Rajd Dakar zamiast trenerki. Andre Villas-Boas zmienia dyscyplinę
Andre Villas-Boas, były szkoleniowiec Chelsea, pojedzie w kolejnej edycji Rajdu Dakar. Portugalski szkoleniowiec zrezygnował z prowadzenia chińskiego Shanghai SIPG.
2017-11-30, 14:13
Villas-Boas pracował w Chinach od listopada ubiegłego roku, poprowadził swój zespół w 49 spotkaniach. Wcześniej przez ponad dwa lata był trenerem Zenita Petersburg.
Gdyby oceniać jego karierę w tym momencie, trzeba by napisać o rozczarowaniu i zawiedzionych oczekiwaniach. Chociaż to wciąż młody szkoleniowiec, blisko dekadę temu wielu ekspertów widziało w nim drugiego Jose Mourinho.
Podobnie jak starszy kolega, pokazał się ze świetnej strony w FC Porto, w 2011 roku sięgnął po mistrzostwo Portugalii i Ligę Europy i nic dziwnego, że zyskał status jednago z najbardziej obiecujących trenerów świata swojego pokolenia.
Później jednak zaczęły się schody. Na stanowisku menedżera Chelsea nie przetrwał nawet roku. Mówiono głośno o konflikcie z grupą najbardziej doświadczonych piłkarzy. "The Blues" zawodzili w Premier League, ostatecznie zajęli 6. miejsce. Udało im się jednak zwyciężyć w Lidze Mistrzów, do tego dołożyli wygraną w Pucharze Anglii. Stało się to już z Roberto Di Matteo za sterami - Portugalczyk, który według licznych ekspertów zbudował podwaliny pod te sukcesy, został zwolniony w marcu.
Później na jego zatrudnienie zdecydował się lokalny rywal Chelsea, Tottenham. Północnego Londynu także nie udało się podbić. Tottenham nie potrafił przebić się do czołowej czwórki, zdarzały mu się kompromitujące przegrane, i choć punktowy dorobek nie był najgorszy, Villas-Boas nigdy nie zdobył serc kibiców i nie przekonał do siebie zarządu.
Wyjazd do Rosji i późniejsze przenosiny do Chin można traktować jako zesłanie ze świata wielkiej piłki. Oczywiście mógł liczyć na ogromne pieniądze, jednak (nawet mimo sukcesów z Zenitem na krajowym podwórku) znalazł się poza światłem reflektorów.
Media donosiły, że w Szanghaju Portugalczyk miał zarabiać blisko 14 milionów dolarów ze sezon. Ostatecznie zdecydował się na to, by na swoje 40. urodziny sprawdzić się w diametralnie innej roli.
Od wielu lat interesuje się sportem samochodowym i motocrossem, ma wielu znajomych wśród czołowych kierowców świata, zarówno wyścigowych jak i rajdowych. Początkowo rozważał, czy nie wystartować w rywalizacji motocyklistów, jednak jeden z jego przyjaciół zasugerował mu, że dla debiutanta łatwiejszy będzie start samochodem.
Rajd rozpocznie się 6 stycznia 2018 roku, wystartuje ze stolicy Peru - Limy.
Villas-Boas pojedzie specjalnie przygotowaną do tej imprezy Toyotą Hilux. Jego pilotem będzie rodak Ruben Faria, jeden z najbardziej doświadczonych motocyklistów, jacy startowali w Dakarze. Tym razem Faria zadebiutuje jako pilot w załodze samochodowej.
Zwykły kaprys czy spełnianie marzeń? Portugalczyk jasno podkreślał, że start w Dakarze od dawna był dla niego czymś, co po prostu musiał przeżyć. Villas-Boas jednocześnie pokazał, że ma szersze horyzonty, których nie wypełnia jedynie piłka.
- Moja pasja do piłki sprawia, że 11 miesięcy w roku żyję futbolem i jestem temu poświęcony w pełni. W życiu jednak musi być miejsce na to, by cieszyć się też innymi rzeczami - powiedział kilka lat temu.
Pochodzi z bogatego domu o korzeniach arystokratycznych - jego prababka, Margaret Kendall, była Angielką, która opuściła swój kraj i kupiła winnicę w Guimaraes.
Dakar także wiąże się z rodziną trenera - w 1982 roku wystartował w nim wujek Villas-Boasa.
Czy przerwa okaże się dla niego sposobem na to, by jego kariera trenera wróciła na właściwy szlak? To jedna z opcji. Jeśli jednak okaże się, że lepiej realizuje się w rajdach, może to być naprawdę ciekawa przemiana.
ps, PolskieRadio.pl