicy rozegrano konkurs drużynowy z udziałem 10 zespołów. Biało-Czerwonym udało się uniknąć ostatniego miejsca tylko dlatego, że kombinezon Amerykanki Anniki Belshaw okazał się nieregulaminowy. Występ Polek był tak słaby, że tuż po nim zdenerwowania nie ukrywał Adam Małysz. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego zapowiedział spore zmiany w żeńskiej kadrze.

Nie oszukujmy się, zdecydowana większość fanów skoków w Polsce nie interesuje się występami pań. Stąd też kiepskie wyniki w dwóch pierwszych konkursach mogły umknąć szerszej publiczności. W niedzielę jednak przed telewizorami zasiadło wielu Polaków, którzy chcieli obejrzeć popisy mistrza świata Piotra Żyły i wracającego do wysokiej formy Kamila Stocha.

Panowie nie zawiedli, a Żyła, mimo długiego świętowania sukcesu, skakał jak natchniony. To głównie jego próbom zawdzięczamy w ogóle, że polska drużyna mieszana znalazła się w drugiej serii. Rywalizację w "spektakularnym" stylu rozpoczęła bowiem Kinga Rajda. Zawodniczka, która trzy lata temu w konkursie Pucharu Świata w Oberstdorfie potrafiła zająć szóste miejsce, wylądowała na 75. metrze, mając ogromne problemy zaraz po wyjściu z progu...

Dość powiedzieć, że po jej próbie Biało-Czerwoni zajmowali 13. miejsce w gronie 15 państw... Wyprzedzali tylko Ukrainę i Kazachstan, przegrywali z Rumunią, a strata do Chin wynosiła kilkadziesiąt punktów. Nieco lepiej od Rajdy spisała się Nicole Konderla. Liderka żeńskiej kadry (o ile można użyć takiego określenia wobec zawodniczki, która w tym sezonie PŚ zdobyła sześć punktów) skoczyła 83 metry. Ciężko to nazwać dobrym występem - w swojej grupie Polka była dopiero dziesiąta.

W drugiej serii było nieco mniej żenująco. Rajda poprawiła się o cztery metry, a Konderla zanotowała identyczną odległość, co w pierwszej próbie. W ostatecznym rozrachunku do siódmej Szwajcarii, która przecież nie ma aktualnie w składzie zawodników i zawodniczek ze światowego topu, Polacy stracili ponad 33 punkty. Nieco większa była strata do Finlandii.

O różnicy wobec Niemiec, Norwegii, Słowenii, Austrii czy nawet Japonii nie ma sensu wspominać...

Od lat nic się nie zmienia. Światełko z Seefeld szybko zgasło

Dlaczego tak jest? Dlaczego nie potrafimy wychować kilku zawodniczek, które będą skakać na poziomie przynajmniej czołowej trzydziestki? Przecież wystarczy obejrzeć kilka kobiecych konkursów, by widzieć, że o ile wysoki i dość równy poziom prezentuje kilkanaście czołowych zawodniczek, o tyle odległości uzyskiwane przez te z miejsc poniżej piętnastego wcale nie są wybitne.

Żeby nie być gołosłownym - piętnasta w Planicy Niemka Luisa Goerlich skoczyła w konkursie indywidualnym 91,5 i 90,5 metra. Mówimy o obiekcie mającym punkt konstrukcyjny usytuowany na 95. metrze. Dla Polek odległości osiągane przez Goerlich są jednak nieosiągalne.

Panie rywalizują o medale mistrzostw świata od 2009 roku. Pięć lat później zadebiutowały na igrzyskach olimpijskich. O skali zapóźnienia w rozwoju żeńskich skoków w Polsce niech świadczy fakt, że nasze zawodniczki biorą udział w wielkich imprezach dopiero od MŚ w Seefeld, które rozegrano w 2019 roku.

Gdy Austriacy, Niemcy, Norwegowie czy Słoweńcy inwestowali w żeńskie skoki, widząc w nich szansę na zdobywanie medali wielkich imprez, w Polsce patrzono na starty kobiet co najwyżej jako ciekawostkę. Problem w tym, że przez lata ta ciekawostka stała się konkurencją olimpijską, a świat odjechał nam w zatrważającym tempie.

Justyna Kowalczyk nazwała kiedyś PZN "Polskim Związkiem Męskich Skoków Narciarskich". Wybitna biegaczka wskazywała tym samym na brak zainteresowania wieloletniego prezesa narciarskiej centrali Apoloniusza Tajnera innymi dyscyplinami.

Tajnerowi w sumie trudno się dziwić. Nie jesteśmy Norwegią czy Niemcami i nie bijemy się o najwyższe cele w niemal każdej zimowej dyscyplinie. To skoczkowie generują oglądalność w telewizji, to skoczkowie przyprowadzają do związku sponsorów. Wreszcie, to skoczkowie, od 2010 roku, z każdej imprezy rangi igrzysk olimpijskich lub mistrzostw świata przywożą medale!

Mimo to, wydaje się, że żeńskim skokom można było poświęcić więcej uwagi. Gdyby tak się stało, może nie dochodziłoby do sytuacji, w której mistrzostwa Polski na dużej skoczni są odwoływane, bo zgłosiło się ledwie kilka zawodniczek... Zabrakło jednak systemu, a nawet jakichkolwiek jego zrębów. Pionierki współczesnych żeńskich skoków w Polsce albo już nie trenują i nie ukrywają żalu wobec PZN-u, jak Joanna Szwab, albo skupiły się na pracy w telewizji, jak Magdalena Pałasz.

Do tej pory, wszystkie polskie skoczkinie, poczynając od Pałasz, a na Konderli kończąc, wywalczyły w historii swoich startów w Pucharze Świata 181 punktów. Dla porównania, tylko w obecnym sezonie zajmujący 33. miejsce w klasyfikacji męskiego PŚ Paweł Wąsek zgromadził ich 133, a trzydziesty piąty w tym zestawieniu Aleksander Zniszczoł - 89.

Właściwie w naszych żeńskich skokach brakuje pozytywnych momentów. Wspomniane mistrzostwa w Seefeld miały być promykiem nadziei. Kinga Rajda i przede wszystkim Kamila Karpiel skakały przyzwoicie, a ta druga zajęła w indywidualnych zmaganiach 23. miejsce. Ówczesne nastolatki w wywiadach nie ukrywały entuzjazmu, a także na skoczni potrafiły pokazać się z obiecującej strony.

Cztery lata temu w konkursie mikstów nasi reprezentanci zajęli szóste miejsce, tracąc do trzeciej Norwegii zaledwie 23,5 punktu. Dawid Kubacki i Kamil Stoch skakali wtedy znakomicie, a ten pierwszy nawet przeskakiwał rozmiar obiektu. Karpiel i Rajda potrafiły jednak zbliżyć się do punktu konstrukcyjnego. Gdyby skakały na takim poziomie, jak reprezentantki Polski w ostatnią niedzielę, nawet cztery rekordowe skoki mężczyzn nie pozwoliłyby naszej kadrze liczyć się w grze o medal. A podium było wtedy realne jak nigdy później...

W kolejnym sezonie błysnęła Rajda, zajmując szóste miejsce w Oberstdorfie i zdobywając łącznie 93 punkty do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Od tamtej pory żadna z Polek nawet nie zbliżyła się do takiego dorobku...

Degrengolada postępuje. Gorzej z roku na rok 

Po mistrzostwach w Seefeld w nie do końca jasnych okolicznościach pracę stracił trener żeńskiej kadry Marcin Bachleda. Popularny "Diabełek" pozostał jednak w sztabie jako asystent Łukasza Kruczka. Dziwna to była sytuacja - drużyna zrobiła postęp, więc jej trener... został zdegradowany. Nowy szkoleniowiec miał natomiast spore grono przeciwników wśród kibiców.

Mimo niezaprzeczalnych sukcesów sprzed lat, wypominano mu choćby słabe wyniki osiągane z włoskimi skoczkami. Niestety, w pracy z żeńską kadrą nawiązał raczej do rezultatów z Italii, niż do tych, które przed laty, jako jego podopieczny, osiągał Kamil Stoch.

Łukasz Kruczek od początku był bardzo przywiązany do rezultatów testów na platformach dynamometrycznych. Gdy któraś z dziewczyn miała w nich kiepskie wyniki, nie zabierał jej na treningi na skoczni. To miało bardzo irytować głównie Karpiel, która w tym czasie dramatycznie obniżyła loty.

Zawodniczka toczyła ze swoim trenerem niemal otwartą wojnę. Krytykowała poczynania kadry w mediach społecznościowych, na co odpowiadała jej Nicole Konderla, czyli skoczkini, która akurat pod okiem Kruczka zrobiła postępy.

Dzisiaj Karpiel, która od początku nie chciała zamiany Bachledy na Kruczka, w praktyce już nie skacze. Urodzona w 2001 roku zawodniczka całkowicie straciła entuzjazm z Seefeld. Po austriackich mistrzostwach poddała się zabiegowi rekonstrukcji więzadeł, a potem nigdy nie wróciła do formy. Za niesubordynację została odsunięta od kadry przez Kruczka.

Nowy główny szkoleniowiec Szczepan Kupczak także nie stawiał na Karpiel, która zaczęła nawet deklarować... gotowość zmiany reprezentacji. Jej główny problem polega jednak na tym, że, póki co, nie ustawiają się kolejki chętnych, by przyjąć do siebie zawodniczkę, która ostatnio zasłynęła z kłótni, a nie z wyników sportowych...

Problemem jest fakt, że w ostatnich czterech latach nie potrafiono wykreować zawodniczki, która skakałaby choćby na poziomie Karpiel z Seefeld. Słabość najlepiej oddają wyniki kolejnych mikstów. W 2021 roku na MŚ w Oberstdorfie, z Żyłą i Stochem, skakały Anna Twardosz i Kinga Rajda. Dobre skoki męskiej części kadry ponownie zapewniły szóste miejsce. Tym razem strata do podium wyniosła jednak blisko 150 punktów...

Jeszcze gorzej było rok później, podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie. W konkursie indywidualnym na skoczni normalnej Rajda skoczyła 69, a Konderla - 64 metry... W rywalizacji mikstów dużą rolę odegrała plaga dyskwalifikacji zawodniczek za nieregulaminowe kombinezony, która dotknęła cztery czołowe reprezentacje. Pojawiła się szansa na podium, skończyło się na... szóstym miejscu ze stratą do Austrii i Japonii, choć przecież te drużyny oddały siedem, a nie osiem punktowanych skoków.

Brąz w kuriozalnym konkursie zdobyli Kanadyjczycy, czyli nacja, o której można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że są potęgą w skokach narciarskich. Polska straciła jednak do drużyny z Kraju Klonowego Liścia niemal 30 punktów. Stało się tak głównie za sprawą skoczkiń. 80,5 metra Rajdy było najdłuższą z czterech konkursowych prób naszych reprezentantek...

Jak widać, niedzielny konkurs w Planicy jest tylko dopełnieniem postępującego od lat regresu. Tym razem dwie Norweżki nie zostały zdyskwalifikowane ani Niemcy nie odpadli po pierwszej serii właśnie przez litery DSQ przy nazwisku jednej ze swoich zawodniczek. Skoro tak, zajęliśmy miejsce ósme, a nie szóste, jak w Pekinie... Szkoda tylko, że przegraliśmy ze Szwajcarią, której żeńską część kadry stanowiły juniorki i to wcale nie wyróżniające się...

Stypendium jest, a czy będzie poprawa?

Od lat miejsce w czołowej ósemce na mistrzostwach świata w konkurencji olimpijskiej uprawnia do otrzymania stypendium z Ministerstwa Sportu i Turystyki. Rząd w ten sposób chce wspierać finansowo zawodników, którzy rokują medalowo w kontekście igrzysk. Od 2022 roku konkurs mikstów jest konkurencją olimpijską, więc Rajda i Konderla otrzymują stypendium, dzięki szóstemu miejscu w Pekinie.

Do sierpnia reprezentantki Polski będą dostawały z ministerialnej kasy 4370 złotych. Przepisy zabraniają otrzymywania dwóch stypendiów jednocześnie, dlatego niedzielne ósme miejsce przełoży się na wsparcie dopiero po zakończeniu olimpijskiego stypendium. Wówczas zawodniczki będą miały prawo do uzyskania 2300 złotych miesięcznie przez pół roku.

Jak trafnie zauważył w mediach społecznościowych Mateusz Leleń z TVP Sport, będzie to "stypendium imienia Piotra Żyły". Bo to właśnie dwukrotny mistrz świata swoim fenomenalnym skokiem z pierwszej serii pozwolił wyprzedzić o 0,3 punktu reprezentację Włoch i wślizgnąć się do czołowej ósemki.

Faktem jest, że ministerialne stypendia pomagają wielu sportowcom z niszowych dyscyplin, którzy na co dzień nie mogą liczyć na pozyskanie możnych sponsorów. Faktem jest też spełnienie wymagań do kolejnych stypendiów przez polskie skoczkinie.

W mediach społecznościowych nie brakuje jednak ostrej krytyki pod adresem zawodniczek. "Nieloty", "Przedskoczkinie" czy "Turystki" to najłagodniejsze określenia. Niewątpliwie Polki chciałyby skakać lepiej. Sęk w tym, że niespecjalnie im to wychodzi.

Czy kolejne ministerialne wsparcie pomoże? Niestety, budżetowe pieniądze same w sobie nie nauczą nikogo skakać na nartach. Do tego trzeba dobrych trenerów. Szczepan Kupczak, który niedawno przejął kadrę, nie mógł podołać tej roli z kilku przyczyn. Przede wszystkim, sam do niedawna był zawodnikiem kombinacji norweskiej i zwyczajnie, mimo skończonych studiów na AWF, nie wyrobił sobie jeszcze warsztatu i autorytetu trenerskiego.

Autorytetu, który jest potrzebny do okiełznania tak podzielonej grupy zawodniczek. Konflikt Kruczka (i pośrednio broniącej go jak lwica Konderli) z Karpiel (i pośrednio ze wspieranym przez nią Bachledą) nie jest jedynym, jaki trawi polskie skoczkinie. W grudniu ubiegłego roku media donosiły o tym, ze relacje między Rajdą a Konderlą na tyle się pogorszyły, iż... dziewczyny zażyczyły sobie osobnych transportów na zawody do Titisee-Neustadt.

Wymagania godne mistrzyń świata nie przełożyły się na dobre skoki. W Niemczech rozegrano mikst, w którym Polska zajęła dopiero siódme miejsce, a żadna z naszych zawodniczek nie doskoczyła nawet do 110. metra dużej skoczni Hochfirstschanze.

Brak doświadczenia i autorytetu to nie jedyne problemy trenera Kupczaka. Dziwna jest też sama konstrukcja kadry, która de facto przekłada się na to, że jej trener główny nie pracuje na co dzień z czołowymi zawodniczkami. Konderla woli bowiem treningi z Kruczkiem, który został w Polskim Związku Narciarskim na nowym stanowisku koordynatora skoków. Rajda natomiast zdecydowała się pracować ze Sławomirem Hankusem, który prowadził ją przed laty.

Niestety, druga z zawodniczek od momentu groźnego wypadku w Wiśle przed dwoma laty, nie jest w stanie poprawić swojej techniki lotu. Za każdym razem po odbiciu nie potrafi zapanować nad prawą nartą, przez co traci prędkość i ląduje zdecydowanie zbyt blisko. Jak dotąd, tego nawyku nie wyeliminował żaden trener.

Kto sklei podzieloną kadrę? Nie wolno się poddać

Choć zawodniczki oficjalnie zaprzeczają, że są skłócone, nie ma wątpliwości, że w kadrze coś nie gra. Tej zimy Konderla zdobyła złoty medal na słabiutko obsadzonej Uniwersjadzie w Lake Placid. Rajda zajęła w tym konkursie trzecie miejsce. Polki rywalizowały głównie z drugim garniturem kadry Japonek.

Uwagę niektórych obserwatorów zawodów przykuł jeden fakt: Japonki po swoich skokach podbiegały do siebie i wzajemnie się wspierały. U Polek takich obrazków nie można było zauważyć. Warto dodać, że poza Konderlą i Rajdą, do USA poleciały też Twardosz i Cieślar. Skład był zatem identyczny, jak w Planicy.

Wydaje się, że misja Szczepana Kupczaka jako głównego trenera została zakończona. Nie ukrywa tego zresztą obecny prezes PZN.

- To musi być duże nazwisko i osoba, która stworzy w kobiecej kadrze odpowiedni system szkolenia. Najgorsze jest to, że każda zawodniczka chce mieć innego trenera. Trzeba znaleźć kompromis i trenera, który zrobi w reprezentacji porządek - mówił Adam Małysz po sobotnim konkursie drużynowym.

Kto to będzie? Tego "Orzeł z Wisły" naturalnie jeszcze nie powie. Trzeba jednak szukać trenera (lub trenerki) w krajach takich jak Austria, Niemcy, Norwegia czy Słowenia. To państwa, z którymi w męskich skokach walczymy jak równi z równymi, a które w rywalizacji kobiet wyprzedziły nas o wiele długości.

Wydaje się, że kluczem do rozwoju żeńskich skoków wcale nie jest poprawa dyspozycji obecnych zawodniczek, które niekoniecznie rokują na walkę o wielkie cele. Aby ta dyscyplina się w Polsce rozwijała, potrzebujemy systemu, który sprawi, że małe dziewczynki zechcą przychodzić na skocznię i uda nam się zbudować na tyle dużą grupę utalentowanych zawodniczek, by w przyszłości przełożyło się to na sukcesy.

Nie możemy bowiem się poddać i odpuścić wciąż rozwijającej się gałęzi narciarstwa. Już na następnych igrzyskach olimpijskich w Mediolanie i w Cortinie d'Ampezzo skoczkinie będą bowiem walczyły o medale nie tylko na skoczni normalnej i w konkursie mikstów, ale także na dużym obiekcie. Wydaje się, że kwestią czasu jest też wprowadzenie do programu IO konkursu drużynowego pań.

Za kilka lat może się okazać, że do zdobycia w żeńskich skokach będą trzy komplety medali na igrzyskach, a licząc konkurs mikstów, nawet cztery.

To pokazuje, że jest o co walczyć. Choć takie konkursy jak niedzielny bywają przygnębiające, nie możemy się poddać i odpuścić rozwój żeńskich skoków, nawet jeśli któraś z obecnych zawodniczek zdecyduje się przerwać swoją przygodę ze sportem. Zamiast zaorać kobiecą kadrę, trzeba ją reanimować i to jak najszybciej. Tylko aktywne działanie podjęte niezwłocznie przełoży się na sukcesy w dalekiej przyszłości. Nie mamy już czasu do stracenia.

Kraj, w którym skoki narciarskie są zimowym sportem numer jeden, po prostu nie może sobie pozwolić na grzech zaniechania w kontekście rozwoju żeńskich skoków. Przed laty władze PZN-u nie doceniły rozwoju żeńskich skoków. Najwyższy czas, żeby zacząć uczyć się na błędach.

Inaczej nadal będziemy oglądali podskoki naszych zawodniczek, zamiast skoków z prawdziwego zdarzenia...

Program skoków narciarskich na MŚ Planica 2023:

Środa, 22 lutego
16.30 - kwalifikacje kobiet na skoczni normalnej

Czwartek, 23 lutego
17.00 - konkurs indywidualny kobiet na skoczni normalnej

Piątek, 24 lutego
17.45 - kwalifikacje mężczyzn na skoczni normalnej

Sobota, 25 lutego
12.15 - konkurs drużynowy kobiet na skoczni normalnej
17.00 - konkurs indywidualny mężczyzn na skoczni normalnej

Niedziela, 26 lutego
17.00 - konkurs drużyn mieszanych na skoczni normalnej

Wtorek, 28 lutego
18.30 - kwalifikacje kobiet na skoczni dużej

Środa, 1 marca
17.30 - konkurs indywidualny kobiet na skoczni dużej

Czwartek, 2 marca
17.30 - kwalifikacje mężczyzn na skoczni dużej

Piątek, 3 marca
17.30 - konkurs indywidualny mężczyzn na skoczni dużej

Sobota, 4 marca
16.30 - konkurs drużynowy mężczyzn na skoczni dużej

Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Klasycznym Planica 2023

"Kamiland" - centrum mistrza Kamila Stocha:

>>> Więcej o Polakach w PŚ w skokach narciarskich w sezonie 2022/2023 <<< 

Paweł Majewski, PolskiRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej