Przeludnione cele, głód, bicie. Ukraińskie kobiety opowiadają o rosyjskiej niewoli
Kromka chleba, łyk wody dziennie, spanie na podłogach i bicie pałkami po nogach jako "zachęta" do śpiewania ruskiego hymnu - tak pobyt w rosyjskiej niewoli wspominają ukraińskie kobiety, które powróciły do swojej ojczyzny w ramach wymiany jeńców. Anastazja, Wita i Jana poznały się w rosyjskich aresztach, do których trafiły pojmane przez rosyjskie siły.
2022-12-11, 09:11
Jak mówią stypendystki polskiego Funduszu im. bł. Klemensa Szeptyckiego, wspierającego finansowo ukraińskie sieroty wojenne i kobiety, powracające z niewoli, rzeczywistość schwytanych przez Rosjan Ukraińców to głód, trudne warunki i przemoc.
- W Rosji byłyśmy bite i zmuszane do śpiewania rosyjskiego hymnu. Za każdym razem, przy wyprowadzaniu z celi, bili nas po nogach, po kilka razy dziennie. Bili za to, że nie chciałyśmy się uczyć ich hymnu, czy za to że nie odpowiadałyśmy na ich pytania - opowiada Anastazja.
Bicie za odmowę śpiewania hymu
Ta 20-letnia dziewczyna walczyła w okupowanym dziś przez Rosjan Mariupolu. Została pojmana, gdy jej oddział wycofywał się z Kombinatu Metalurgicznego im. Illicza i trafił na pozycje rosyjskie.
- Zostaliśmy zatrzymani, kiedy Rosjanie przeszukali nasze rzeczy i zrozumieli, że jesteśmy wojskowymi. Przywieźli nas do ogromnego hangaru, w którym kobiety i ranni trzymani byli osobno. Mężczyźni byli w innym miejscu. Karmili nas jednym kawałkiem chleba na dzień i dawali po łyku wody. Tak przeżyliśmy kilka dób. Spaliśmy na podłodze, nie było czym się nakryć - relacjonuje.
REKLAMA
40 kobiet w sześcioosobowej celi
W kolejnym etapie Anastazja trafiła do dawnej kolonii karnej w Ołeniwce, w kontrolowanej przez Rosję części obwodu donieckiego. Jest to jeden z tak zwanych obozów filtracyjnych, w których Rosjanie sprawdzają, czy zatrzymani Ukraińcy są niebezpieczni dla rosyjskiego reżimu. - Tam było nas 40 kobiet w jednej celi, która przeznaczona była dla sześciu osób. Znowu spałyśmy na podłogach - opowiada.
Z Ołeniwki dziewczyna trafiła do rosyjskiego Taganrogu. To właśnie tam była bita i poniżana za odmowę śpiewania rosyjskiego hymnu. Potem Anastazja została przetransportowana na Krym. - Choć byłyśmy tam trzymane w celi specjalnej dla jeńców wojennych, to byłyśmy zmuszane do pracy przy remoncie pomieszczeń aresztu - mówi młoda wojskowa.
Czytaj także:
- Szef kancelarii prezydenta Ukrainy: oczekujemy od Czerwonego Krzyża konkretnych kroków
- Zełenski: Rosja zastawia śmiertelne pułapki. Odpowie za terror minowy
- Rosja nie zrezygnuje z "celów maksymalnych"? Nowy raport ISW
Siła z myśli o dzieciach
Wita jest funkcjonariuszką Państwowej Straży Granicznej Ukrainy. W nocy z 23 na 24 lutego, gdy Rosja rozpoczęła otwartą inwazję na jej kraj, sprawdzała dokumenty podróżnych, przekraczających granicę z Rosją w Bacziwsku w obwodzie sumskim.
- Trafiłam do niewoli 24 lutego i jeszcze tego samego dnia zostałam przewieziona do Rosji, do Siewska w pobliżu ukraińskiej granicy. Potem trafiłam do aresztu śledczego w Kursku. Przyjęli nas tam, jak to się mówi, jak trzeba. Strażniczki były bardzo brutalne, ciągały za włosy, cały czas pobierały od nas odciski palców - wspomina.
REKLAMA
- W Rosji cały czas powtarzano nam, że Ukraina nas nie chce, że nas nie potrzebuje. Wmawiano nam, że nikt tam na nas nie czeka - opowiada.
- Kiedy zachorowałam w areszcie, nie mogłam doprosić się jakiejkolwiek pomocy. Czułam się tak słabo, że upadłam na podłogę. Dziewczyny z celi podniosły alarm i w końcu się mną zainteresowano. Starałam się trzymać, myśląc o dzieciach. Musiałam przetrwać, żeby wrócić do domu. Rodzina, dzieci, mąż - to pomaga - wyznaje Wita.
Posłuchaj
Kremlowska propaganda przekonuje Rosjan, że na froncie armia Władimira Putina odnosi sukcesy. Dyktator oraz jego urzędnicy zapowiadają, że wkrótce Ukraina się podda, a Ukraińcy obalą prezydenta Wołodymyrea Zełenskiego. Jednocześnie niezależni dziennikarze zwracają uwagę, że propagandyści nie ujawniają strat swojej armii i nie wspominają o coraz tru 0:47
Dodaj do playlisty
Brak pewności jutra
Dziennikarka Jana 24 lutego była w zamkniętej strefie czarnobylskiej, dokąd przyjechała w odwiedziny służącego w wojsku brata. - Od razu zaczęłam przekazywać naszym dane o rosyjskich oddziałach, które wkroczyły do strefy. Niestety, kiedy zniszczona została wieża telekomunikacyjna, nie mogłam wyczyścić swego telefonu. Zostałam zatrzymana i przewieziona do aresztu w Kursku. Spędziłam tam pół roku - mówi.
Według Jany, w pierwszym okresie pobytu w Rosji najgorszy był brak pewności co do następnego dnia. - Strach przyszedł dopiero potem. Najgorzej było, kiedy słyszałam, jak biją naszych chłopaków. Nie możesz na to w żaden sposób zareagować - relacjonuje.
REKLAMA
- Słyszysz krzyki torturowanych, wołasz strażników i pytasz, dlaczego są bici. Oni odpowiadają: kto jest bity? Widziałaś to na własne oczy? - pytają. Mówisz im, że słyszysz krzyki, a oni śmieją ci się prosto w twarz - opowiada.
Czytaj także:
- Ukraiński Sztab Generalny: Rosjanie kontynuują ostrzał celów cywilnych
- Sytuacja na Ukrainie. Mariusz Cielma: Rosjanie zmienili taktykę ataku dronami
- Ukraina zaatakuje Moskwę? Marek Budzisz: na pewno dąży do stworzenia takiej broni
Powrót do życia po niewoli
Po wymianie jeńców i powrocie do kraju trzy kobiety wróciły do rodzin i własnego życia. - Nadal jest mi ciężko, ale staram się wrócić do normalnego życia. Pracuję, jak wcześniej, w Straży Granicznej, mieszkam w Kijowie - mówi Wita.
- Ja nadal jestem dziennikarką, znów pracuję w swojej gazecie - informuje Jana. - A ja wróciłam na front. Teraz walczę w obwodzie donieckim - opowiada zaś Anastazja.
IAR, PAP/ mbl
REKLAMA
REKLAMA