Czy po zmianach w rządzie menedżerowie spółek mogą spać spokojnie?
Każda zmiana kadrowa w resorcie skarbu państwa wywołuje drżenie serca u szefów państwowych spółek - zagrożenie czystką personalną rośnie. Tym razem eksperci twierdzą, że menedżerowie nie mają powodów do obaw. Przynajmniej do jesieni.
2015-06-15, 21:49
Atmosferę podgrzewał fakt, że do zmiany w fotelu ministra skarbu dochodzi tuż przed kilkoma czerwcowymi walnymi zgromadzeniami w kilku pozostających pod kontrolą skarbu gigantach, podczas których miało dojść do zmiana w radach nadzorczych - dotyczy to m.in. PZU, PKO BP, PGE, czy Lotosu. Gdański koncern czeka jeszcze wybór członków zarządu (chociaż prezes Paweł Olechnowicz został już wybrany na następną kadencję). Czy spółkom grozi zatem kolejna karuzela kadrowa?
Raczej jeszcze nie teraz - odpowiadają zgodnie eksperci.
- Na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi nie miałoby to sensu - twierdzi Aleksander Łaszek, ekspert Forum Obywatelskiego Rozwoju. Także Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej nie spodziewa się żadnych rewolucji. - Menedżerowie, którzy obecnie zasiadają w spółkach skarbu państwa to nie są osobiści znajomi ministra Karpińskiego. Można powiedzieć, że zostali mianowani przez rządzący układ, a tu nic się nie zmienia - rządzi nadal Platforma Obywatelska, zmienia się jedynie minister - twierdzi Arendarski.
Można dodać, że według wstępnych, choć nie wiadomo na ile wiarygodnych, spekulacji w ministerstwie skarbu do wyborów będziemy mieli do czynienia z kontynuacją - jako następcy Karpińskiego najczęściej są wymieniani dotychczasowi wiceministrowie - Zdzisław Gawlik i Wojciech Kowalczyk (chociaż ta druga kandydatura jest nieco problematyczna - Kowalczyk jest rządowym pełnomocnikiem ds. górnictwa i nie wiadomo, czy mógłby łączyć obie bardzo wszak absorbujące funkcje).
REKLAMA
Do planowanych podczas czerwcowych walnych zmian w radach nadzorczych może dojść, są one bowiem elementem mocno forsowanej przez Włodzimierza Karpińskiego polityki wzmocnienia nadzoru właścicielskiego (nie wiadomo wszakże, czy zdołał przed dymisją jednoznacznie wskazać kandydatów) jednak nie pociągną one raczej szybkich zmian w zarządach tych spółek.
Owszem należy liczyć się z poważnymi zmianami, ale raczej jesienią, po wyborach - przewiduje Andrzej Arendarski. Właśnie paradoksalnie wybory mogą wstrzymać karuzelę kadrową - często nawet przy najbardziej niespodziewanych zmianach kadrowych przy powoływaniu następcy stosowany był tryb konkursowy, a tu procedury nieco trwają. Z drugiej strony ciężko byłoby znaleźć poważnych menedżerów, którzy stanęliby do konkursu mając świadomość, że dość prawdopodobna zmiana ekipy rządowej po październikowych wyborach, skróci czas ich urzędowania do raptem kilku tygodni.
Z drugiej jednak strony nie można wykluczyć kilku zmian - wszak niektórzy niepewni wyników wyborów politycy mogą chcieć zabezpieczyć sobie przyszłość. Z przyczyn wymienionych powyżej byłoby to jednak raczej krótkotrwałe zabezpieczenie.
Czy można uniknąć karuzeli kadrowej po wyborach? Tu eksperci są bardziej pesymistyczni. - Przez te wszystkie lata nie dopracowaliśmy się jednoznacznego i transparentnego systemu obsady stanowisk i szerzej nadzoru nad firmami pozostającymi pod kontrolą skarbu państwa - twierdzi Andrzej Sadowski, wiceszef Centrum im. Adama Smitha. - Cały ten system jest oparty na relacjach personalnych, politycznych, a konsekwencją tego systemu, jest to, że spółki stały się luksusowym przytułkiem dla polityków. Posady stały się nagrodą za służbę polityczną, podkreślam, że nie publiczną - dodaje Sadowski.
REKLAMA
Gwoli sprawiedliwości trzeba jednak przyznać, że w ostatnich latach udało się nieco ustabilizować kadry, przynajmniej w części największych spółek - poza nestorem prezesów w spółkach skarbu państwa, który pełni swoją funkcję od 13 lat jeszcze kilku prezesów dorobiło się solidnego stażu (m.in. Andrzej Jagiełło w PKO BP rządzi od 2009 r., Jacek Krawiec w Orlenie od 2008 r, Andrzej Klesyk kieruje PZU od 2007 r., Herbert Wirth jest prezesem KGHM od 2009 r) i praktyka dobitnie pokazuje, że taka stabilizacja spółkom służy. Nikt też nie ma szczególnych zastrzeżeń do ich fachowości.
Skoro zatem stabilizacja służy spółkom, to może udałoby się osiągnąć ją i w dłuższej, wykraczającej poza kalendarz zmian politycznych perspektywie. Z tym może być problem. Wiele kolejnych rządów deklarowało odpolitycznienie i profesjonalizację zarządzania spółkami skarbu państwa. Jak pokazują powyższe przykłady nie bez pewnych rezultatów. Jednak wciąż każda zmiana w ministerialnym fotelu wywołuje niepewność w państwowych firmach. - Niezależnie od tego, jaką strukturę zarządczą zbudujemy w tym modelu, zawsze na jej szczycie będzie minister. Najskuteczniejszym sposobem zmiany tego stanu rzeczy byłaby prywatyzacja - twierdzi Aleksander Łaszek.
Zamiast prywatyzacji pojawiają się kolejne - lepsze lub gorsze pomysły - zarządzania państwowym majątkiem. Z reguły miały na celu wzmocnienie pozycji ministra. Latem 2007 roku swój projekt - wzmacniający pozycje państwowego właściciela - przyjął rząd Jarosława Kaczyńskiego. Przegrane przez PiS wybory uniemożliwiły realizację tych planów i dokument poszedł do kosza.
Kolejną próbę - już za czasów rządów Donalda Tuska podjęła Rada Gospodarcza przy premierze. Projekt, zgłoszony ostatecznie przez resort skarbu koncentrował się na kwestiach personalnych - doboru członków zarządów i rad nadzorczych. Przewidywał m.in., że wybierani przez WZA kandydaci na członków rad nadzorczych musieliby otrzymać rekomendacje Komitetu Nominacyjnego w którym zasiadałyby osoby z doświadczeniem i pozycją w świecie biznesu. Wiosną 2011 r. odbyło się pierwsze czytanie projektu w Sejmie i rozpatrzyła go sejmowa komisja Skarbu Państwa. Do drugiego czytania i głosowania jednak nie doszło. Powrót do projektu zapowiadał ówczesny minister Mikołaj Budzanowski. Na zapowiedziach jednak się skończyło. Dlatego obecnie kształt polityki właścicielskiej w spółkach skarbu państwa określają kolejne zarządzenia ministra skarbu państwa. Także minister Karpiński zapowiadał kilkakrotnie ustawę o nadzorze właścicielskim ostatecznie jednak poprzestał na zmianie ministerialnych regulaminów i statutów spółek.
REKLAMA
Wszystkim tym projektom nie można odmówić szczytnych intencji - miały doprowadzić do sytuacji, której politycy będą zmuszeni nominować do spółek skarbu państwa profesjonalistów, a spółki były zarządzane zgodnie z zasadami rynkowymi. Innymi słowy - spółki państwowe miały funkcjonować jak firmy prywatne. Sęk w tym, że prywatne nie były. - Z danych OECD wynika, że rola państwa w gospodarce jest zbyt duża, że państwo nie jest bezstronnym regulatorem a chce pełnić również aktywnie funkcje właścicielskie. Tyle, że najczęściej dzieje się to ze szkodą dla konkurencji na rynku - podsumowuje Aleksander Łaszek.
Adam Sofuł
REKLAMA
REKLAMA