Czy 1/5 nauczycieli powinna trafić na bruk, w związku z niżem demograficznym?
Początek roku szkolnego nie jest najweselszy dla nauczycieli. Zapowiadają spór z rządem, który nie słucha ich próśb o zwiększenie nakładów na edukację. Tymczasem 10 września, w Warszawie, ma się odbyć ogólnopolska manifestacja pielęgniarek. Też chodzi o pieniądze, aż o 1500 zł podwyżki. Nauczyciele uważają, że od 1 stycznia przyszłego roku ich płace powinny wzrosnąć o 10 procent. Taka podwyżka przybliżyłaby ich płace do średniej krajowej.
2015-09-01, 13:20
Posłuchaj
Tymczasem jak mówi Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan podwyżki mogłyby być nawet wyższe, ale pod pewnymi warunkami.
- W Polsce na jednego nauczyciela przypada najmniej uczniów w całej Europie. Moglibyśmy, i powinniśmy, w związku z niżem demograficznym, zwolnić, mniej więcej, jedną piątą nauczycieli, a przynajmniej przenieść ich do innych zajęć. Każdy przedsiębiorca zareagowałby natychmiast, redukcją zatrudnienia, lub przebranżowieniem. To samo odnosi się do szkolnictwa, jeżeli zwolnimy 20 proc. nauczycieli, to nie tylko o 10 proc. możemy podnieść wynagrodzenia, ale i o 20 proc. – uważa Mordasewicz.
Posłuchaj
REKLAMA
Z tym, że mamy przerost zatrudnienia w szkolnictwie zgadza się Grzegorz Maliszewski z Banku Millenium
- Rynek jest taki, że jeżeli jest nadpodaż, w stosunku do popytu, to cena zasobów, w tym wypadku wynagrodzenia, spada. Dostosowanie do tej, nowej rzeczywistości, mniejszego zapotrzebowania na nauczycieli, jest konieczne. Zwróćmy też uwagę na to, że nauczyciele w rozmowie z rządem domagali się podwyżki w kwocie 1500 zł. W sektorze przedsiębiorstw skala takich podwyżek jest dość trudna do uzyskania, wręcz niemożliwa. Według badań NBP, w sektorze przedsiębiorstw w gospodarce, średnia zapowiadana przez przedsiębiorców podwyżka to jest skala 5 proc. – podkreśla.
Posłuchaj
Zdaniem Adama Czerniaka z Centrum Analitycznego Polityka Insight i SGH to jest jednak dużo bardziej złożony problem, bo edukacja to nie jest zwykła gałąź gospodarki
- Na branżę edukacyjną nie możemy patrzeć, jak na każdą inną branżę, to nie jest przedsiębiorstwo. Musimy zapewnić młodzieży edukację. Skąd mamy te problemy, które obecnie występują, z przyrostem liczby pracowników? A no stąd, że liczba dzieci nie jest stała, i nie jest tak, że można założyć, że będzie ciągle rosła. Jeśli byśmy do tego dostosowali liczbę nauczycieli, to by powodowało, że przez, na przykład 10 lat, część nauczycieli byłaby bez pracy, a to jest poważny problem. Należy zastanowić się, co zrobić, aby zwiększyć elastyczność pracy nauczycieli, a jednocześnie nie tracić kapitału ludzkiego, kadry nauczycielskiej. To jest dużo bardziej złożony problem, a niżeli takiej czystej racjonalności przedsiębiorstwa – tłumaczy.
REKLAMA
Posłuchaj
Minister edukacji narodowej odpowiada, że podwyżek nie będzie, stąd decyzja o wejściu w spór z rządem. Jeżeli kompromisu nie uda się osiągnąć do 21 września - być może nauczyciele wyjdą strajkować na ulice.
Pielęgniarki również domagają się podwyżek
Tymczasem 10 września, w Warszawie, ma się odbyć ogólnopolska manifestacja pielęgniarek. Też chodzi o pieniądze. Ministerstwo Zdrowia proponuje 300 złotych podwyżki brutto od dzisiaj, a pielęgniarki domagają się podwyżki w wysokości półtora tysiąca złotych. Pielęgniarki, mówiąc o swojej trudnej sytuacji, przywołują statystyki, z których wynika, że w Polsce przypada 5,2 pielęgniarki na tysiąc mieszkańców, podczas gdy np. w Szwajcarii - 16, w Dani - 15, a w Czechach i Słowenii - 8. Tu mamy zupełnie inną sytuację niż w szkolnictwie - mówi Jeremi Mordasewicz.
REKLAMA
- Pielęgniarki, w przeciwieństwie do nauczycieli są niedopłacane, Ci którzy zajmują się organizacją ochrony zdrowia biją już od dawna na alarm, że nie kształcimy wystarczająco dużej liczby przyszłych pielęgniarek. To wynika również z faktu, że za mało osób zgłasza się do tych szkół, a jest to wynik kiepskiej perspektywy zarobków w tym zawodzie. Biorąc pod uwagę, że wykształcenie pielęgniarki trwa 5-10 lat, powinniśmy jak najszybciej zmienić strukturę wynagrodzeń – mówi.
Posłuchaj
Podwyżki będą, ale niewielkie
Adam Czerniak przypomina, że podwyżki jednak będą, chociaż mniejsze, niż oczekują pielęgniarki. Pieniądze na nie mają pochodzić z Narodowego Funduszu Zdrowia.
REKLAMA
- Program jest rozłożony na kilka lat, to nie jest tak, że pieniądze są tylko teraz, ale później, w 2016 roku, są na to kolejne pieniądze. Tak jak teraz to będzie koszt 300 mln złotych, to w przyszłym roku będzie 600 mln zł, a w 2017 roku, już zostało założone, że będzie to ponad miliard złotych, na dodatkowe świadczenia dla pielęgniarek. Na jedno należy zwrócić uwagę, że to szpital dostanie pulę pieniędzy, w przeliczeniu 300 zł na pielęgniarkę, ale to od dyrektora szpitala zależy, która pielęgniarka dostanie podwyżkę – mówi.
Posłuchaj
Gorzej, jeśli podwyżki będą uzależnione tylko od stażu pracy
Grzegorz Maliszewski zwraca też uwagę na to, że podwyżka powinna objąć nie tylko pielęgniarki zatrudnione w szpitalach, ale także te pracujące w podstawowej opiece zdrowotnej, ambulatoryjnej opiece specjalistycznej czy opiece paliatywnej i hospicyjnej. W szpitalach jest obecnie zatrudnionych ponad 100 tys. pielęgniarek, w innych placówkach pracuje jednak też ponad 100 tysięcy. Potrzebne są rozwiązania systemowe.
REKLAMA
- Propozycje, które zostały tu przytoczone, dotyczą pielęgniarek szpitalnych, ale to tak naprawdę połowa zawodu pielęgniarek, w związku z tym jeśli rozmawiamy, o uatrakcyjnieniu zawodu pielęgniarki, i o przyciągnięciu młodych ludzi do kształcenia się w zawodzie, to nie powinniśmy różnicować zawodu pielęgniarki szpitalnej, czy tez pielęgniarki w przychodni, czy w hospicjach, czy w innych ośrodkach rehabilitacji, tylko podejść do tego systemowo, ponieważ robi się wrażenie, że ugrywają te grupy, które mają silną reprezentację związkową – zaznacza.
Posłuchaj
Zdecydowana większość pielęgniarek jest pomiędzy 41. a 65. rokiem życia. Średnia wieku w tej grupie zawodowej to obecnie 48 lat. Już za niespełna pięć lat Polacy mogą zostać pozbawieni profesjonalnej opieki pielęgniarskiej i położniczej.
REKLAMA
Sylwia Zadrożna, fko
REKLAMA