Lekarz wyjaśnia, dlaczego stoimy w kolejkach. To nie pieniądze są głównym problemem służby zdrowia

W wielkim szpitalu do bloku operacyjnego, gdzie przeprowadza się 50 operacji dziennie, przypisanych jest 400-500 specjalistów. U nas pięciu specjalistów wykonuje 60-70 operacji jednego dnia - mówi prof. dr hab. med. Henryk Skarżyński, dyrektor Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Warszawie.

2017-09-14, 14:52

Lekarz wyjaśnia, dlaczego stoimy w kolejkach. To nie pieniądze są głównym problemem służby zdrowia
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Tyler Olson/Shutterstock.com

Jaki jest powód kilometrowych kolejek przed gabinetami polskich lekarzy? Ich niedobór, brak pieniędzy?

Prof. dr hab. med. Henryk Skarżyński, dyrektor Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu w Warszawie: – Każdy mówi, że pieniędzy jest za mało i powinno być więcej. Oczywiście, gdyby było więcej pieniędzy, byłoby lepiej, ale nie wszędzie. Nie na tym polega główny problem.

Brak pieniędzy nie jest głównym problemem służby zdrowia? To mnie pan zaskoczył.

– Proszę posłuchać. Dziś w wielkim szpitalu do bloku operacyjnego, gdzie przeprowadza się 50 operacji dziennie, przypisanych jest 400-500 specjalistów. U nas, w Instytucie Fizjologii i Patologii Słuchu, pięciu specjalistów wykonuje 60-70 operacji jednego dnia. Pokazuje to ogromne różnice.

Gdyby lekarze z wielkiego szpitala pracowali jak u pana, mieliby na koncie co najmniej 6 tys. operacji dziennie. Może tam operacje są bardziej skomplikowane?

– Nie są. I tam, i u nas są dłuższe i krótsze, bardziej i mniej skomplikowane. Sam proces uśpienia i wybudzenia pacjenta jest w większości podobny.

U pana lekarze więcej pracują, bo są lepiej opłacani.

– Proszę na chwilę zapomnieć o pieniądzach. Chodzi o organizację pracy lekarzy. Nieskromnie powiem, że podziwiają ją w naszym instytucie goście z całego świata, którzy systematycznie uczestniczą w pokazowych operacjach. W ramach akademii otochirurgii organizujemy międzynarodowe warsztaty, lekarzom z całego świata organizujemy pokazy operacji na żywo, gdzie mają podgląd na pięć sal operacyjnych. Widzą, że to, co my robimy w ciągu dnia, w innych miejscach zajmuje miesiąc czy dwa.

REKLAMA

Nie mówię tutaj o studentach czy młodych, specjalizujących się lekarzach, ale profesorach, ordynatorach oddziałów, którzy wiedzą, że u nas mogą zobaczyć kilka czy kilkanaście takich samych operacji, których u siebie wykonują kilkanaście w ciągu roku.

Jak zatem zorganizował pan pracę Instytutu, że przynosi to takie efekty?

– Wykorzystanie sal operacyjnych zaczyna się u nas regularnie o 7 rano, a często znacznie wcześniej, kończymy późnym wieczorem. W innych miejscach operacje zaczynają się o 8:30-9, kończą się o 13, bo potem są trudności z uśpieniem kolejnego pacjenta. Choćby nie wiem, jak duże pieniądze były, choćby wybudowano nie wiem, jak świetnie wyposażony blok operacyjny, którego utrzymanie jest bardzo drogie, to i tak będzie za mało. Chodzi o maksymalne wykorzystanie sal operacyjnych, sprzętu i narzędzi.

Dlatego wystarczy pięć sal operacyjnych.

– Kiedy otwieraliśmy Światowe Centrum Słuchu, pytano nas, dlaczego jest tylko pięć sal operacyjnych, skoro chcemy robić 60-70 operacji. Odpowiadałem: wystarczy, bo będziemy operować od rana do późnego wieczora.

W moim zespole myślenie jest takie, że wszystkich zaplanowanych i przygotowanych pacjentów musimy zoperować w danym dniu. Nie ma mowy, że pacjent „spada”, bo nie zmieścił się w planie. To nie jest częste w naszym kraju.

REKLAMA

Maksymalne nastawiamy się na operacje zaplanowane, czyli pacjent musi być wcześniej przygotowany, wówczas krótko przebywa w szpitalu, często tego samego dnia może być operowany. Krótki pobyt pacjenta w oznacza mniej łóżek, co oznacza mniejsze koszty.

Czy odpowiedzią na braki specjalistów, lekarzy, pielęgniarek, rehabilitantów może być telemedycyna?

– Telemedycyna nie może zastąpić wszystkiego, ale zwiększając efektywność czasu obecnie na nią przeznaczanego, większej grupie osób dajemy możliwość korzystania z tych specjalistów, którzy są.

Mówimy o zaangażowaniu otoczenia pacjenta w rehabilitacji. To uwolni specjalistów, na barkach których spoczywa prawie wszystko. Oznacza to, że ta sama grupa będzie mogła zrobić znacznie więcej niż dzisiaj.

Mówi pan o rehabilitacji. To samo możemy powiedzieć o badaniu pacjentów?

– Oczywiście, dotyczy do także telediagnostyki. Dzisiaj pacjent przechodzi parę punktów, zanim zostanie mu postawione ostatecznie rozpoznanie. Zostały wydane pieniądze pacjenta, państwa, a całej tej procedury można było uniknąć.

REKLAMA

Współpracujemy dzisiaj z 20 ośrodkami, z którymi możemy się łączyć. Lekarz może poprosić o konsultacje, my w doskonałej jakości obrazie możemy obejrzeć, co jest w uchu pacjenta, zobaczyć wyniki badań, zaordynować dodatkowe.

Pacjent nie pokonuje wyboistej drogi, jak w przypadku tradycyjnego leczenia, a czas co najmniej kilku specjalistów może być wykorzystany dla innych.

Bartosz Dyląg

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej