Styczniowe okienko nie pozostawia wątpliwości. To piłkarze dyktują warunki, nie kluby
Zimowe okienko transferowe trwa w najlepsze, ale trudno wyobrazić sobie, by ktoś pobił kwotę, którą Barcelona wyłożyła za sprowadzenie Philippe Coutinho. W oczy rzuca się jednak przede wszystkim jedna tendencja - piłkarze dali bardzo jasny sygnał, że kiedy postawią na swoim, to oni dyktują warunki.
2018-01-10, 07:30
Przejście Coutinho do "Dumy Katalonii" było kolejną z transferowych sag, które ciągnęły się miesiącami. Wydawało się, że hiszpański gigant dopnie swego już podczas poprzedniego okienka - w końcu to lato jest okresem, w którym przywykliśmy do najbardziej spektakularnych ruchów na rynku.
Ostatecznie Brazylijczyk został w "The Reds" pół roku dłużej, a transfer został dograny zimą. A to przecież bardziej czas uzupełnień, szukania brakujących ogniw, które pozwolą na poszerzenie składu i zapewnienie sobie większej swobody.
Czasem ruchów nerwowych, kiedy grunt pali się pod nogami lub któryś z zawodników dozna kontuzji i wystąpi konieczność szukania zastępstwa. Tym razem jednak zakupów, które pochłonęły ogromne kwoty i były szeroko komentowane, było przynajmniej kilka.
***
REKLAMA
Virgil van Dijk został najdroższym obrońcą świata, zmieniając Southampton na Liverpool za blisko 80 milionów euro. Diego Costa powrócił do Atletico Madryt po zakończonej w złej atmosferze przygodzie w Chelsea (66 milionów euro). Ross Barkley zostawił Everton dla "The Blues", i choć jego kontrakt wygasa w czerwcu, wciąż trzeba było wyłożyć za niego małą fortunę - mówi się o 20 milionach euro. Coutinho oczywiście prowadzi w tym zestawieniu, ponad 120 milionów euro według portalu Transfermarkt to trzecia najwyższa kwota za piłkarza w historii.
Wszyscy ci gracze mają coś wspólnego - każdy z nich był bardzo blisko transferu już pół roku temu. Ostatecznie żaden klubu nie zmienił. Wówczas można było zastanawiać się, czy to czas, w którym to pracodawcy odzyskali kontrolę nad gwiazdami, które nie chciały wypełniać podpisanych wcześniej kontraktów i próbowały wymusić możliwość odejścia. Nowy rok nie zdążył się jeszcze na dobre rozpocząć, a wszystko stało się jasne - ostatnie słowo należy do zawodników, szczególnie tych z najwyższej półki.
Costa zdążył już strzelić bramkę i zobaczyć czerwoną kartkę w meczu Atletico z Getafe, gol van Dijka dał Liverpoolowi wygraną w derbach z Evertonem.
Coutinho będzie musiał poczekać na debiut z powodu kontuzji, Barkley już trenuje z nowymi kolegami. Każdy z nich dopiął swego. A w kolejce, by pójść tą samą drogą, czeka jeszcze kilka głośnych nazwisk.
REKLAMA
Alexis Sanchez od dłuższego czasu szuka drogi ucieczki z The Emirates, Arsenal prawdopodobnie straci także Mesuta Oezila - gwiazdom "Kanonierów" po sezonie wygasają umowy. Głośno jest o tym, że Eden Hazard nie zamierza przedłużać umowy z Chelsea i szykuje się do zmiany pracodawcy. Chilijczyk był o krok od Manchesteru City, który oferował za niego 60 milionów funtów. Londyńczycy odrzucili ofertę. I na podobną nie mają już co liczyć.
- Tak funkcjonuje współczesna piłka, trudno jest klubowi zatrzymać najlepszego gracza. Liverpool to jedna z najlepszych drużyn w historii, a mimo to, jeśli zawodnik, w tym przypadku Coutinho, chce odejść, to bardzo trudno jest go zatrzymać. Wystarczy spojrzeć, co w przeszłości działo się z Ronaldo w Manchesterze United, Zidanem w Juventusie, Figo w Barcelonie. Tylko garstka piłkarzy jest tak wyjątkowa, że może spędzić całą karierę w jednym klubie - powiedział kilka dni temu Mauricio Pochettino, menadżer Tottenhamu.
REKLAMA
Argentyńczyk wie, co mówi, sam nieustannie musi mierzyć się z doniesieniami, według których będzie musiał pogodzić się z losem i kwestią czasu jest, kiedy straci swoją największą gwiazdę, rewelacyjnego snajpera Harry'ego Kane'a.
Anglik zapewniał, że nie chce odchodzić z klubu, z którym jest emocjonalnie związany i w którym dał się poznać światu. Czy pozostanie wierny w momencie, w którym na stole pojawią się oferty gigantów, dające mu kilkukrotnie wyższe zarobki? Czas pokaże.
Tottenham tracił już w przeszłości swoje wielkie gwiazdy, był bezsilny wobec zakusów Realu Madryt i Manchesteru United. Czy teraz sytuacja jest inna? Teoretycznie tak, ale wszystko to może zostać zweryfikowane latem. Silniejsze kluby nie mają najmniejszych skrupułów przed tym, by na różne sposoby namawiać do przeprowadzki tych, którzy wpadną im w oko.
REKLAMA
Zresztą ile klubów może pozwolić sobie na to, by zablokować wielki transfer niezadowolonej gwiazdy? Dla przykładu, mógł zrobić to Manchester City, kiedy transfer próbował wymusić Carlos Tevez. "Obywatele" nakładali na uchylającego się od obowiązków Argentyńczyka kolejne kary, jednocześnie odrzucając oferty zainteresowanych klubów. Ostatecznie snajper wrócił do zespołu, odkupił swoje winy i został na kolejny sezon. Takich przypadków jednak nie ma wiele.
***
W zakulisowej część piłki nie ma zbyt wiele miejsca na kurtuazję i wzajemny szacunek. Atmosfera bywa napięta, agenci nie próżnują, a i piłkarze rozważają, kto lepiej trafi do ich ambicji, zapewni realizację sportowych celów, zdobycie trofeów, umożliwi rozwój. I przemówi do portfela.
W najnowszej historii futbolu oglądaliśmy wiele kuriozalnych historii związanych z transferami - Park Chu-Young był o krok od przenosin do Lille, do finalizacji pozostał jedynie podpis pod kontraktem. Koreańczyk zniknął jednak z hotelu, po telefonie od Arsene'a Wengera wsiadł do pociągu Eurostar i ruszył do Londynu. Emmanuel Petit negocjował kontra z Tottenhamem, prosto ze stadionu ruszył na Highbury, by podpisać umowę z największym rywalem niedoszłego pracodawcy.
REKLAMA
Dobrą nauczkę dostał też Tottenham, który miał w planach sprowadzenie Emmanuela Petita. W 1997 roku Francuz przybył do Londynu, żeby negocjować warunki kontraktu na White Hart Lane. Spotkanie z prezesem Alanem Sugarem i menedżerem Gerrym Francisem przebiegało w dobrej atmosferze, ale pomocnik powiedział, że potrzebuje jeszcze czasu do namysłu. Dopiero później okazało się, z jakiego powodu - prosto ze stadionu Tottenhamu udał się na Highbury, żeby negocjować z Arsenalem. Przedstawiciele Tottenhamu zapłacili mu za taksówkę, którą pojechał podpisać umowę z największym rywalem.
Kontrowersje towarzyszyły przenosinom m.in. Roya Keane'a, Davida Beckhama, Arjena Robbena czy legendy Realu Madryt, Alfredo Di Stefano. A to tylko kilka z długiej listy nazwisk.
***
Z wiadomych względów większość takich transakcji nie mocno nagłaśniania, a praktycznie wszystkie kulisy rozmów są starannie ukrywane. W oficjalnych komunikatach trudno oczekiwać smaczków. Zawodnik, który chce za wszelką cenę opuścić klub, najczęściej nagle łapie przypadkową kontuzję, ma "problemy osobiste", odcina się od mediów i czeka na rozwój sytuacji.
REKLAMA
Decyzje zawodników zawsze będą budzić kontrowersje, ale jak można mieć do nich pretensje? Kariera trwa kilkanaście lat, jej szczyt jeszcze krócej. Każdy błąd czy brak decyzji może oznaczać kilka straconych sezonów, bezpowrotne wygaśnięcie konkretnej opcji. Ilu piłkarzy może pozwolić sobie na to, by odmówić Barcelonie czy Realowi Madryt? Tego rodzaju kluby to nobilitacja, nagroda za lata treningów, a jednocześnie największe możliwe wyzwanie.
I trudno zrozumieć, jak można dziwić się Coutinho, Suarezowi czy Mascherano, że zdecydowali się podnieść rękawicę. To oczywiście bolesne dla kibiców, ale takie właśnie są realia. Jeśli nie jest się na absolutnym topie, zawsze znajdzie się większa ryba.
Często używane jest powiedzenie, że "z niewolnika nie ma pracownika". I choć z jednej strony można widzieć w tym piłkarzy, którzy nie respektują umów i lekceważą podpisane dokumenty, to licząc zyski i straty, transfer zawodnika jest po prostu lepszą opcją.
REKLAMA
Trzymanie w klubie zawodnika, który myślami jest gdzie indziej, jest ryzykiem dla atmosfery w szatni, ale też sygnałem dla innych piłkarzy, że odejście z klubu może być problematyczne. Mocne oświadczenia dotyczące tego, że nie dopuści się do transferu, a do później przyjmuje ofertę, to jedynie odwlekanie nieuniknionego, przedłużanie negocjacji w celu wynegocjowania jak najlepszej kwoty. Jeśli kibice oburzają się decyzją Coutinho i sposobem, w jaki doszło do transferu, wystarczy porównać tę sagę i zakupem Virgila van Dijka.
Pamiętamy polskie "Kluby Kokosa", w których próbowano złamać piłkarzy, którzy nie chcieli przedłużyć lub rozwiązać kontraktu. Na dłuższą metę tracą na tym wszyscy. Transferom zawsze będzie towarzyszyć odrobina dramatyzmu i emocji. Niepewności co do tego, czy ulubiony piłkarz nie zdecyduje się złamać serc swoich fanów. Czasem po prostu trzeba przełknąć gorzką pigułkę. Pozwolić odejść i wspominać dobre chwile. Tylko tyle i aż tyle.
Więcej na blogu autora - Krótka Piłka
Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA