Ukraiński parlament znów o zmianach w konstytucji. UE zagrozi sankcjami?
Ukraińscy politycy będą w czwartek próbowali znaleźć wyjście z kryzysu politycznego. Trzeci raz w tym tygodniu deputowani zbiorą się na posiedzeniu Rady Najwyższej. Z kolei w Europarlamencie przyjęta zostanie rezolucja ws. Ukrainy.
2014-02-06, 06:55
Posłuchaj
Parlamentarzyści liczą na to, że uda im się porozumieć co do zmian w konstytucji.  Opozycja chciałaby natychmiastowego powrotu do wersji z 2004 roku, gdzie  prezydent miał mniejsze uprawnienia. Rządząca Partia Regionów  proponuje, aby powołać specjalną komisję, która opracuje odpowiednie  zmiany. 
Lider opozycyjnego  UDAR-u Witalij Kliczko podkreśla, że są dwa wyjścia z sytuacji. Decyzję  co do tego, które wybrać, należy podjąć jak najszybciej. - Wszystko  tak naprawdę zależy od jednego człowieka - prezydenta Wiktora  Janukowycza. My proponujemy albo ogłosić przedterminowe wybory szefa  państwa albo wrócić do konstytucji z 2004 roku - wyjaśnił.
Protesty na Ukrainie - serwis specjalny >>>
Jednocześnie  trwają rozmowy na temat powołania nowego rządu - po tym, jak w zeszłym  tygodniu do dymisji podał się premier Mykoła Azarow, a wraz z nim cała  Rada Ministrów. 
Lider  opozycyjnej Ojczyzny Arsenij Jeceniuk, któremu prezydent proponował  stanowisko premiera, powiedział, że zgodziłby się na to, jeżeli rząd  będzie składał się z przedstawicieli obecnej opozycji. Warunkiem  wstępnym jest też powrót do konstytucji z 2004 roku.
Unijna rezolucja
Także w czwartek europosłowie przyjmą ostrą rezolucję o pogrążonej w kryzysie politycznym Ukrainie, wzywając UE do zaangażowania, ale i grożąc władzom w Kijowie sankcjami. Na razie w odpowiedzi na sytuację na Ukrainie Unia stawia tylko na dyplomację i apele.
Czwartkowa rezolucja będzie  trzecim dokumentem, poświęconym Ukrainie i innym wschodnim sąsiadom UE,  przyjętym przez PE w ciągu pół roku. W tym czasie kraj, który był na  progu stowarzyszenia z UE, stał się - jak oceniła Amanda Paul z think  tanku European Policy Centre (EPC) "tykającą bombą zegarową", która może  wybuchnąć w najbliższym sąsiedztwie Unii.
Antyrządowe protesty,  wywołane decyzją rządu w Kijowie o niepodpisywaniu umowy z Unią,  przerodziły się na początku roku w zamieszki między milicją a  demonstrantami. Zginęło sześć osób, a w Brukseli i niektórych innych  stolicach UE słychać pierwsze ostrzeżenia, że na Ukrainie może dojść do  rozwiązania siłowego i Unia powinna się przygotować na przyjęcie  uchodźców. - UE musi zrobić wszystko, aby nie dopuścić do eksplozji -  powiedziała Paul.
Jak na razie UE stawia na  dyplomację i wspieranie pokojowych protestów na kijowskim Majdanie  Niepodległości i innych miejscach Ukrainy. Szefowa unijnej dyplomacji  Catherine Ashton stara się doprowadzić do dialogu i porozumienia między  prezydentem Wiktorem Janukowyczem a liderami opozycji. Częścią  rozwiązania powinna być zmiana konstytucji oraz przygotowanie uczciwych  wyborów.
W ocenie Sophii Pugsley z Europejskiej Rady Stosunków  Międzynarodowych (ECFR) zabiegi dyplomatyczne i presja UE mogą być  skuteczne, czego dowodem jest odwołanie przez ukraiński parlament i  prezydenta Janukowycza ustaw, ograniczających swobody obywatelskie. - Nie  można nie doceniać wpływu Catherine Ashton, która podejmuje wiele  zakulisowych działań - wskazała ekspertka ECFR. Jak przypomniała,  Ashton okazała się już skuteczna w mediacjach między Serbią a Kosowem,  doprowadzając wiosną zeszłego roku do normalizacji stosunków obu państw.  W dużej mierze jej zasługą jest również porozumienie o ograniczeniu  irańskiego programu nuklearnego.
Nie bez znaczenia jest też to,  że zachodnie media i opinia publiczna nadal są zainteresowane tym, co  dzieje się na Ukrainie. - Protestujący na Majdanie mają ogromne  oczekiwania wobec UE - oceniła Pugsley.
Słowa nie wystarczą
Zdaniem wielu europosłów i ekspertów dyplomacja to jednak za mało, a UE powinna zagrozić członkom ukraińskich władz i powiązanym z reżimem oligarchom sankcjami wizowymi oraz zamrożeniem aktywów. - UE nie ma wiarygodnej strategii, która mogłaby faktycznie coś zmienić na Ukrainie. Musimy naładować broń i przygotować sankcje przeciwko członkom reżimu, obejmujące zakaz podróżowania do UE, restrykcje wizowe oraz - co najważniejsze - zamrożenie ich aktywów - powiedział w środę w europarlamencie szef frakcji liberałów w PE, Belg Guy Verhofstadt.
Relacja na żywo z Kijowa
Tego żądają też  liderzy ukraińskiej opozycji. Spośród krajów Unii jedynie Litwa  opowiadała się dotąd zdecydowanie za takim rozwiązaniem, jednak według  źródeł dyplomatycznych w tym tygodniu litewskiego ambasadora przy Unii  poparło w tej sprawie kilka innych krajów, w tym Wielka Brytania i  Szwecja. Pozostali obawiają się, że groźba sankcji przerwie nić dialogu z  Janukowyczem i przybliży groźbę rozwiązania siłowego.
Nie  brakuje też opinii, że Zachód powinien zaoferować Ukrainie pomoc  gospodarczą, aby zneutralizować rosyjskie możliwości presji na Kijów.  Amerykański dziennik "New York Times" napisał w środę, że bez oferty  pomocy finansowej ze strony USA i Unii Rosja nadal będzie zastraszać  Ukrainę i wciągać ją w swoją strefę wpływów. W grudniu Moskwa udzieliła  Ukrainie pożyczki na 15 mld dolarów i zaoferowała obniżkę cen gazu. Gdy  zaś w styczniu Janukowycz ogłosił pewne ustępstwa na rzecz  protestujących, Rosja wstrzymała wypłatę tej pomocy.
Z propozycją  Planu Marshalla dla wschodniego sąsiada Unii wystąpił niedawno Polski  eurodeputowany Paweł Kowal z partii Polska Razem. Z kolei Ashton ujawniła, że  Unia i USA prowadzą rozmowy na temat planu wsparcia dla Ukrainy, by  zaspokoić najpilniejsze potrzeby gospodarcze tego kraju. Warunkiem  byłoby jednak rozwiązanie kryzysu politycznego, powołanie rządu  technokratów oraz rozpoczęcie reform. Według Ashton na pomoc dla Ukrainy  mogłyby się złożyć nie tylko pieniądze, ale także gwarancje kredytowe,  inwestycje oraz działania na rzecz stabilizacji hrywny.
Żadne  sumy ewentualnego wsparcia na razie jednak nie padły i zdaniem ekspertów  jest mało prawdopodobne, by UE była gotowa udzielić Ukrainie pomocy tak  dużej, jak życzyłby sobie Janukowycz. Dla niego pomoc z Zachodu,  obwarowana surowymi warunkami, z której trzeba się rozliczyć, byłaby  pewnie mniej atrakcyjna niż propozycje z Moskwy.
- Nie wydaje się,  by UE z dnia na dzień była gotowa wyłożyć miliony euro dla Ukrainy,  dlatego musi dalej koncentrować się na zakulisowych rozmowach i  kontaktach ze społeczeństwem obywatelskim - oceniła Pugsley. - Połowa  Ukraińców, zwłaszcza na zachodzie kraju, opowiada się za zbliżeniem z  UE, ale ci na wschodzie już nie. UE ma zatem ograniczone możliwości  wpływu na sytuację. Rozwiązanie leży przede wszystkim w rękach samych  Ukraińców. Będzie to jednak długa gra i nie spodziewam się szybkiego  rozstrzygnięcia - dodała ekspertka.
Spokojnie w Kijowie
W stolicy Ukrainy noc ze środy na czwartek minęła spokojnie. Na barykadach zagradzających prowadzącą od  placu Europejskiego do dzielnicy rządowej ulicę Hruszewskiego czuwało w  nocy kilkudziesięciu demonstrantów. 
Na zamontowanym na ostatniej  barykadzie ekranie - podobnie jak w ciągu kilku wcześniejszych nocy -  wyświetlano materiały sympatyzujących z ukraińską opozycją telewizji.  Ponad trzydziestu milicjantów, stojących w szeregu po drugiej stronie  barykady, chcąc nie chcąc musiało je oglądać.
Z drugiej strony  ulicy Hruszewskiego, w bocznej części wyłożonego kostką brukową placu  Europejskiego, postawiono dwie zbite z desek bramki. Demonstranci na  prowizorycznym boisku grali w piłkę do późnych godzin nocnych. W  znajdującym się przy tym placu Domu Ukraińskim na dużym ekranie  demonstranci oglądali filmy.
Spokojnie było w nocy również na  Majdanie Niepodległości, na którym znajdowało się kilka tysięcy ludzi.  Większość z nich spała w namiotach, zajętym budynku związków zawodowych  lub grzała się przy ogniu rozpalonym w beczkach.
IAR, PAP, bk