Niższy wiek emerytalny: kto zyska, kto straci?

Obniżenie wieku emerytalnego oznacza duże obciążenie dla finansów publicznych – alarmują ekonomiści.

2016-01-14, 22:29

Niższy wiek emerytalny: kto zyska, kto straci?
Zgodnie z projektem prezydenta, który obecnie znajduje się w Sejmie, wiek przechodzenia na emeryturę będzie zróżnicowany ze względu na płeć - 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Foto: Glow Images/East News

Posłuchaj

Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan komentował w radiowej Jedynce prezydencki projekt ustawy w sprawie przywrócenia wieku emerytalnego (Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
+
Dodaj do playlisty

Prezydencki projekt, którego wysłuchanie publiczne odbyło się już w Sejmie przewiduje, że kobiety będą zyskiwały prawo do świadczenia w wieku 60, a mężczyźni 65 lat.

A takie rozwiązanie będzie bardzo kosztowane dla finansów publicznych państwa.

 – W przyszłym roku deficyt finansów publicznych zwiększy o 0,2 punktu procentowego, w kolejnym 0,5 punktu, po 2019 to już będzie rosło o około punkt procentowy. Te koszty będą rosły wraz z czasem, bo będzie więcej osób pobierających świadczenia emerytalne, więc w tym okresie do 2019- 2020 to jest jakieś 35-36 mld zł – tak jak to liczyło Ministerstwo Finansów wtedy, gdy podwyższano wiek emerytalny w 2012 roku. Wtedy mieliśmy tyle zaoszczędzić, a teraz będziemy musieli tyle wydać – mówi analityk Piotr Arak z analityk Polityki Insight.

 Statystyka emerytalna

REKLAMA

 Jeremi Mordasewicz, który był gościem na antenie radiowej Jedynki wskazuje pewną dynamikę i prawidłowości związane z karierą zawodową.

– Pod koniec kariery zawodowej pracuje się trochę mniej i rezygnuje się z pewnych działań, np. działań operacyjnych, ciężkich prac fizycznych. Przesuwamy się do innej działalności – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Konfederacji Lewiatan.

Zdaniem Jeremiego Mordasewicza wszyscy musimy sobie stworzyć możliwość aktywności.

I przytacza liczby:

REKLAMA

– Jeżeli górnik po 25 latach przechodzi na emeryturę, bo nie może nigdzie indziej pracować, to oznacza, że zaczyna pracę w wieku 20 lat, 25 lat pracuje w kopalni, ma 45 lat i przechodzi na emeryturę. Średnio, górnik przechodzi na emeryturę mając 48 lat. To są dane statystyczne. Ta emerytura przyznawana w zeszłym roku to 4,8 tys. zł – niezła. Mało tego – górnik będzie ją pobierał przez 22 lata. I tyle lat będzie bezproduktywny – wylicza Jeremi Mordasewicz.

A jeżeli przyjrzymy się sytuacji kobiet to: 60 letnia kobieta ma przed sobą obecnie 23 lata życia – z czego 12 lat życia w zdrowiu, czyli mogłaby jeszcze pracować.

I jeżeli kobieta spędzi na emeryturze 23 lata, to znaczy, że jedną trzecią dorosłego życia będzie na emeryturze.

– Państwo nie jest w stanie rozwijać się, jeśli tak podchodzimy do pracy – dodaje.

REKLAMA

Obecnie na 16 mln osób pracujących przypada ok. 5 mln emerytów.

Argumenty przemawiające za reformą

A w Sejmie jest już prezydencki projekt obniżenia wieku emerytalnego.  

Prezydent wskazał w nim, że co prawda w 2015 roku stopa bezrobocia rejestrowanego systematycznie malała, ale jedyną grupą wiekową, w której odnotowano wzrost liczby osób bezrobotnych, były osoby w wieku 60 lat i więcej. Tymczasem zwiększenie liczby bezrobotnych w wieku przedemerytalnym powoduje nie tylko brak zakładanych wpływów do funduszu ubezpieczeń społecznych, lecz także generuje dodatkowe koszty związane z wypłatą zasiłków dla bezrobotnych, opłacaniem składek na ubezpieczenie zdrowotne osób zarejestrowanych w urzędach pracy, czy obsługą bezrobotnych w urzędach pracy.

Ostra ocena

Jednak Jeremi Mordasewicz bardzo ostro ocenia projekt prezydencki.

REKLAMA

– Ten projekt wskazuje, że Polacy zatracili instynkt przetrwania. Dziś w Polsce na 38 mln obywateli pracuje zaledwie 16 mln ludzi. 9 mln pobiera emerytury i renty. Przy takich proporcjach nie jesteśmy w stanie szybciej się rozwijać, bo jedyne źródło bogactwa to jest praca. Nie mamy cennych surowców, nie mamy kapitału, który mają np. Francuzi, więc nie mamy odsetek od kapitału. My możemy żyć tylko z pracy – podkreśla ekspert.

I argumentuje, że jeżeli obniżymy wiek emerytalny, to w ciągu najbliższych 5 lat z grona osób w wieku produkcyjnym do grona osób w wieku poprodukcyjnym, czyli do grona emerytów przejdzie ponad 600 tysięcy osób.

Sytuację tę ocenia też inny ekspert.

– Taki powrót do starych progów spowoduje, że automatycznie od kilkudziesięciu do nawet kilkuset tysięcy osób będzie mogło przejść na emeryturę rok wcześniej. Zatem rok wcześniej emerytury będą musiały zacząć być wypłacane. Co prawda może to być rekompensowane szybszym przepływem pieniędzy z OFE. Na 10 lat przed emeryturą pieniądze są już przekazywane do ZUS, ale na pewno nie zrekompensuje tego w całości. W krótkim terminie to jest koszt, który może wynieść miliard, ale w długim terminie ten koszt jest ogromny. Nawet kilkanaście miliardów każdego roku – podaje Paweł Majtkowski, niezależny ekonomista.

REKLAMA

W jego opinii, nawet jeśli teraz ta reforma będzie przywracała stary wiek emerytalny, to w przyszłości znowu zostanie zmieniona i wiek emerytalny dla mężczyzn może wynieść nawet 70 lat.

Potrzebny jest cały szereg zmian

Dominik Owczarek, ekspert Instytutu Spraw Publicznych, który był gościem Polskim Radiu 24 także uważa, że prędzej czy później i tak będziemy zmuszeni podwyższać wiek emerytalny. Samo podwyższenie jednak nie wystarczy. W ślad za tą decyzją pójść powinien cały szereg innych zmian.

– Przede wszystkim to są instrumenty wspierające zatrudnienie osób starszych. My rzeczywiście mamy jeden z najniższych poziomów zatrudnienia w tej najstarszej grupie wiekowej. Chociaż poziom bezrobocia jest względnie niski, niższy niż średnio w Polsce. Poziom zatrudnienia jest tutaj ogromnym wyzwaniem. Z całą pewnością taka reforma powinna iść w parze z lepszą profilaktyką zdrowotną i ochroną zdrowia. I też dostosowywaniem miejsc pracy do potrzeb pracowników. Mógłby powstać fundusz, który sprawia, że pracownikom starszym pracuje się lepiej i mogą dłużej funkcjonować na rynku pracy – mówi ekspert.

To nie obowiązek, a prawo

Warto jednak przy tym pamiętać, że nowe prawo ma dać obywatelom wybór, a nie stanowić obowiązku przechodzenia wcześniej na emeryturę. Zdaniem Jeremiego Mordasewicza to fikcja.

REKLAMA

– 95 proc. Polaków uzyskujących prawo do emerytury sięga po emeryturę, czyli zaczyna pobierać emeryturę natychmiast po osiągnięciu ustawowego wieku emerytalnego. Wtedy po pierwsze słabnie motywacja do pracy, mniej osób korzystając z takich świadczeń pracuje. A po drugie, i to jest najważniejsze, będziemy mniej inwestować – mówi Jeremi Mordasewicz, który jest członkiem rady nadzorczej Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

Wyjaśnia, że często wydaje się, że ludzie odchodzący na emeryturę zostawiają miejsca pracy dla młodych.

– A to nieprawda. We wszystkich krajach, gdzie wcześniej się przechodzi na emeryturę jest wysokie bezrobocie młodzieży, ponieważ liczba miejsc pracy w gospodarce nie jest stała. Dziś pracuje w Polsce 16 mln ludzi, doświadczenie pokazuje, że może pracować 14 albo 18 – w zależności do tego, jaka jest motywacja do pracy i także, a to bardzo ważne, od poziomu inwestycji – mówi ekspert Konfederacji Lewiatan.

Gospodarcze samobójstwo

Skoro będziemy więcej wydawać na młodych emerytów, a będzie to ok. 10 mld zł rocznie, to mniej trafi na inwestycje.

REKLAMA

– Pamiętajmy, że utworzenie jednego miejsca pracy, jednego stanowiska pracy kosztuje średnio w Polsce 200 tys. zł. To oznacza, że wydanie 200 tys. na młodych emerytów oznacza brak nowego miejsca pracy. I druga kwestia: my potrzebujemy tych inwestycji dla modernizacji polskiej gospodarki. Polski pracodawca dysponuje na jednego pracownika kapitałem trzy razy mniejszym niż niemiecki – dodaje rozmówca.

Niemieccy szefowie mają 135 tys. euro my 47 tys. euro. Co oznacza, że jeśli nie zainwestujemy dodatkowych środków, to nigdy nie osiągniemy takiej wydajności pracy, jak Niemcy.

A wynagrodzenia są pochodną wydajności pracy, a emerytura jest pochodną wynagrodzeń. W związku z tym obniżenie wieku emerytalnego, to jest dla Polski samobójstwo gospodarcze – komentuje Jeremi Mordasewicz.

– W Polsce oszczędzamy ok. 17 proc. PKB. Czesi oszczędzają znacznie więcej. To oznacza, że brakuje nam pieniędzy na długoterminowe inwestycje.

REKLAMA

My te pieniądze pożyczamy często z zagranicy i wtedy musimy rozumieć, że inwestorzy chcą je odzyskać.

Konieczne są też inne zmiany

Małgorzata Rusewicz, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych wskazuje też inne braki dotyczące przygotowywanego prawa.

– Projekt nie jest obudowany o dodatkowe propozycje zmian legislacyjnych przede wszystkim dobrowolnego oszczędzania na emeryturę. Widzimy tu dużą przestrzeń do zmian. Polacy nie są skłonni do oszczędzania i często próbujemy mówić, że nie mamy pieniędzy. Natomiast w innych krajach rozwiązania, które funkcjonują trochę zmuszają m.in. pracodawców, aby partycypowali w tym oszczędzaniu na emeryturę. I wydaje się nam, że ten kierunek powinien być wzięty pod uwagę. Czyli wprowadzenie mechanizmów, gdzie pracodawcy będą jednak partycypować w dodatkowym oszczędzaniu w ramach III filara – mówi prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych.

Należałoby też pomyśleć o wprowadzeniu rozwiązań, które zwiększą wpływy do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych zauważa Dominik Owczarek z Instytutu Spraw Publicznych, gość PR 24.

REKLAMA

 – Polski rynek pracy jest dualny – jest część tego rynku pracy – mniej więcej jedna czwarta, gdzie składki na ubezpieczenie emerytalne nie są płacone lub są płacone w mniejszym wymiarze. Mam tu na myśli umowy cywilno-prawne, szczególnie gdzie tych składek w ogóle nie ma, w przypadku umów-zlecenia, została wprowadzona korekta od tego roku i rzeczywiście te świadczenia, kontrybucje emerytalne będą odrobinę wyższe. Ale w dalszym ciągu mniejsze niż w przypadku umów o pracę – podaje Dominik Owczarek ekspert Instytutu Spraw Publicznych.

 Mamy też osoby samozatrudnione, które płacą składki emerytalne do wysokości średniego wynagrodzenia.

– Większość osób samozatrudnionych zarabia więcej niż średnio, więc to jest swoista preferencja podatkowa dla nich. Póki mamy różnice w poziomach tych obciążeń składkami emerytalnymi, to będzie generować po pierwsze dualizm rynku pracy i w konsekwencji będzie oddziaływało negatywnie na zrównoważenie sytemu emerytalnego – podaje Dominik Owczarek, gość PR 24.

Krzysztof Rzyman, Sylwia Zadrożna, Justyna Golonko, Grażyna Raszkowska

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej