Wywiad z Ryśkiem rozpalił internet. Brawurowy bosman ponownie dotarł na front z darami

- Jak jest cicha noc, to słychać te drony. One lecą jak szarańcza. Ukraińcy próbują to zbijać, czy to z broni przeciwlotniczej, czy z broni maszynowej - mówi w rozmowie z dziennikarzem portalu PolskieRadio24.pl Ryszard Doda, który zawiózł transport darów na ukraiński front. Bosman z Braniewa opowiedział nam, jak przyjęli go żołnierze i co dzieje się na pierwszej linii.

2023-01-05, 16:15

Wywiad z Ryśkiem rozpalił internet. Brawurowy bosman ponownie dotarł na front z darami
Ryszard Doda z ukraińskimi żołnierzami. Foto: Ryszard Doda

Przed świętami Bożego Narodzenia portal PolskieRadio24.pl opublikował wywiad z Ryszardem Dodą, byłym żołnierzem Legii Cudzoziemskiej i bosmanem mieszkającym na co dzień w Braniewie, który niesie pomoc żołnierzom walczącym na ukraińskim froncie. Historia Ryśka poruszyła słuchaczy Polskiego Radia i internautów, którzy śledzą portal i nasze social media. Na kanale YouTube wywiad ma już ponad pół miliona odsłon.

Opowieść byłego legionisty nie pozostała bez odzewu. Oferty pomocy napływają do niego nie tylko z Polski, ale też od osób mieszkających w innych krajach europejskich. Dzięki temu Rysiek, lepiej zaopatrzony, pod koniec roku ponownie ruszył na Ukrainę. 57-latek dotarł między innymi do Bachmutu, gdzie z żołnierzami spędził kilka dni.

Co udało mu się przekazać chłopakom - jak mówi o obrońcach Ukrainy? Jak wygląda obecnie sytuacja na froncie? Zapraszam do lektury wywiadu z Ryszardem Dodą.

Paweł Kurek, dziennikarz portalu PolskieRadio24.pl: Co udało ci się zebrać między innymi dzięki wywiadowi, który opublikowaliśmy? Z czym pojechałeś na Ukrainę?

Ryszard Doda, niosący pomoc ukraińskim żołnierzom: Zakupiliśmy dwa samochody dla ukraińskiego wojska, dwie w pełni wyposażone torby medyczne, 250 butli gazowych, 10 kuchenek, 1 taboret gastronomiczny, ok. 45 śpiworów, ponad 30 par butów wojskowych, ok. 50 kompletów odzieży termicznej, 50 piecyków gazowych i 4 agregaty prądotwórcze.

REKLAMA

Gdzie z tym dojechaliście?

Dotarliśmy z tymi rzeczami w okolice Bachmutu. Byliśmy około 15 km od pierwszej linii frontu.

Jak zostały rozdysponowane te dary? Zakładam, że nie trafiły one do przypadkowych osób.

Na WhatsApp otrzymujemy od oddziałów informacje o zapotrzebowaniu. Warunek jest taki, że przekazujemy rzeczy głównie oddziałom bojowym, które są na pierwszej linii. W ten sposób wyposażyliśmy trzy oddziały. Przykładowo był taki przypadek, że wysłali nam zapotrzebowanie na dwie opony do samochodu, którym rozwożą amunicję, my im kupiliśmy cztery. Drugi oddział prosił nas o samochód do ewakuacji rannych. Prosili też o torbę medyczną, bo medyk woził wszystkie środki w zwykłym plecaku. Jego interwencje były utrudnione, bo wcześniej musiał to wysypywać, przeszukiwać. Teraz otrzymał w pełni profesjonalną torbę z wyposażeniem, gdzie ma opisane kieszenie i wie, gdzie co się znajduje. Kupiliśmy też piecyki dla trzech oddziałów, podzieliliśmy też butle gazowe między nie, przekazaliśmy buty.

Medyk pola walki. Zdj. Ryszard Doda Medyk pola walki. Zdj. Ryszard Doda

Ta pomoc, z tego, co mówisz, jest bardzo precyzyjna. Trafiacie w konkretne zapotrzebowanie.

Tak, dosłownie. Działamy według zapotrzebowania. Tu nie ma tak, że stoimy na skrzyżowaniu i przypadkowym żołnierzom wydajemy rzeczy. My trafiamy do konkretnych oddziałów i te oddziały wyposażamy. A zamówienia są naprawdę różne. Jeden z nich poprosił o tablet do obsługi dronów. Na to już mamy środki i konfigurujemy ten sprzęt według zapotrzebowania. Zgłosiła się też do nas Brygada Wileńska, "nasze chłopcy" - jak oni mówią. Już napisali, co jest im potrzebne i te rzeczy zostaną dostarczone.

REKLAMA

Co chłopaki mówili, gdy do nich przyjechaliście z tym zaopatrzeniem? Z jaką reakcją się tam spotkaliście?

Przede wszystkim podczas całej drogi odczuliśmy niesamowitą pomoc wszystkich służb, które nas sprawdzały po drodze. Zarówno ze strony patrolów policji, jak i na check pointach obsadzonych m.in. przez wojsko. Na miejscu spotkała nas wielka radość. Przywitali nas "czym chata bogata". Sami rezygnowali ze swoich łóżek, żebyśmy mogli się przespać, odpocząć. Karmili nas, cieszyli się. Dostaliśmy dużo prezentów, czy to naszywkę, czy podpisaną flagę. No bo, co mogą nam innego dać? Przecież nie oddadzą nam swojej broni.

Mieliśmy okazję porozmawiać o sytuacji w Bachmucie, gdy byłeś tam ponad dwa miesiące temu. Opowiadałeś o tym w wywiadzie, którego mi udzieliłeś. Powiedz, jak teraz wygląda sytuacja na froncie. Pytam zarówno o natężenie walk, jak i o kondycję ukraińskiej armii.

Morale żołnierzy ukraińskich jest ogromne - odporność na trudne warunki, na sytuację, która tam jest. Pamiętajmy, że te odcinki frontu, Malinówka w kierunku Kramatorska, to wszystko jest pod ciągłym ostrzałem. Rosjanie robią wszystko, żeby przerwać tę linię. Pojawiają się informacje, że Bachmut nie jest punktem strategicznym. To nie jest prawda. W tym mieście krzyżują się cztery drogi, które prowadzą w głąb Ukrainy - w kierunku Kijowa, Charkowa, Zaporoża i w kierunku obwodu chmielnickiego. Ukraińcy twardo trzymają tę obronę. Wiedzą, że łatwiej utrzymać przedpole, niż walczyć w mieście. 

Ale niestety straty po stronie ukraińskiej też są.

Jest bardzo dużo rannych. Nie jest tak wielu zabitych, dlatego, że dzięki pomocy indywidualnej i pomocy państw europejskich żołnierze ukraińscy wyposażeni są w kamizelki kuloodporne. Generalnie mniej jest zgonów w wyniku postrzałów, więcej żołnierzy umiera w ostrzałach artyleryjskich. Gros to są ranni, utracone kończyny, ale to nie zmniejsza ich zaparcia. Naprawdę tak się przystosowali do tych warunków, że tylko podziwiać. Będziemy musieli bardzo długo z nimi rozmawiać, jak oni potrafią się zasymilować do trudnej sytuacji i braków logistycznych. Armie Zachodu są przyzwyczajone do serwisu logistycznego związanego z jedzeniem, obsługą sprzętu. Ci żołnierze robią to praktycznie sami na poziomie kompanii, plutonu. To jest coś niesamowitego.

REKLAMA

A jak wygląda miasto?

To jest miasto widmo. Zostało trochę osób dorosłych i dzieci. Wojsko wspomaga ich. Prosty przykład. Armia otrzymała paczki świąteczne, wszystkie kompanie przekazały te paczki ludności cywilnej. Stwierdzili, że oni bez tych czekolad, łakoci mogą żyć, a dzieciom się przyda.

W Polsce na razie zima jest dość łagodna, nie ma mrozów. Podobnie jest w rejonie, gdzie byłeś?

Warunki pogodowe są mniej więcej takie same jak w Polsce. Tam rozmawiałem z rolnikami, mieszkańcami, z wojskiem, które nie bardzo zna te warunki, bo wielu żołnierzy przyjechało z innej części Ukrainy. Oni wszyscy mówią, że prawdziwa zima przyjdzie pod koniec stycznia i będzie trzymała tak do 15 marca. Można się spodziewać mrozów od - 20 °C do -25 °C. Będą zamiecie śnieżne. Teraz Ukraińcy i Rosjanie mają utrudnioną możliwość ataku, ponieważ teren jest płaski, a pola są rozmokłe. Ale Ukraińcy już teraz kopią wzdłuż pól rowy przeciwczołgowe, żeby, jak uderzy mróz, wojska putinowskie nie mogły się swobodnie przemieszczać. Cały czas szykują linię obrony, poszerzają ją, żeby odeprzeć te przypuszczalne ataki.

Za twoim pośrednictwem miałem okazję porozmawiać kilka dni temu z dowódcą jednego z oddziałów walczących pod Bachmutem. Połączyłem się z wami, gdy byłeś w ich kwaterze. Pamiętam, że podczas naszej rozmowy por. Jura był bardzo zmęczony. Wrócił dopiero z pierwszej linii. Podejrzewam, że to zmęczenie udziela się nie tylko jemu, ale też innym żołnierzom. Wielu z nich walczy od pierwszych dni wojny.

Por. Jura czuje wewnętrzną potrzebę opieki nad swoją kompanią. Był wcześniej żołnierzem, ale odszedł z armii. Jak wybuchła wojna, zgłosił się na ochotnika i od marca jego kontakt z żoną ogranicza się do krótkich rozmów telefonicznych. Cały czas tam działa. Inny przykład: jego zastępca, który też walczy od drugiej połowy marca, w domu, przez przypadek, był nieoficjalnie raptem 5 godzin! Ale swoich żołnierzy starają się wysyłać rotacyjnie do domu, by odpoczęli. Ja się nie dziwię psychicznemu i fizycznemu zmęczeniu por. Jury. Aczkolwiek są chwile spokoju, wtedy chłopaki się rozluźniają. Przy wspólnych posiłkach, dyskusjach wraca ten humor. 

REKLAMA

Nie pytałem cię o to wcześniej, ale powiedzą mi, czy dużo jest kobiet na froncie? Mówię o tych, które angażują się w walkę lub służą jako wsparcie medyczne.

Powiem uczciwie, że ja widziałem może z pięć kobiet, które są zaangażowane. Widziałem jedną, która była kierowcą ciężarówki i cztery na punkcie medycznym. No nie mam tego szczęścia, żeby poznać "pierwszoliniowe" kobiety. Tam, gdzie byłem, to walczą tylko mężczyźni.

Jak wygląda kwestia cywilów, którzy pozostali na tym obszarze? Komu sprzyjają? Obwód doniecki był w dużym stopniu obszarem prorosyjskim, przed wojną zajętym przez separatystów.

Musimy pamiętać, że to jest specyficzny teren. Jest to obszar, który był bardzo mocno rusyfikowany przed powstaniem państwa ukraińskiego. Obwód doniecki opiera się na złożach węgla. Tam jest bardzo dużo kopalni, dużo jest też Rosjan, którzy posiadają obywatelstwo ukraińskie. Część jest bardzo przychylna stronie ukraińskiej, ale u części widać takie zobojętnienie. Oni by woleli ruski mir.

To w dużej mierze tereny wiejskie.

Tak. Tam, gdzie mieszkają ukraińskie rodziny, domy są naprawdę schludne, zadbane. Mimo braku infrastruktury, porządnych dróg. Ja takie drogi na wsiach widziałem w Polsce w latach 60. Na podwórkach są studnie, nie ma wodociągów, kanalizacji. Tam, gdzie my byliśmy zakwaterowani, gdzie nam chłopcy przygotowali noclegi, nie było tradycyjnych klamek, tylko takie zamknięcia na palec. W domach piece, nawet nie kaflowe, tylko murowane, w których palą, gotują, grzeją się. Wojsko próbuje to trochę do swoich warunków przystosować. Ale trzeba zaznaczyć, że w miejscach, w których byliśmy, nie było świerzbu czy wszy. Armia ukraińska jest bardzo czystą armią, bardzo dbającą o higienę.

A miałeś okazję porozmawiać z cywilami, którzy żyją tam na miejscu? Pytałeś, dlaczego nadal tam są, dlaczego nie uciekli?

Miałem okazję rozmawiać na ten temat tylko z jedną osobą. Ci, których widziałem, patrzyli na nas "z byka", odchodzili. Nawet ukraińscy żołnierze mówili nam, że oni są prorosyjscy. Oni tam zostają, bo czekają, aż przyjdzie ruski mir.

REKLAMA

Agregat prądotwórczy w darze od Polaków. Zdj. Ryszard Doda Agregat prądotwórczy w darze od Polaków. Zdj. Ryszard Doda

Jak są traktowani?

Ukraińskie wojsko nie prześladuje ich. Wojsko, jak jest taka konieczność, dostarcza im żywność, pomaga.

Ukraińcy nie boją się działań dywersyjnych ze strony tej prorosyjskiej ludności cywilnej?

Wszelkie próby przeniknięcia są eliminowane bardzo szybko. Ponadto tam pozostali w głównej mierze ludzie wiekowi. To są ludzie dużo starsi ode mnie, a ja podchodzę pod sześćdziesiątkę. Oni chodzą tacy zobojętnieni. Jak coś dostają od wojska, mówią: "dziękuję", i tyle. Nie wdają się w jakieś rozmowy. Zresztą armia ukraińska, jak zajmuje jakąś kwaterę czy dom, to robi to na zasadzie porozumienia z mieszkańcami. Płacą im jak za wynajem.

A funkcjonują gdzieś niedaleko frontu jakieś sklepy, gdzie ci ludzie albo żołnierze mogą się zaopatrywać?

Wbrew pozorom sklepy funkcjonują normalnie. Nie są może zaopatrzone w "złoto", ale te 40-50 km od frontu są dość dobrze zaopatrzone. Na miejscu na pewno nie kupi się alkoholu, nawet piwa nie ma. Działają normalnie restauracje, ale są krócej otwarte, do godz. 17.00. Jakoś o 20.00 zaczyna się godzina policyjna i jest zakaz ruchu dla cywili. Wojsko też korzysta z tych sklepów, bo wiadomo, że chcą też coś kupić prywatne, nie tylko bazować na zaopatrzeniu wojskowym. Poza tym na froncie funkcjonuje tzw. poczta wojenna. Wojsko rozwozi do żołnierzy korespondencję od rodzin, jakieś paczki. Żołnierze wysyłają pieniądze do bliskich. Wielu mężczyzn walczących na froncie jest żonatych, z tyłu jest dwójka, trójka dzieci. Taka rodzina wysyła kartki, życzenia, laurki. Dekorują nimi swoje kwatery, ziemianki, kuchnie, sypialnie. Gdziekolwiek stacjonują. To ich mobilizuje, żeby walczyć dalej.

Ty byłeś tam w szczególnym momencie. Spędziłeś w Bachmucie sylwestra. W normalnych okolicznościach ci ludzie spotkaliby się na jakiś imprezie, bawili się, pili, tańczyli. Jak powitanie nowego roku wygląda na froncie?

W tym roku Ukraińcy zgotowali Nowy Rok Rosjanom. Został ostrzelany budynek szkoły, gdzie siedzieli rosyjscy żołnierze. Zrobili im fajerwerki. (Około 400 rosyjskich rezerwistów zmobilizowanych na wojnę z Ukrainą zginęło w wyniku ataku ukraińskich wojsk na koszary w okupowanej Makiejewce w obwodzie donieckim. Znajdowali się na terenie zajętej szkoły - red.)

REKLAMA

Czyli fajerwerki były, ale inne.

Tak, w tym dobrym rozumieniu, ale oni też atakowali. Przez cały okres mojego pobytu tam cały czas słyszeliśmy syreny. Sami widzieliśmy dwie rakiety. Jedną lecącą w kierunku Lwowa, drugą w kierunku obwodu chmielnickiego, która ostatecznie trafiła w stację benzynową. Zabiło młodą dziewczynę. Przez ten cały okres Rosjanie ostrzeliwali Ukraińców. Poza tym do ataków wciąż używane są przez nich irańskie drony (Shahed-136 - red.). One nie latają wysoko. Jak jest cicha noc, to słychać te drony. One lecą jak szarańcza. Ukraińcy próbują to zbijać, czy to z broni przeciwlotniczej, czy z broni maszynowej.

Nie ma tam godziny, w której byłby spokój?

Nie, są takie chwile. Rosjanie starają się te drony wypuszczać po zmroku, bo wtedy jest je trudniej zestrzelić, więc dzień jest w miarę spokojny, choć poprzecinany ostrzałami artyleryjskimi czy moździerzowymi. Cały czas słychać te wybuchy. Ale jak tam człowiek pobędzie, to się przyzwyczaja. Poza tym po jakimś czasie rozróżnia się już, który pocisk został wystrzelony ze strony ukraińskiej, a który leci na stronę ukraińską. One mają inne odgłosy.

Jak wyjeżdżasz po kilku dniach pobytu przy tej linii frontu, po tym czasie spędzonym z chłopakami, to czujesz niedosyt, że nie możesz być dłużej z nimi, czy ulgę, że wracasz do bezpiecznego kraju?

Mógłbym tam zostać dłużej. No, ale co z tego, jak ci, co dostali od nas zaopatrzenie, są szczęśliwi, a widzę, jak inne oddziały do nas podjeżdżają, bo znamy się bardzo długo, i widzę te smutne twarze i te pytania: "dla nas nic nie masz?". Dlatego szybko wsiadamy w samochód i wracamy do kraju, żeby tamtym teraz dać. Jak jedni byli szczęśliwi, to chcemy, aby i drudzy byli szczęśliwi. Zwłaszcza że duch tej obrony, tej walki, chęci wyzwolenia Ukrainy, jest tak wielki, że naprawdę oni nie zwracają uwagi na to, że giną, że są ranni, że są kalekami. Oni chcą się wyzwolić, wyrzucić Rosję. Przecież oni chcą nawet porwać się na Krym, by go odbić. Całe społeczeństwo Ukraińskie, czy to we Lwowie, w wielkich miastach, czy najmniejszych wsiach, czym bardziej jest gnębione przez Putina, przez ostrzały artyleryjskie, tym bardziej jest zawzięte. Powiedzieli mi, że będą śnieg jedli, będą tańczyć, aby nie zmarznąć, a będą dalej walczyć.

REKLAMA

Ty też prowadzisz dalej swoją walkę, twoja działalność na rzecz pomocy żołnierzom na froncie się nie kończy. W jaki sposób jeszcze można ich wesprzeć?

Moja dzielność na pewno nie byłaby tak skuteczna, gdyby nie wsparcie zwykłych ludzi. Dziś będę siedział całą noc, poproszę jeszcze siostrzenicę, będziemy odpisywać na e-maile, w których ludzie oferują pomoc. To wsparcie jest bardzo ważne, bo pamiętajmy, że bardzo dużo osób wyjechało z Ukrainy i jak oni widzą to wsparcie, to u nich potęguje to chęć walki. Wiedzą, że mają za plecami kogoś, kto im pomaga. Oni przede wszystkim są niesamowicie wdzięczni Polakom. Z ich punktu widzenia na pierwszym miejscu pomocy jest Polska, dopiero później są Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Europa. Polaków, którzy tam pomagają, jest bardzo wielu. Może nie docierają tak daleko jak my, ale są. Ten naród za tę pomoc oddałby wszystko.

Oni też chcą się odwdzięczyć?

Mieliśmy taki przypadek. Jak byliśmy za Winnicą, to dowiedział się o naszej obecności Roman, Ukrainiec, który ma polskie korzenie. Powiedział nam przez telefon: "Nie śpijcie w samochodach, przyjeżdżajcie do nas". Przyjeżdżamy, a tu stół nakryty, łóżka przygotowane. Nie wiem, gdzie oni spali, bo my zajęliśmy mu we czterech nieduży domek. Nakarmił nas, wykąpaliśmy się. Powiedział, że za każdym razem, jak będziemy tamtędy przejeżdżać, to mamy u niego wypocząć. Powiedział, żeby nie "piłować" na siłę, bo od granicy do frontu jest ponad 1200 km.

Wrócę jeszcze do pytania o to, co jest potrzebne na froncie? Nie odpowiedziałeś mi.

Jeśli ktoś chce, może we własnym zakresie przygotować paczki, które można do nas wysyłać. Potrzebna są w każdej ilości: bielizna termiczna, skarpety ciepłe, butle gazowe, śpiwory, buty wojskowe. Można też dokonywać wpłaty na nasze konto. My na przykład kupujemy też agregaty prądotwórcze, które są bardzo drogie. 

Kiedy chcesz wrócić na Ukrainę?

Planujemy wrócić tak 18-19 stycznia. Kolega Roman, z którym byłem teraz na Ukrainie, zostaje na miejscu. Jurek, który też nam towarzyszył, daje swój samochód dostawczy. Chcemy go wyładować darami i ruszamy we dwóch. Między innymi zadeklarował nam się pan, właściciel jednej z firm w Ostródzie, że przekaże gumowce z zimowymi wkładkami. Zaoferował 200 par. Ja po powrocie kilka dni temu nie mogłem się dostać do własnego domu, bo klatka schodowa była cała w paczkach, które odbierała siostrzenica. Już te paczki są rozpakowane, zliczamy te rzeczy.

REKLAMA

Czekamy też na kolejne zamówienia od ukraińskich oddziałów. Wesprzemy też taką szczególną kompanię. Wasyla, znanego piosenkarza ukraińskiego. On jest teraz ranny. Wasyl zebrał ukraińskich artystów, którzy walczą na froncie. Ładną piosenkę nam zaśpiewali, jak żeśmy im przekazywali agregat. Tę kompanię chcemy doposażyć, bo naprawdę biednie wyglądają, a chcemy, aby wyglądali jak każda inna.

***

Jeśli chcesz wesprzeć dzielność Ryszarda Dody i wraz z nim nieść pomoc na Ukrainę napisz e-mail:

ryszarddoda@op.pl lub pawel.kurek@polskieradio.pl

ZOBACZ: WYWIAD Z RYSZARDEM DODĄ, KTÓRY PORUSZYŁ INTERNAUTÓW

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej