Japończyków kłopoty z Fukuszimą
Mija czwarta rocznica trzęsienia ziemi w Japonii. Zginęło wówczas 16 tys. osób, prawie 3 tys. uznano za zaginione, a ok. milion domów uległo zniszczeniu. Niewiele brakowało, a doszłoby do jeszcze większej tragedii – elektrownia atomowa w Fukuszimie uległa poważnej awarii i istniała realna groźba katastrofy nuklearnej.
2015-03-10, 09:49
Posłuchaj
Japońskie elektrownie były uznawane za jedne z bezpieczniejszych konstrukcji tego typu na świecie. Inżynierowi twierdzili, że wytrzymają wstrząsy większe od tych najsilniejszych znanych człowiekowi, a system zabezpieczający, w razie zagrożenia, automatycznie zamknie reaktory.
Tragedia z 2011 roku szybko zweryfikowała zapewnienia inżynierów. Ogłoszono siódmy, czyli najwyższy stopień zagrożenia elektrowni atomowych. Władze zarządziły przymusową ewakuację ludności z terenów położonych w pobliżu reaktorów. W samych reaktorach doszło do poważnych awarii, co spowodowało emisję szkodliwych, promieniotwórczych substancji i skażonej wody morskiej do środowiska.
Po tych wydarzeniach, zdanie Japończyków na temat energii atomowej jest podzielone. Z jednej strony, po katastrofie z Fukuszimy istnieje silna grupa, która opowiada się przeciw takiej metodzie pozyskiwania energii, a z drugiej – u władzy jest pro-nuklearna partia.
- Sytuacja jest bardzo skomplikowana, ponieważ zarówno partia rządząca, jak i opozycyjna są za pozyskiwaniem energii z elektrowni atomowych. W obydwy partiach są również gorący przeciwnicy elektrowni atomowych – tłumaczyła w Czasie na Naukę w Polskim Radiu 24 dr Beata Bochorodycz.
REKLAMA
Jak przyznaje, wśród społeczeństwa istnieje silny ruch przeciwstawiający się temu źródłu energii, ale nie ma to przełożenia na polityczne preferencje wyborców.
Fukuszima, gdzie doszło do katastrofy atomowej, nie podźwignęła się po tragedii. – Te tereny wyglądają jak wymarłe miasta. Są plany zakładające przywrócenie skażonych terenów do użytku i ponowne ich zaludnienie. Łącznie w wyniku katastrofy ekologicznej w okolicach Fukuszimy dom straciło 300 tys. Japończyków.
Co dzieje się teraz w elektrowni?
Japoński rząd deklaruje, że sytuacja w Fukuszimie jest opanowana, ale dr Beata Bochodrycz zwróciła uwagę, że chodzi tylko o ponowne uruchomienie chłodzenia reaktorów. Naukowiec wskazała, że problem nie został jednak rozwiązany.
– Systemy chłodzące działają, ale z pewnymi kłopotami. Woda używana do chłodzenia ulega skażeniu i nie może być ponownie użyta, wiec jest składowana w specjalnych zbiornikach na terenie elektrowni. Jest tam ok. 400 tys. ton skażonej wody. Niektóre ze zbiorników zaczęły przeciekać. Dziennie elektrownia generuje 400 ton skażonej wody. Najlepiej byłoby ją oczyścić, ale urządzenie skonstruowane do tego celu nie działa. Trwa także wyciek skażonej cieczy do wód gruntowych – mówiła gość Polskiego Radia 24.
REKLAMA
PR24/GM
REKLAMA