Piwowski by tego nie wymyślił, czyli rejs upadłej barki
O niszczejącej barce przycumowanej do brzegu Wisły, której nie udaje się żadną urzędniczą siłą usunąć, pisaliśmy kilka tygodni temu. Jednostka zimą tego roku została podtopiona, na początku lipca ktoś ją podpalił. Dlaczego "The love boat" wciąż straszy przy Moście Łazienkowskim? O to zapytaliśmy urzędników odpowiedzialnych za jej usunięcie – wielu urzędników.
2018-07-23, 12:00
"The love boat", jak nazwali przed laty jednostkę jej właściciele, od około dziesięciu lat przycumowana jest w okolicach Portu Czerniakowskiego. Jednostka zimą tego roku uległa zniszczeniu. Wtedy zrobiło się o niej głośno w mediach.
Ale okazuje się, że urzędnicy słyszą o niej od lat. Ba, na podstawie odbytych w tej sprawie rozmów, odnoszę wrażenie, że na sam dźwięk słowa „barka” robi im się niedobrze jak podczas choroby morskiej.
Port pierwszy DUZS
Ale po kolei. Najpierw zadzwoniłem do Dyrekcji Urzędu Żeglugi Śródlądowej w Warszawie. Myślę, sprawa prosta, w końcu organ zajmuje się między innymi: "nadzorem nad bezpieczeństwem żeglugi śródlądowej" czy "przeprowadzaniem inspekcji statków i postępowaniem w sprawach wypadków żeglugowych". Bingo! Dzwonię!
Dyrektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej w Warszawie Maciej Gromek powiedział mi, że w dniu 06.08.2015 r. wydał decyzję, którą nałożył na armatora obowiązek odprowadzenia statku do wyznaczonego miejsca postoju.- Armator obowiązku nie wykonał. Twierdził także, że przestał być właścicielem statku przed doręczeniem decyzji – tłumaczy urzędnik. Argument ten w późniejszym okresie stał się podstawą do wniesienia odwołania oraz wniosku o stwierdzenie nieważności decyzji do Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej.
REKLAMA
Maciej Gromek poinformował ponadto, że z uwagi na uchylanie się armatora od wykonania decyzji, „uczynił to co może w ramach swoich kompetencji”, czyli wystawił tytuł wykonawczy, który został doręczony Wojewodzie Mazowieckiemu w grudniu 2017 r.
Przypominam dyrektorowi, że barka jest w opłakanym stanie - zimą uszkodziła ją kra, niedawno ktoś ją podpalił - nie wiadomo, czy nie zacznie się zaraz rozpadać. - Przecież to wszystko zaraz popłynie z nurtem rzeki - argumentuję.
Dopytuję, kto wtedy powinien interweniować i czy nie lepiej działać już teraz, kiedy wrak jeszcze się "trzyma" brzegu. - Ja mam związane ręce muszę czekać na decyzję z Ministerstwa, a ponadto w toku postępowania sądowo-administracyjnego może dojść do wstrzymania wykonalności zaskarżonego aktu administracyjnego stanowiącego podstawę do wystawienia tytułu wykonawczego. Być może kompetentna w sprawach kryzysowych komórka Urzędu Miasta w końcu się zainteresuje sprawą tej barki – tłumaczy dyrektor, dodając, że tematem zajmował się także Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie, który pobiera opłaty za korzystanie z gruntu pokrytego wodą.
W tym „porcie”, myślę sobie, nic więcej nie uzyskam trzeba „płynąć dalej”.
REKLAMA
Port drugi RZGW
Z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej w Warszawie rozmawiałem przygotowując pierwszy artykuł o barce. Usłyszałem wtedy, że tematem zajął się sąd. - W pierwszej sprawie zapadł wyrok nakazujący zapłatę za korzystanie z działek Skarbu Państwa, ponieważ ta barka stoi tam nielegalnie. Oczekujemy zapłaty za korzystanie z działki od 2008 roku – mówiła mi Urszula Tomoń. Kwota, którą właściciele jednostki muszą uiścić, opiewa na ponad szesnaście tysięcy złotych. Urząd założył też drugą sprawę nakazującą usunięcie jednostki.
Wniosek, barka z inicjatywy RZGW na razie nie zostanie usunięta, czekają na pieniądze i decyzję sądu w sprawie usunięcia jednostki. A ja czuję jak wciągają mnie urzędnicze wiry. „Płynę” do ministerstwa.
Port Trzeci MGMiŻŚ
Kolejnym organem, który zajmował się tą kwestią jest Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Gwoli przypomnienia, właściciel jednostki zwrócił się do ministerstwa z wnioskiem o stwierdzenie nieważności decyzji Dyrektora Urzędu Żeglugi Śródlądowej w Warszawie nakazującej mu usunięcie wraku, twierdząc, że nie jest jej właścicielem. Mężczyzna złożył też odwołanie od tej decyzji.
MGMiŻŚ odrzuciło ów wniosek ponieważ został on złożony przez wnioskodawcę po terminie. Rzekomy właściciel – sam już nie wiem jak go nazywać – złożył z kolei skargę na decyzję ministerstwa do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Bez decyzji WSA MGMiŻŚ nie może dalej procedować w sprawie wraku.
REKLAMA
Ministerstwo czeka na decyzję sądu, ja ruszam dalej.
Port czwarty BBiZK
Dyrektor Maciej Gromek wspominał mi też o Biurze Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy, który mógłby zająć się tematem. Nie poddaję się, dzwonię do ratusza.
- BBiZK zajmuje się tego rodzaju sprawami, tylko w wypadkach, kiedy zagrożone jest życie, bądź zdrowie mieszkańców, ale nie jest to sposób na załatwienie tematu – mówi mi Agnieszka Kłąb, rzeczniczka ratusza, dodając, że ratusz ma nadzieję, że barka zostanie usunięta jak najszybciej i Biuro Zarządzania Kryzysowego nie będzie musiało się zajmować tematem.
BBiZK zadziała w sytuacji krytycznej, zatem do póki nie będzie takiego zagrożenia nic nie zrobią. „Płynę” dalej…
REKLAMA
Port piąty WM
Pozostała mi ostatnia deska ratunku. Pomny słów dyrektora Macieja Gromka, który mówił mi, że wnioskował o usunięcie barki również do Wojewody Mazowieckiego napisałem również tam. Odpowiedź była rzeczowa, więc przytaczam ją w całości.
„Dyrektor Urzędu Żeglugi Śródlądowej w Warszawie złożył do Wojewody Mazowieckiego wniosek o wszczęcie egzekucji administracyjnej nakładającej na właściciela obowiązek skierowania statku do najbliższego bezpiecznego miejsca postoju. W związku z niekompletnym tytułem wykonawczym Wojewoda Mazowiecki podjął decyzję o nieprzystępowaniu do egzekucji administracyjnej. Pragniemy poinformować, że do tej pory nie dostarczono kompletnego tytułu wykonawczego”.
W dokumentach nadesłanych przez Dyrekcję Urzędu Żeglugi Śródlądowej w Warszawie były jakieś braki. Dzwonię zatem drugi raz do dyrektora Macieja Gromka i pytam o te nieścisłości.
- Brakowało tylko numeru PESEL zobowiązanego w wystawionym przeze mnie tytule wykonawczym. Znajdująca się w urzędzie dokumentacja nie zawierała tego numeru. Zobowiązany był jednak możliwy do identyfikacji przez organ egzekucyjny, czyli Wojewodę Mazowieckiego. W tym przypadku nie zachodziła zatem wątpliwość, co do tej osoby. Kwestia braku identyfikacji nie wchodzi zresztą w grę z tego chociażby względu, że zobowiązany zaraz po otrzymaniu przewidzianego prawem upomnienia podjął działania kwestionujące zasadność egzekucji, kierując odwołanie i wniosek o stwierdzenie nieważności do Ministra – słyszę w odpowiedzi urzędnika.
REKLAMA
A poza tym, dodaje Gromek, Wojewoda Mazowiecki i tak by wstrzymywał się z wykonaniem zastępczym, bo sprawa jest w WSA, a w konsekwencji może przecież dojść do podważenia aktu administracyjnego, który jest podstawą wystawienia tytułu wykonawczego.
No tak, ale co się działo ze sprawą przez dwa lata od 2015 r. do 2017 r. nim właściciel odwołał się do sądu, nim barka została podtopiona, a później podpalona? Dopytuję.
- Prawdą jest, że nie zawsze jest sprzyjający moment na odprowadzenie tak dużej jednostki do innego miejsca postoju. Na Wiśle są różne stany wody albo są za niskie i nie można zrobić ruchu - albo są za duże, a nie ma w pobliżu żadnego holownika, albo też właściciel nie ma pieniędzy na wynajęcie holownika – słyszę w odpowiedzi.
- Teraz tak, czy inaczej musimy czekać na orzeczenie sądu – kończy dyrektor.
REKLAMA
Port…
No właśnie nie bardzo wiadomo, jaki. Sprawa „The love boat” meandruje już od kilku lat i ten "rejs" wciąż się nie może skończyć. A widok z Mostu Łazienkowskiego pozostaje bez zmian. Prawie jak w "Rejsie" Marka Piwowskiego. Kura, kaczka... widok na wrak barki.
Paweł Kurek
REKLAMA