Premier: dziękuję dysydentom. Nie mają racji
Premier Donald Tusk powiedział we wtorek, że nie podziela tez zawartych w liście otwartym rosyjskich dysydentów. Piszą oni m.in., że są "poważnie zaniepokojeni" przebiegiem śledztwa, które ma wyjaśnić przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem.
2010-05-25, 21:32
"Trudno się pozbyć wrażenia, że dla rządu polskiego  zbliżenie z obecnymi władzami rosyjskimi jest ważniejsze niż ustalenie prawdy w  jednej z największych tragedii narodowych. Wydaje się, że polscy przyjaciele  wykazują się pewną naiwnością zapominając, że interesy obecnego kierownictwa na  Kremlu i narodów sąsiadujących z Rosją państw nie są zbieżne. Jesteśmy  zaniepokojeni tym, że w podobnej sytuacji niezależność Polski i dzisiaj, i jutro  może się okazać poważnie zagrożona" - piszą dysydenci, wśród nich m.in. Władimir  Bukowski.
"Nie podzielam tych opinii. (...) Miłe słowa troski i  solidarności z Polską, natomiast nie podzielam tezy zawartej w tym liście" -  powiedział we wtorek premier. 
List opublikowała wtorkowa  "Rzeczpospolita". Dysydenci piszą w nim również, że powstaje wrażenie, iż  "władze rosyjskie nie są zainteresowane wyjaśnieniem wszystkich przyczyn  katastrofy", a władze polskie "faktycznie niczego nie domagają się od strony  rosyjskiej" i "cierpliwie oczekują, aż z Moskwy nadejdą dawno obiecane im  materiały".
Tusk na wtorkowej konferencji prasowej podkreślił, że "z całą  pewnością to w Polsce będziemy definiowali potrzeby państwa polskiego - przy  całym szacunku dla rosyjskich dysydentów". "Ani na Kremlu, ani w środowiskach  opozycji rosyjskiej nie będzie się formułowało zaleceń, jeśli chodzi o  postępowanie polskiego rządu. 
Tusk ocenił też, że śledztwo ws.  katastrofy smoleńskiej jest "najbardziej otwartym i z największym dostępem  opinii publicznej do informacji".
dp, PAP