Wiele znanych niemieckich firm nadal nie rozliczyło się z nazistowskiej przeszłości

Wiele firm rodzinnych w nazistowskich Niemczech korzystało z pracy robotników przymusowych. Przyznają się do tego niechętnie - najczęściej tylko w wyniku presji opinii publicznej i mediów. W wielu przypadkach zaczęło się to dopiero kilkadziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej, nierzadko trwa do dziś - opisuje portal Deutschlandfunk (DF).

2023-09-02, 08:50

Wiele znanych niemieckich firm nadal nie rozliczyło się z nazistowskiej przeszłości
Znane niemieckie firmy rodzinne nadal nie rozliczyły się nazistowską przeszłością i zatrudnianiem pracowników przymusowych. Foto: Shutterstock/Everett Historical

"W okresie powojennym nie było poczucia niesprawiedliwości, podobnie jak nie było go podczas samej wojny. Praca przymusowa była tak wszechobecna, że (nawet po 1945 roku) postrzegano ją jako zwykły efekt uboczny wojny" - stwierdza DF.

Ponad 800 robotników przymusowych

Członkowie rodziny Reimann byli narodowymi socjalistami w latach 20., w latach 30. wspierali rozwój narodowego socjalizmu. Obecnie należą do najbogatszych rodzin w Niemczech - ich majątek jest szacowany na 20-30 mld euro. Posiadają udziały w takich firmach jak Jacobs Kaffee, Schweppes czy Calgon. W okresie narodowego socjalizmu w należącej do nich firmie chemicznej Benckiser pracowało ponad 800 robotników przymusowych.

Dopiero niedawno rodzina Reimann założyła fundację w celu wspierania byłych ofiar narodowego socjalizmu. "To zdumiewające zjawisko: dopiero ponad 70 lat po upadku narodowego socjalizmu rodzina zaczęła badać, w jaki sposób przodkowie czerpali korzyści z nazistowskiej polityki gospodarczej i w jaki sposób byli zamieszani w zbrodnie nazistowskiego reżimu" - stwierdził DF.

Zobacz także w TVP Info: Potworne dziedzictwo „nazistowskich miliarderów”. Te niemieckie marki zna każdy

REKLAMA

Reimannowie nie są wyjątkami: inne znane dynastie przedsiębiorców, tacy jak Quandtowie (twórcy samochodów BMW), Bahlsenowie, Oetkerowie czy Flickowie zaczęli zajmować się swoją historią długo po zakończeniu drugiej wojny światowej - "bardziej z konieczności, niż dobrowolnie".

Zobacz także w niezależna.pl: Klub „Gazety Polskiej” w Sydney upomniał się o reparacje dla Polski. Demonstracja przed niemieckim konsulatem

Historia Jerzego Jelińskiego

DF przytacza historię Jerzego Jelińskiego, który jako 14-latek został wywieziony w 1942 roku z Łodzi do Niemiec, gdzie musiał pracować w stolarni, zakładach chemicznych i wreszcie przy wielkim piecu hutniczym w Spandau - w firmach należących do Flicków. Pracował tam ponad siły, w nieludzkich warunkach, w dziurawych butach - podkreśla DF.

"Jeliński był jednym z milionów cudzoziemców, deportowanych do Niemiec przez reżim nazistowski do pracy przymusowej. W czasie II wojny światowej byli oni pilnie potrzebni, ponieważ Niemcy byli wysyłani na front. Wiele firm, zwłaszcza z branży zbrojeniowej, mogło utrzymać produkcję jedynie dzięki pracownikom przymusowym. Korzystanie z taniej siły roboczej było bardzo opłacalne" - opisuje DF.

REKLAMA

Czytaj więcej:

- Szacujemy, że do pracy w Rzeszy Niemieckiej wykorzystanych zostało blisko 13 milionów osób z okupowanych terenów Europy, w tym wiele dzieci i młodzieży. Wykorzystywano ich do niewolniczej pracy na terenie całych Niemiec, w dużych zakładach zbrojeniowych, ale także w kościołach, gminach, mniejszych zakładach rzemieślniczych, piekarniach, oraz w prywatnych gospodarstwach domowych - podkreśliła Christine Glauning, kierownik Centrum Dokumentacji Nazistowskiej Pracy Przymusowej w Berlinie-Schoeneweide.

Spośród tych 13 mln robotników przymusowych blisko 2,7 mln zmarło z powodu złych warunków pracy i życia. Wśród nich byli m.in. jeńcy wojenni i więźniowie obozów koncentracyjnych.

Friedrich Flick przed sądem wojskowym

W 1947 stojący na czele gigantycznego koncernu Friedrich Flick stanął przed sądem wojskowym w Norymberdze, gdzie oskarżono go o zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości - wykorzystywanie pracy niewolniczej na gigantyczną skalę.

REKLAMA

W grudniu 1947 Flick roku został skazany na 7 lat więzienia, ale na wolność wyszedł już wiosną 1950 roku. "Od tamtej pory postawił się w roli bezbronnej ofiary bezwzględnego reżimu i terroru. Pod tym względem niewiele różnił się od większości Niemców. Od tamtego czasu wszystkie rządy federalne i prawie wszystkie firmy odmówiły przyjęcia odpowiedzialności za pracę przymusową, wyzysk i nadużycia" - konkluduje DF.

Zobacz także w TVP Info: Potężne niemieckie firmy. Ciemna historia „nazistowskich miliarderów”

DF podkreśla też, że przez dekady roszczenia odszkodowawcze z tytułu pracy przymusowej były odrzucane. "Uzasadniano, że nazistowska praca przymusowa nie była złem, lecz środkiem mającym na celu eliminację niedoboru siły roboczej, spowodowanego wojną. Dopiero po zjednoczeniu Niemiec w latach 90. rozgorzała dyskusja o pracy przymusowej i odszkodowaniach, ale wyłącznie pod presją zagranicy, szczególnie USA, gdzie groziły bojkotem i pozwami zbiorowymi przeciwko niemieckim firmom" - przypomina DF.

"Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość"

Tylko dzięki tym zewnętrznym naciskom niemiecki rząd i gospodarka doszły do porozumienia w sprawie tzw. funduszu kompensacyjnego i powołania fundacji "Pamięć, Odpowiedzialność, Przyszłość" (EVZ).

REKLAMA

"Jeśli zestawić płatności poszczególnych firm z odniesionymi faktycznymi korzyściami, kwoty te były zawsze stosunkowo niewielkie, dodatkowo oczywiście można je było odliczyć od podatków" - podsumowuje DF, dodając, że byli robotnicy przymusowi otrzymywali za swoją niewolniczą pracę maksymalnie 7,7 tys. euro na osobę.

Czytaj również:

PAP/nt

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej