Rosyjskie wpływy, narodowe interesy i polityczne rozgrywki. Czy NATO wciąż pozostaje sojuszem?
NATO to sojusz polityczny i wojskowy, wzajemna obrona oraz więź transatlantycka - można przeczytać na oficjalnej stronie Sojuszu Północnoatlantyckiego. Agresja Rosji na Ukrainę, jak nigdy dotąd, uwydatniła znaczenie politycznych i gospodarczych zależności, które w wielu krajach stawiane są na równi z obronnością. Czy w obecnej sytuacji NATO pozostaje sojuszem krajów, które postanowiły dbać o swoje bezpieczeństwo ponad wszystko?
2023-07-11, 06:25
W 2016 roku, podczas rozpoczynającego się w Warszawie szczytu Sojuszu Północnoatlantyckiego, prezydent Andrzej Duda podkreślił, że NATO wymaga pielęgnowania wartości, które mu przyświecają, "cały czas".
- W NATO potrzebujemy nie tylko braterstwa broni, ale również braterstwa wizji, wartości i zasad - mówił wówczas prezydent. - "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" nie może dotyczyć tylko polityków i dowódców. Nie potrzebujemy jedynie braterstwa broni, ale także braterstwa wizji, wartości i zasad. Potrzebujemy sojuszu państw i narodów, a nie tylko sojuszu prezydentów, premierów i ministrów - dodał.
Prezydent Duda podkreślał wagę tworzenia sojuszu opartego na wzajemnym szacunku państw jako narodów i społeczeństw oraz dbania o tę więź, która będzie niezwykle cenna w obliczu ataku wroga. W 2016 roku, po latach prowadzenia polityki "przyjaźni z Rosją" oraz "polityki resetu", wielu nie brało pod uwagę możliwości zbrojnego ataku reżimu Putina na Ukrainę. Choć wcześniej atakowane była Gruzja i należący do Ukrainy Krym.
Słowa prezydenta wybrzmiały tym donośniej, że szczyt Sojuszu zorganizowany w Polsce rozpoczął poważną dyskusję nad wzmacnianiem wschodniej flanki, a co najważniejsze - traktowania jej na równi z innymi regionami i członkami Paktu.
REKLAMA
Wschodnia flanka
"W XXI wieku NATO powinno nadal istnieć jako polityczno-wojskowy sojusz suwerennych państw, którego celem jest wykorzystywanie siły i dyplomacji w celu zapewnienia zbiorowej obrony i promowania idei bezpieczeństwa sojuszników, wartości demokratycznych, rządów prawa i pokoju" - czytamy w raporcie dla Kongresu na temat wynagrodzeń wojskowych i kosztów rozszerzenia NATO (1998).
Wydaje się, że założenia NATO z początku wieku są realizowane. Żaden z przywódców krajów sojuszniczych nie ma wątpliwości, że w razie ataku na choćby jedno państwo NATO pozostałe kraje winny podjąć działania mające na celu jego obronę. Zakłada to art. 5 traktatu o NATO (casus foederis), mówiący, że "każdy atak na któregoś z członków Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego powinien być interpretowany przez pozostałe państwa członkowskie jako atak na nie same". Co do tego wątpliwości nie ma, przynajmniej gdy obserwujemy postawę przywódców państw sojuszniczych.
Przez lata jednak kraje tzw. wschodniej flanki Sojuszu, takie jak: Litwa, Łotwa, Polska czy Estonia, mogły odnosić wrażenie, że są tą gorszą częścią wspólnoty, a to właśnie te kraje (bałtycka trójka, kraje Trójmorza) już od 2014 roku wskazywały Rosję jako główne zagrożenie dla ich bezpieczeństwa. Obawy te odzwierciedla wzrost wydatków na obronność we wspomnianych krajach, który już wiele lat temu przekroczył 2 proc. PKB. A Polska czy Estonia zamierzają przeznaczać na obronność nawet 3 proc. PKB.
- Przed szczytem NATO. Wiceszef MSZ: oczekujemy wzmocnienia bezpieczeństwa flanki wschodniej
- Nowe plany obronne NATO. Ambasador Polski przy Sojuszu: będziemy lepiej chronieni
Hegemonia (w Unii Europejskiej) europejskich gigantów, takich jak Niemcy czy Francja, odbijała się także na wartościach Sojuszu. Bagatelizowanie zagrożenia ze strony Rosji oraz brak zdecydowanej reakcji po ataku na Krym tworzyły poczucie braku wsparcia dla krajów graniczących z reżimem. Potrzeba wzmocnienia wschodniej flanki, dozbrojenia jej oraz dania stanowczych gwarancji obrony była niezwykle silna zwłaszcza w krajach bałtyckich - znacznie mniejszych od Polski.
To właśnie szczyt NATO w Warszawie w 2016 roku przypomniał Sojuszowi, że wschodnia flanka stanowi newralgiczny rejon na wojennej mapie, który w razie zbrojnego ataku na Sojusz będzie stanowił pierwszą linię oporu przeciw agresji. Członkowie podjęli wówczas decyzję o ustanowieniu tzw. wzmocnionej wysuniętej obecności (eFP - enhanced forward presence) na wschodniej flance NATO.
Europejski Wschód przestał być traktowany jako gorsza córka, której zdanie można pominąć. Atak wojsk rosyjskich na Ukrainę jest potwierdzeniem obaw państw Europy Wschodniej.
Wojna na Ukrainie wzmocniła zatem solidarnościowy aspekt oraz demokratyczne rozłożenie sił w Sojuszu, zwiększając do kluczowego znaczenie głosu państw centralnej i wschodniej Europy. "Krótko mówiąc, kraje wschodnie nagle zyskały posłuch tradycyjnych mocarstw zachodnich" - pisał portal "Politico" przed tegoroczną wizytą Joe Bidena w Warszawie. Portal podkreślał jednak, że mimo wzrostu znaczenia kraje wschodniej Europy wciąż muszą się podporządkowywać mocarstwom zachodnim, które posiadają znacznie więcej nowoczesnego uzbrojenia, które będzie w stanie skutecznie wzmocnić granicę Polski czy Litwy.
REKLAMA
Premier Mateusz Morawiecki podkreślał, że celem nadrzędnym Polski jest pokazanie zachodnim sojusznikom, że wschodnie kraje są tak samo liczącymi się członkami NATO. Nie maleją obawy, że przekazywanie nowoczesnego sprzętu czy rozlokowanie żołnierzy może być wykorzystywane w rozgrywkach politycznych między krajami, które posiadają zgoła inne priorytety. Bardziej antyrosyjski wschód Sojuszu czuje zdecydowanie większe zagrożenie ze strony Putina niż "dyplomatyczny" Zachód, którego politycy chcą jak najszybszego wznowienia rozmów i negocjacji pokojowych.
Agresja Rosji na Ukrainę sprawiła, że jak nigdy dotąd państwa wschodniej flanki zaczęły się jednak w tych rozgrywkach politycznych liczyć.
Ponad swoje interesy
Wojna na Ukrainie obnażyła poważną słabość Sojuszu - relacje z Rosją. Mimo wieloletnich ostrzeżeń Polski czy krajów bałtyckich Zachód zacieśniał polityczne i gospodarcze więzy z reżimem. Uzależnienie od surowców energetycznych, budowa Nord Stream czy rozbrojenie Ukrainy (postanowienia mińskie) stały się źródłem poważnych problemów w obliczu kroku, na który zdecydował się Putin - zbrojnego ataku na Ukrainę.
Okazało się, że mimo jedności w kwestii potrzeby nałożenia sankcji i potępienia okrutnych zbrodni popełnianych na Ukrainie poszczególne kraje na czele z Niemcami, Francją, Turcją czy Węgrami mają powiązania z Rosją, z których zrezygnować nie mogą i nie chcą. Początkowa faza wojny to także wątpliwości Zachodu w kwestii szybkiej pomocy wojskowej dla Ukrainy. Choć kraj ten nie jest członkiem Sojuszu, wsparcie go pozostaje w interesie wszystkich krajów NATO - Ukraina jest bowiem ostatnim krajem na drodze Rosji do Europy. Zapewnienia o wysłaniu na Ukrainę 5 tys. hełmów (Niemcy) czy chęci podjęcia negocjacji z agresorem (Francja) wyglądają blado w zestawieniu z niemal natychmiastową reakcją na wydarzenia krajów wschodniej flanki. Na Litwie, Łotwie, w Polsce, Estonii czy Czechach rozpoczęło się szybkie przekazywanie poradzieckiego sprzętu, który Ukraińcy znają i którym umieją się posługiwać.
REKLAMA
Szybko stało się jasne, że powiązania gospodarcze wpływają, i to bardzo, na decyzje obronne. Przekazywanie uzbrojenia Ukrainie kolidowało z zobowiązaniami wobec Rosji. Widać to zresztą do dziś. Na jaw wychodzą kolejne fakty dot. negocjacji Emmanuela Macrona (7 lutego 2022), który miał obiecać przywódcy Rosji rozbrojenie po zakończeniu wojny zbyt "dozbrojonej" wschodniej flanki. Obecność zachodniego sprzętu w Polsce czy na Litwie może bowiem - zdaniem Macrona - grozić kolejnymi konfliktami.
- Szczyt NATO w Wilnie. Weźmie w nim udział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski
- Joe Biden o wejściu Ukrainy do NATO: nie ma zgody na akcesję w czasie wojny
Nic nie wskazuje także na jedność w kwestii przekazania myśliwców F-16. W tej sprawie nie należy spodziewać się, by szczyt NATO w Wilnie przyniósł decydujące rozstrzygnięcia. Obawy w tym zakresie ma nasz największy sojusznik, USA. Dla Amerykanów przekazanie myśliwców równoznacznie jest z aktywnym włączeniem się Sojuszu do wojny.
Choć Wielka Brytania czy Francja podkreślają znaczenie wschodniej flanki NATO oraz relacji, jakie należy wzmacniać z krajami takimi jak Polska, ze strony niemieckich czy węgierskich polityków wciąż płyną słowa, które znacznie rozmijają się z zasadą solidarności, będącą podstawą działań Sojuszu.
REKLAMA
Połowiczne rozszerzenie Sojuszu
Kością niezgody okazała się także kwestia rozszerzenia NATO o dwóch członków. Choć w tej sprawie kraje NATO w większości opowiedziały się za, pozostaje kwestia dwóch, które obecnie w największym stopniu stawiają na relacje z Rosją. Turcja i Węgry, podkreślając znaczenie swoich interesów narodowych, wciąż nie podjęły decyzji ws. akcesji Szwecji do NATO. Szczyt w Wilnie będzie więc okazją do spotkania się prezydentów 31 krajów oraz rozmów także na ten temat.
O ile Turcja postawiła jasno sprawę zgody na akcesję Szwecji i warunków z tym związanych, o tyle Węgry w tej kwestii milczą. Zapowiadane przez premiera Orbana głosowanie nad ratyfikacją akcesji wciąż się nie odbyło, a węgierski parlament nie ma w najbliższym czasie planów w tej sprawie.
W tym przypadku pęknięcie w Sojuszu wydaje się znaczące. Turcja twardo stoi przy swoim stanowisku, mimo iż zgodę wyraziło 28 państw, a obecność Szwecji w NATO byłaby korzystna dla wszystkich państw sygnatariuszy. Choć co do zasady Sojusz ma dbać o interesy narodowe państw członkowskich oraz wspierać w nich procesy demokratyczne, to w tym przypadku wewnętrzne polityczne rozgrywki Turcji czy Węgier wpływają na zbiorowy interes NATO.
Wojna na Ukrainie zdecydowanie zwiększyła znaczenie krajów wschodniej flanki NATO, wagę ich głosu oraz poczucie jedności wobec wspólnego zagrożenia. Rysujące się między niektórymi państwami różnice w podejściu do Rosji wydaje się jednak jeszcze silniejsze. Wszystko to znacząco wpływa na decyzje podejmowane przez pakt jako całość, także w zakresie bezpieczeństwa oraz pielęgnowania wspólnych wartości, takich jak braterstwo, równość czy solidarność.
REKLAMA
OSW, poliitico, bbc, IAR, PAP/as
REKLAMA