"Dziś urodziła się Hania". Dramatyczna opowieść z happy endem o porodzie w dobie pandemii koronawirusa
Edyta Mąkosa w poniedziałek (16.03) miała wyznaczony termin cesarskiego cięcia w szpitalu św. Anny w Piasecznie. Po wstępnych badaniach okazało się, że ma podwyższoną temperaturę i opryszczkę. Szpital odmówił przyjęcia kobiety na oddział i wskazał jej inne placówki, które powinny się nią zająć. Wtedy zaczął się dramat rodziny.
2020-03-18, 21:35
Powiązany Artykuł
We wtorek (10.03) Edyta Mąkosa wraz z mężem Karolem przyjechała na badania KTG i USG w szpitalu św. Anny w Piasecznie. Kobieta w trakcie konsultacji powiedziała lekarzowi, że nie najlepiej się czuje. Miała kaszel i katar. Zapytała, czy nie byłoby wskazane, żeby się podleczyła. - Zajmiemy się tym, gdy zostanie pani przyjęta do szpitala - powiedział doktor i wskazał termin cesarskiego cięcia na poniedziałek (16.03).
Sześć dni później Mąkosowie przyjechali do szpitala. Wtedy zaczęły się schody.
Żona Karola Mąkosy do izby przyjęć weszła sama, mężczyzna czekał przed szpitalem. Placówki, starając się zmniejszyć ryzyko zakażenia koronawirusem, nie pozwalają osobom trzecim wchodzić na oddziały położniczo-ginekologiczne. W tym ojcom nienarodzonych jeszcze dzieci. Po wejściu pani Edycie zmierzono temperaturę. Wynik 37,2 °C. Pielęgniarka zauważyła też opryszczkę na ustach kobiety. Ciężarna została skierowana do lekarzy, którzy wykonali dalsze badania.
- Przez 3,5 godziny pobytu żony w szpitalu wykonano badania KTG, USG, ciśnienie, kilka razy pomiar temperatury - opowiada Karol Mąkosa, dodając, że dziwi się, iż szpital pozwolił jego żonie przebywać z innymi kobietami w izbie przyjęć. - Przecież teoretycznie miała objawy wskazujące na możliwe zakażenie koronawirusem - mówi.
REKLAMA
Po wykonanych badaniach pani Edyta otrzymała "Kartę Informacyjną Izby Przyjęć" z informacją:
"Zgodnie z zaleceniami Pana Ordynatora - dr Tarwackiego z uwagi na podwyższoną temperaturę ciała, objawy infekcji górnych dróg oddechowych, opryszczkę wargową oraz na zaistniałą sytuację epidemiologiczną pacjentka została poinformowana o szpitalach, które sprawują opiekę nad pacjentkami z powyższym wywiadem. Są to szpitale:
- Szpital ul. Żwirki i Wigury 63 Warszawa
- Szpital MSWiA
- Szpital przy ulicy Karowej w Warszawie
Pacjentka została poinformowana o konieczności zgłoszenia się do wybranego Szpitala celem planowej hospitalizacji."
Mąkosowie wrócili do domu i około godziny 20.00 skontaktowali się z Dziecięcym Szpitalem Klinicznym im. Józefa Polikarpa Brudzińskiego, który znajduje się na ul. Żwirki i Wigury.
Zobacz rozmowę z Karolem Mąkosą, ojcem Hani:
Od ściany do ściany
- Okazało się, że oni nas nie przyjmą, bo takie przypadki, jak przypadek żony, muszą być kierowane do szpitala MSWiA, który właśnie stał się szpitalem zakaźnym. Zadzwoniliśmy zatem do MSWiA (Centralny Szpital Kliniczny Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji - red.), gdzie recepcja przełączyła nas na SOR. Tam dowiedzieliśmy się, że absolutnie nas nie przyjmą, bo żona nie ma potwierdzonego koronawirusa, a oni przyjmują tylko pacjentów zakażonych tym wirusem. Skierowali nas do szpitala w Piasecznie - opowiada pan Karol. Następnego dnia małżeństwo zadzwoniło do szpitala klinicznego im. ks. Anny Mazowieckiej na Karowej, tam usłyszeli, że placówka nie jest już na liście szpitali zakaźnych i mają się kierować do MSWiA.
REKLAMA
- To był moment, w którym zdaliśmy sobie sprawę, że nasz przypadek nie kwalifikuje się do żadnego szpitala, a nasza córka raczej nie poczeka - wspomina.
Następnego dnia (17.03) małżeństwo pojechało ponownie do szpitala w Piasecznie. Mieli nadzieję, że uda im się porozmawiać z ordynatorem lub lekarzem prowadzącym. Zamiast tego położna poprosiła telefonicznie, by ojciec dziecka podszedł do wejścia prowadzącego na oddział. Tam wręczyła mu kartkę, na której było napisane:
„W związku z sytuacją epidemiologiczną i ustalonymi procedurami ruchu pacjentów w trakcie stanu epidemicznego proszę zgłosić się do Szpitala CSK MSWiA w Warszawie, ul. Wołoska 137”
- W tej sytuacji zadzwoniliśmy do MSWiA, gdzie uprosiłem panią przy telefonie, aby nie zostawiała nas z komunikatem, że: "nasz szpital pana żony nie przyjmie". Kobieta przekazała słuchawkę doktorowi. Ten powiedział, że jeśli szpital w Piasecznie nie chce nas przyjąć, choć powinien, to możemy spróbować przyjechać pod MSWiA i jeśli przepuści nas policja, to w namiocie pobiorą nam próbkę. Po 4 godzinach będzie wynik, czy jest korona wirus, czy nie ma - relacjonuje Mąkosa.
REKLAMA
Małżeństwo wsiadło do samochodu i ruszyło w stronę szpitala. - W drodze do MSWiA pomyślałem, że nie może być tak, że żona znowu spędzi ileś godzin pod szpitalem i jest ryzyko, że dowie się, że jej nie przyjmą - wspomina. Pani Edyta zalała się łzami, gdy jej mąż powiedział, że nie jadą na Wołoską.
Młody ojciec, nie tracąc zimnej krwi, zatrzymał samochód i zaczął dzwonić. Najpierw do NFZ, gdzie usłyszał: "Macie jechać do szpitala w Piasecznie. Oni muszą was tam przyjąć. Ja napiszę protokół z tego zgłoszenia i przekazuję do przełożonego". Potem do piaseczyńskiego sanepidu. Wskazania były takie same.
Małżeństwo ponownie skontaktowało się ze szpitalem św. Anny. Powołując się na NFZ, sanepid i informację ze szpitala MSWiA, zażądali przyjęcia do szpitala. Usłyszeli w odpowiedzi, że mają wracać do domu i czekać na dalsze instrukcje, bo szpital ustala, co z nimi zrobić. Późnym popołudniem zadzwoniła położna. - Jest przygotowana odizolowana sala. Proszę jak najszybciej przyjechać z żoną - usłyszeli.
Wieczorem Pani Edyta trafiła na oddział.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Procedury w dobie koronawirusa
Aby poznać motywy działania lekarzy ze szpitala św. Anny w Piasecznie, skontaktowałem się z dyrekcją tej placówki.
- Ta pani powinna się była zgłosić do szpitala MSWiA, ponieważ miała temperaturę. W szpitalach powiatowych nie ma możliwości zrobienia testu na koronawirusa, są do tego wyznaczone szpitale. Jest opublikowana lista, które są przekształcone na szpitale zakaźne i tylko taki szpital może zrobić test - tłumaczyła. Dodała, że pacjentka, po przyjęciu do szpitala, została wyizolowana, a na oddziale wprowadzono kwarantannę.
Na pytanie, z jakich wytycznych korzystała jej placówka, podejmując decyzję w sprawie państwa Mąkosów, powiedziała, że to są między innymi wytyczne GIS.
O zaistniałą sytuację zapytałem Głównego Inspektora Sanitarnego, na którego powoływała się w rozmowie z nami dyrektorka szpitala. - Wszystkie ogólne wytyczne, które dostały od nas Zakłady Opieki Zdrowotnej, były dystrybuowane przez wojewodów. Natomiast pytania dotyczące ciąży, to są pytania stricte medyczne i proszę je kierować do krajowego konsultanta w dziedzinie ginekologii i położnictwa - zaznaczył Jan Bondar, rzecznik GIS.
REKLAMA
W rozmowie z rzecznikiem zaznaczyłem, że kwestia dotyczy rozwiązań systemowych. - GIS nie reguluje relacji między szpitalami ogólnymi a specjalistycznymi. Zajmuje się tym Ministerstwo Zdrowia - stwierdził rzecznik.
Pytanie, jak w podobnej sytuacji powinny działać szpitale, zadałem też na piśmie Ministerstwu Zdrowia. Rzecznik prasowy Wojciech Andrusewicz poprosił o opisanie sytuacji Państwa Mąkosów w wiadomości SMS, zapewnił, że przekaże ją ekspertom z ministerstwa. Do czasu publikacji tego materiału nie otrzymałem odpowiedzi. Próbowałem się też skontaktować z krajowym konsultantem w dziedzinie położnictwa i ginekologii prof. Krzysztofem Czajkowskim. Niestety bezskutecznie.
Wytyczne GIS i MZ
Z pomocą przyszedł mi rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej Rafał Hołubicki. - Według ogólnych wytycznych, które zebraliśmy na podstawie informacji przygotowanych przez Głównego Inspektora Sanitarnego i Ministerstwo Zdrowia, gdy pacjent: ma temperaturę powyżej 38 °C, kaszel, duszności, objawy zmęczenia i bóle mięśni i, w szczególności, jeśli osoba powróciła z krajów dotkniętych koronawirusem lub była w kontakcie z osobami zarażonymi lub z podejrzeniem zarażenia - to przede wszystkim powinien zgłosić się telefonicznie do służb epidemiologiczno-sanitarnych albo zgłosić się do szpitala zakaźnego, unikając transportu publicznego. Mamy też możliwość skorzystania z teleporad, podczas których możemy poinformować o swoich objawach i dowiedzieć się, co robić dalej - stwierdził.
Dopytywany o przypadek państwa Mąkosów ocenił, że nie ma w wytycznych GIS i MZ informacji, że występowanie opryszczki i temperatury 37,2 °C kwalifikuje do kierowania pacjenta do szpitala zakaźnego. Mowa jest o wyższej temperaturze i ostrzejszych objawach. Zaznaczył jednak, że nie jest lekarzem i nie chciałby jednoznacznie oceniać tej sytuacji.
REKLAMA
- Jeśli opisywany szpital ostatecznie zdecydował się przyjąć pacjentkę, wyizolować i wprowadził kwarantannę, to dobry kierunek działania - ocenił rzecznik NIL. Dodał, że szpital powinien też skontaktować się ze służbami epidemiologiczno-sanitarnymi, aby wiedzieć, jak dalej postępować.
A co powinni hipotetycznie robić bliscy innych kobiet, u których rozpoczęła się akcja porodowa w domu? Gdzie powinni się kierować? - dopytuję. - Należy jechać prosto do szpitala, do którego była kierowana przez swojego ginekologa albo do najbliższej placówki - radził.
Schemat działania
O procedury, które powinny stosować oddziały położniczo-ginekologiczne, zapytałem też prezesa Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników prof. Mariusza Zimmera.
- Jako towarzystwo opracowaliśmy propozycje dla oddziałów położniczo-ginekologicznych, które nie zostały wytypowane przez Ministerstwo Zdrowia do opieki nad pacjentami z koronawirusem, tzw. oddziałów dedykowanych - mówi prezes PTGiP, który jest autorem tego schematu działania.
REKLAMA
Schemat, który jest wdrażany w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu, wygląda tak, że ciężarna, po wejściu do placówki wypełnia ankietę. Ma za zadanie szczerze odpowiedzieć na kilka pytań: czy miała będąc w domu temperaturę powyżej 38 °C, czy ma bóle mięśni, duszność, kaszel, osłabienie, czy miała kontakt z osobą zakażoną koronawirusem, czy podejrzewa u siebie infekcję wirusową.
Po wypełnieniu ankiety wykonywany jest pomiar temperatury.
Jeżeli odpowiedź w każdym punkcie jest negatywna - co podpisuje własnoręcznie, a temperatura jest w normie, to pacjentka trafia na dotychczasową izbę przyjęć. Natomiast jeżeli chociaż w jednym punkcie odpowiedź jest pozytywna lub kobieta ma podwyższoną temperaturę, to trafia do specjalnie wyizolowanej części budynku, gdzie zorganiozowana jest interwencyjna - epidemiologiczna izba przyjęć.
- Powyższa izba działa na wzór istniejącego już od lat w naszym szpitalu działu szybkiej diagnostyki prenatalnej. Na stałe obecna jest tam położna i lekarz, wykonywane są specjalistyczne badania, które kwalifikują do jednego z czterech typów postępowań - tłumaczy prof. Zimmer. Dodaje, że pacjentka jest traktowana jako potencjalnie zakaźna. Dostaje tzw. pakiet epidemiologiczny: maskę, fartuch okrywający, rękawiczki. Tam też przestrzegane są wszelkie procedury sanitarne.
REKLAMA
W następnej kolejności, na podstawie wykonanych badań położniczych, biochemicznych i przeprowadzonych konsultacji podejmowane są cztery rodzaje decyzji.
1. Jeśli z badań wynika, że położniczo z ciążą nic złego się nie dzieje i nie ma objawów sugerujących zakażenie, pacjentkę taką można odesłać do domu z zaleceniem kontroli choćby telefonicznej, czy mailowej ze swoim lekarzem prowadzącym,
2. Jeżeli stan położniczy jest prawidłowy, ale potwierdza się kilka objawów epidemiologicznych, pacjentka wysyłana jest do szpitala zakaźnego wytypowanego z listy MZ,
3. Kolejna grupa pacjentek w ciąży to takie, u których istnieje konieczność hospitalizacji w oddziale położniczym. W tym miejscu należy podjąć decyzję, czy hospitalizacja ma być w wytypowanym dla koronawirusa szpitalu, czy w tzw. strefie białej, czyli w pozostałych oddziałach położniczych. Niewątpliwie dużym ułatwieniem w podjęciu takiej decyzji jest możliwość oznaczenia obecności koronawirusa w szybkim teście,
REKLAMA
4. Ostatnia grupa zarezerwowana jest dla bardzo groźnych sytuacji położniczych, gdzie nie ma możliwości przesłania ciężarnej do szpitala dedykowanego i w strefie białej musi odbyć się poród. Wówczas ustalane jest miejsce i sposób transportu takiej rodzącej na wytypowaną salę cięć cesarskich, gdyż sposobem porodu w takich sytuacjach najczęściej będzie zabieg cięcia cesarskiego. Po porodzie, jeżeli położnica jest zainfekowana wirusem, trafia do szpitala dedykowanego dla tych pacjentek.
Profesor Mariusz Zimmer rekomenduje, aby podobne procedury były w miarę możliwości wprowadzone we wszystkich szpitalach, oczywiście po dostosowaniu do indywidualnych warunków lokalowych i personalnych każdego z oddziałów położniczych.
Powiązany Artykuł
Czy koronawirus zagraża ciąży?
A jakie jest ryzyko, że wirusem zakazi się nienarodzone dziecko? O to zapytałem ginekologa i położnika Wojciecha Zawalskiego.
Ekspert uspokaja, że ryzyko transmisji wewnątrzmacicznej koronawirusa praktycznie nie istnieje. Dlatego nie ma szans, by doszło do zakażenia dziecka, które znajduje się w łonie matki. - Zarówno chińskie, włoskie i amerykańskie źródła wskazują, by u ciężarnych kobiet zakażonych koronawirusem wykonać cesarskie cięcie - dodaje, podkreślając, że dotyczy to wyłącznie matek zakażonych SARS-CoV-2.
REKLAMA
Polskie szpitale, w celu zwiększenia bezpieczeństwa matek i ich nienarodzonych dzieci, zakazują też możliwości przeprowadzania porodów rodzinnych. Ponadto osoby trzecie, poza ciężarnymi i personelem, nie mają wstępu na oddziały położnicze.
Wojciech Zawalski mówił też, że niestety istnieje możliwość zakażenia niemowlęcia m.in. podczas karmienia piersią. - Może dojść do tego m.in. w wyniku zbliżenia dziecka do dróg oddechowych matki, dlatego karmienia bezpośredniego piersią należałoby zaniechać - wyjaśnia, powołując się na amerykańskich ekspertów.
Zapytany o to, gdzie kobiety w ciąży powinny się kierować na badania okresowe, które w ich stanie są nieodzowne, radził, żeby zgłaszały się do tych gabinetów, w których istnieje możliwość izolacji, aby nie miały one kontaktu ze "zwykłymi" pacjentami.
Ciąża a stres
Ekspert dodaje, że każda ciężarna, w obliczu panującej pandemii, narażona jest na wysoki stres. - Opieka zdrowotna, my lekarze powinniśmy ten stres łagodzić, wyjaśniać, tłumaczyć, a przede wszystkim opiekować się, a nie uciekać od ciężaru - podkreśla Zawalski.
REKLAMA
O tym, jak stres negatywnie wpływa na ciążę, mówi też psycholog Sylwia Kopka. Dlatego, odkąd pojawiło się w Polsce ryzyko zakażenia koronawirusem, udziela przyszłym mamom darmowych porad online. A czego najbardziej się obawiają?
- Najczęściej martwią się o to, czy otrzymają poprawne wsparcie personelu medycznego. Stresują się też tym, że większość szpitali wprowadziło zakaz porodów rodzinnych, przez co ojciec nie może być obecny przy porodzie. A to, że możemy z kimś rodzić, buduje nasze poczucie bezpieczeństwa - tłumaczy.
Ale w tej sytuacji, co podkreśla, najistotniejsze jest zaufanie do personelu medycznego. - Jestem w kontakcie z wieloma położnymi. One, szczególnie w tym okresie, wchodzą na najwyższy poziom empatii, żeby rekompensować straty, które ponoszą przyszłe mamy - zapewnia.
Zobacz rozmowę z psychologiem Sylwią Kopką:
Hania
Szpital św. Anny w Piasecznie przeprowadził pani Edycie Mąkosie test na obecność koronawirusa, wynik był negatywny. Kiedy przygotowywałem ten artykuł dostałem od pana Karola SMS: "Dzisiaj o 10:20 Hania się urodziła :-)".
REKLAMA
Poprosił też o publikację krótkiego oświadczenia.
"Teraz, gdy Hania jest już na świecie i obie dziewczyny mają się dobrze, mogę w spokoju siąść do podsumowania tej całej sytuacji. Prawie dokładnie dwa lata temu, w tym samym szpitalu urodził się nasz syn Stasio. Byliśmy bardzo zadowoleni z jaką troską i zaangażowaniem zajmowano się nami - nie do wiary, że w szpitalu da się stworzyć tak ciepłą atmosferę.
Tym razem trafiliśmy na bardzo trudny czas dla nas wszystkich. Rozumiemy, że ta niecodzienna sytuacja, nowe zalecenia i procedury wprowadziły dużo zamieszania w szpitalach. Przez 24 godziny kolejni lekarze kierowali nas do kolejnych szpitali wiedząc, że nas tam nie chcą, a żona jest w zaawansowanej ciąży i osłabiona.
A wystarczyło zwyczajnie zaopiekować się pacjentem, doprecyzować procedurę, ustalić gdzie go przyjmą i tam skierować. Nie wysyłać do kilku szpitali i narażać na stres oraz kolejne godziny w kolejkach. Żona bardzo to przeżyła.
REKLAMA
Ale każdy może popełnić błąd, mamy nadzieję, że ta nasza historia uwrażliwi pracowników służby zdrowia, aby zawsze na pierwszym miejscu stawiali pacjenta, który przecież nie jest, tak jak oni przeszkolony, a dodatkowo często jeszcze obciążony dolegliwościami. Więcej dzieci już nie planujemy, ale jeśli wyjdzie inaczej to, mimo wszystko, żona nadal wybrałaby szpital w Piasecznie. Wierzymy, że dopracują procedury na izbie przyjęć. Jeśli chodzi o poziom obsługi na oddziale, to nie trzeba nic zmieniać".
Przygotował Paweł Kurek
REKLAMA