System emerytalny nie upadnie, ale emerytury będą niskie

Pieniędzy na wypłaty emerytur raczej nie zabraknie, chociaż dziura w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych urośnie. Wiadomo też, że świadczenia będą relatywnie niskie, bo na konta emerytów wpływać ma 30-40 proc. ostatniego wynagrodzenia. Ekonomiści rozważają więc różne scenariusze reformy systemu: od utraty branżowych przywilejów, po wprowadzenie tzw. emerytury obywatelskiej.

2014-08-05, 21:52

System emerytalny nie upadnie, ale emerytury będą niskie
Na konta emerytów wpływać ma 30-40 proc. ostatniego wynagrodzenia.Foto: foto: Glow Images/East News

Posłuchaj

W Polsce nie zabraknie pieniędzy na wypłatę emerytur – uspokajał na antenie Radiowej Jedynki dr Jakub Borowski, główny ekonomista, banku Credit Agricole, członek Rady Gospodarczej przy premierze./Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/
+
Dodaj do playlisty

Przyszli emeryci, zwłaszcza ci, którym do zakończenia aktywności zawodowej pozostało jeszcze wiele lat, mogą się czuć nieco oszukani.  Przez ostatnie miesiące zastanawiali się, czy rozsądnie jest ulokować jedną siódmą swojej składki emerytalnej w OFE, czy też lepiej, by w całości szła do ZUS, a tymczasem, jak wynika z najnowszego raportu Najwyższej Izby Kontroli, w przyszłości, pieniędzy na emerytury, bez wsparcia państwa, może zabraknąć.

Krytyczny raport NIK

Najwyższa Izba Kontroli podaje w dokumencie, że główną przyczyną jest z jednej strony niski wskaźnik urodzeń i emigracja, a z drugiej wchodzenie w wiek emerytalny roczników z wyżu demograficznego po 1945 r. oraz wydłużanie się długości życia. Raport pozytywnie ocenia sam przebieg przejmowania pieniędzy z OFE do ZUS.

–  Operacja przejęcia przez ZUS od OFE aktywów o wartości 153 mld zł przebiegała prawidłowo, nie zakłóciła też wypłat rent i emerytur. Mimo tego zabiegu, w dłuższej perspektywie, bez wsparcia budżetu państwa, może brakować  pieniędzy na wypłaty emerytur, głównie z powodów demograficznych, ponieważ będzie spadać liczba osób płacących składki, a rosnąć liczba emerytów – mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes Najwyższej Izby Kontroli.

Mało wpłynie na konto

Zdaniem gościa radiowej Jedynki Jakuba Borowskiego, członka Rady Gospodarczej przy premierze, głównego ekonomisty Credit Agricole, zastanawiając się nad przyszłymi emeryturami trzeba brać pod uwagę dwa czynniki: jej poziom i relację do ostatniego wynagrodzenia.

REKLAMA

–  Jeśli chodzi o relację do ostatniego wynagrodzenia, to wśród ekonomistów panuje zgoda, że będzie niska. Trzeba się liczyć z tym, że jeśli dziś młody człowiek wchodzi na rynek pracy i będzie składkował przez kilkadziesiąt lat, to ta jego emerytura wyniesie 30-40 proc. ostatniego wynagrodzenia. Natomiast jej poziom będzie znacząco wyższy od przeciętnej emerytury, która dziś jest wypłacana – mówi ekonomista.

Dlaczego?  Bo w perspektywie kilkudziesięciu lat, zakładamy, że w Polsce utrzyma się wzrost gospodarczy, a w połączeniu z nim wzrost dochodów, wynagrodzeń i wzrost składek w ujęciu realnym, a w związku z tym przyszła emerytura także będzie wyższa.

Jednak gość Jedynki podkreśla, że emerytury będą relatywnie niskie w stosunku do ostatniego wynagrodzenia.

Raport źle interpretowany

Główny ekonomista Credit Agricole krytycznie ocenia też interpretacje wynikające z raportu NIK.

REKLAMA

– Nie dostrzegam zagrożenia większego niż było to przed wprowadzeniem zmian w systemie emerytalnym, czyli zmian związanych z OFE – mówi.

Przyznaje, że dziura w Fundusz Ubezpieczeń Społecznych będzie rosła, ale głównie w ujęciu nominalnym. W relacji do PKB Polski, do systemu emerytalnego trzeba będzie dopłacać tylko nieco więcej, niż dziś.

–  Nie widzę powodu, by stawiać tak radykalne tezy, że pieniędzy na emerytury zabraknie. Jeżeli się pojawią luki w FUS, większe niż te, które są obecnie prognozowane, to mamy taki system, w którym rządy w przyszłości będą dysponowały różnymi narzędziami  pozwalającymi łatać te dziury – mówi.

Możliwe sposoby działania

Do takich instrumentów należą: podniesienie wieku emerytalnego oraz rozszerzenie zakresu całego systemu o grupy branżowe, które obecnie w nim nie uczestniczą.

REKLAMA

Zdaniem ekonomisty niewykluczone, że dopiero poważne problemy finansów państwa skłonią rządzących do likwidacji przywilejów emerytalnych różnych zawodów.

– W przypadku górników mamy dwie grupy: tych, którzy pracują na dole i osoby zatrudnione w górnictwie – podaje. Tylko dla pierwszej grupy, systemu zmieniać nie trzeba.

W skrajnych sytuacjach możliwe jest też podniesienie podatków.

– Rozważanie scenariusza, że emerytury nie będą wypłacane, to rozważanie scenariusza o prawdopodobieństwie zero – konkluduje ekonomista.

REKLAMA

Jego zdaniem prawdopodobna wydaje się taka sytuacja, iż w przyszłości, ze względu na niski poziom wypłacanych emerytur, pojawi się silna presja społeczna, by je podnieść. To może być dodatkowym obciążeniem dla sektora finansów publicznych. Trudno jednak obecnie o tym wyrokować.

Mała dzietność, za to duża emigracja

Doktor Stanisław Kluza były minister finansów, obecnie ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej, który był gościem PR 24,  zwraca z kolei uwagę, że w Polsce może dojść do zaburzenia solidarności pokoleń.

–   Przede wszystkim należy spojrzeć na kwestie dzietności, która od 17-18 lat w Polsce jest w przedziale pomiędzy 1,2- 1,4. Oznacza to, że już całe pokolenie jest o jedną trzecią mniej liczne, od pokolenia swoich rodziców. Skutki tego będą następujące: albo w przyszłości emerytury będą miały realnie dużo mniejszą siłę nabywczą, albo odwrotnie – gdy kolejne młode pokolenia dorosną, będą dużo bardziej obciążone na rzecz utrzymania starszych – mówi.

Przypomina też, jak bardzo poważnym problemem jest emigracja.

REKLAMA

–  Bardzo dużo młodych osób, w szczególności tych bardziej przedsiębiorczych, często dobrze wykształconych wyjechało za granicę. I emigrację „na próbę”, zamienili w emigrację osiedleńczą, zostali tam na dłużej, albo wręcz na stałe. Co więcej, dużo częściej decydowali się na dzieci, niż w Polsce. A przecież skłonność do posiadania dzieci w Polsce i za granicą jest podobna.  Szwankują systemy państwa – mówi Stanisław Kluza.

Naczynia połączone

I dlatego Polska potrzebuje rozwiązań systemowych. Gość PR 24 przypominał, że polityka demograficzna składa się z czterech części: z polityki rodzinnej, polityki nakierowanej na rynek pracy, emerytalnej oraz socjalnej.

–  Jeżeli zbyt dużo zabierzemy pracującym na rzecz np. emerytów, to konsekwencją jest to, że młodzi będą mieli mniej zasobów, by wychowywać swoje dzieci. A ten problem jest stosunkowo powszechnym powodem mniejszej dzietności – mówi gość PR 24.

Elementy polityki rodzinnej mają różną wagę. Do najważniejszych instrumentów państwa należy ulga podatkowa, bo to konkretne pieniądze związane z tym, że ktoś ponosi wydatki opieki nad dziećmi. Natomiast inny instrument: Karta Dużej Rodziny ma raczej wymiar marketingowy – jest rodzajem promocji. Strona ekonomiczna tego instrumentu jest mniej istotna, chociażby z tego powodu, że i tak tylko zamożniejsze rodziny wielodzietne są w stanie korzystać  z możliwości, jakie daje karta.

REKLAMA

Polska się starzeje, tak jak Japonia

Polacy są drugim najszybciej starzejącym się narodem świata. W 2060 roku na sto osób w wieku produkcyjnym będziemy mieli aż 65 emerytów. Gorzej ma być tylko w Japonii –  wynika z prognozy OECD. Powstaje zatem pytanie, kto i w jakiej wysokości będzie wypłacał emerytury obecnym 20-latkom?

–  Są to osoby, które dzisiaj idąc do pracy, płacą wszystkie możliwe składki, podatki, a więc utrzymują system. Po nich, z dużym prawdopodobieństwem, będą jeszcze mniej liczne pokolenia, co można nazwać wtórnym regresem demograficznym. Może się zdarzyć, że za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat będzie na tyle duża zmiana reguł gry, właśnie ze względu na deficyty i niestabilność państwa, że nie odzyskają oni nakładów poniesionych na utrzymanie systemu emerytalnego, od tych, którzy na rynek pracy wejdą później – mówi Stanisław Kluza.

Trzeba zlikwidować przywileje

Problem wysokiego deficytu w ZUS-ie został odziedziczony po starym systemie. Będziemy się z nim borykać jeszcze przez co najmniej 20 lat –  uważają eksperci.

Trzeba jak najszybciej zlikwidować pozostałe jeszcze przywileje emerytalne –  mówi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan. Chodzi o górników, rolników i pracowników służb mundurowych.

REKLAMA

Z danych, które przytacza wynika, że do KRUS dopłacamy 15 mld, do rent  i emerytur górniczych 8 mld rocznie. Emerytury i renty pracowników służb mundurowych kosztują nas 14 mld rocznie.  Ta ostatnia grupa nie odprowadza składek i w dodatku ma możliwość przejścia na bardzo wczesną emeryturę. To wszystko są wielkie koszty dla państwa.

–  Nie chodzi o to, by górnik nie mógł przejść wcześniej na emeryturę, jeżeli jednak ma mieć taki przywilej, to kopalnie powinny za niego płacić dodatkową składkę –  uważa Jeremi Mordasewicz.

A może – emerytura obywatelska?

Zdaniem Andrzeja Sadowskiego z Centrum Adama Smitha nie da się utrzymać świadczeń emerytalnych na dotychczasowym poziomie.

– Mimo, że rząd od lat redukuje wypłaty emerytur, to dojdzie do takiej sytuacji, że utrzymanie ich za kilka lat na dotychczasowym poziomie  będzie niemożliwie. Raport NIK pokazuje też efekty złego rządzenia w postaci zmuszenia ludzi do szukania pracy poza Polską i braku dwóch milionów obywateli, którzy nie pracują, nie zarabiają i też nie płacą podatków w Polsce. Przy jednobilionowym już zadłużeniu rządu, nie da się sfinansować zobowiązań emerytalnych na dotychczasowym poziomie. I prędzej, niż później powstanie konieczność ich dalszego ograniczenia – mówi  Andrzej Sadowski.

REKLAMA

Stąd pomysł na emeryturę obywatelską.

–  Jest ona w stu procentach finansowana z budżetu i nie ma jakiegokolwiek elementu składki. Emerytury finansowane są z wpływów, jakie przynosi rozwój gospodarczy. Personalizacja, w momencie, kiedy wszyscy otrzymują jednakową emeryturę, nie ma sensu. Nie ma znaczenia, czy ktoś pracuje na umowę zlecenie, czy wychowuje dzieci w domu, czy ma umowę o pracę. Każdemu powinno przysługiwać prawo do emerytury, jako obywatelowi Polski –  mówi Andrzej Sadowski.

W jego opinii jest to najtańszy system emerytalny, jednocześnie gwarantujący to, że każdy po otrzymaniu minimalnej emerytury, zabezpieczającej mu egzystencje, będzie jednak zmotywowany do tego, aby o tą prawdziwą emeryturę, całe swoje życie zabiegać.

Pomysł ten z kolei zdecydowanie krytykuje gość Jedynki Jakub Borowski, członek Rady Gospodarczej przy premierze, główny ekonomista Credit Agricole.

REKLAMA

–   System, który dziś mamy, a więc system zdefiniowanej składki, polega na tym, że otrzymujemy emeryturę, która jest w ścisłym związku z tym, jak dużo wpłaciliśmy do systemu, jak dużo odłożyliśmy  – wyjaśnia.

Jego zaletą jest stworzenie bodźca do tego, by dłużej pracować i w ten sposób więcej na emeryturę uskładać.

Krzysztof Rzyman, Sylwia Zadrożna, Grażyna Raszkowska

''

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej