Marian Opania: aktorstwo to jest diabelski zawód, który niesie z sobą olbrzymie niebezpieczeństwa
- Zawsze jak mnie pytają, dlaczego zostałem aktorem, odpowiadam: "bo nie miałem ojca i nie miał mi kto tego z głowy wybić" - mówił w radiowej audycji Marian Opania. Wybitny aktor teatralny, filmowy i dubbingowy, reżyser oraz wykonawca piosenki aktorskiej kończy dziś 82 lat.

Tomasz Horsztyński
2025-02-01, 05:40
Posłuchaj
Posłuchaj
Posłuchaj
Posłuchaj
Posłuchaj
- Nie mam zbyt wysokiego zdania o sobie. Jak mówią do mnie "mistrzu", to nie czuję się nim. Przędę sobie mój zawód na boczku, skromnie, troszeczkę poza środowiskiem - mówił w audycji z cyklu "Zapiski ze współczesności" Marian Opania.
Artysta przyznał, że nie czuje się dobrze we wspomnianym środowisku aktorskim. W 1972 roku w filmie "Palec Boży" Antoniego Krauzego wcielił się w rolę utalentowanego chłopaka z prowincji, który pragnie zostać aktorem, jednak natrafia na całą masę przeciwności.
- Po latach zobaczyłem, że to rzeczywiście tak jest. Jak komuś się nie wiedzie, "a to niech się nie wiedzie, mnie się będzie wiodło lepiej". A jak ktoś jest chory, "to trudno, ja pójdę". To jest dżungla, której nie cierpię - mówił aktor.
REKLAMA
Zdaniem Mariana Opani "zawody artystyczne niosą z sobą wiele kłopotów i zawirowań", a aktorstwo "nie jest dla normalnych ludzi". Natomiast niemoc twórcza popycha artystów do sięgania po alkohol i narkotyki.
- Ten zawód polega na takich spięciach nerwowych, na takim uzewnętrznianiu się. Permanentny ekshibicjonizm, to musi zostawiać ślady na psychice - słyszymy w audycji.
Tatarsko-włoskie geny
Marian Opania przyszedł na świat 1 lutego 1943 roku w Puławach. Jest synem Juliana, oficera Armii Krajowej, który poległ w ostatnich dniach Powstania Warszawskiego.
Jak wspominał w audycji "Zapiski ze współczesności" w jego żyłach prawdopodobnie płynie włoska krew, bowiem pod koniec XVIII wieku w ogrodach Pałacu Czartoryskich w Puławach zatrudniony został włoski ogrodnik nazwiskiem Opagne.
REKLAMA
- Co prawda nie znam języka włoskiego, nie znoszę pizzy, nie jadam spaghetti, nie przepadam za bitnością Włochów, natomiast geny są włoskie. Stąd dość pokaźny temperament i umiłowanie bel canto (styl we włoskiej muzyce - przyp.red.) - mówił Marian Opania.
Po matce z kolei odziedziczył geny tatarskie, które, jak twierdzi, również ukształtowały jego charakter. Jak sam mówił, gdy "wyłazi z niego Azja", bywa apodyktyczny, wybuchowy i złośliwy.
- Zbitka tych genów tatarsko-włoskich daje czasem efekty piorunujące, mianowicie nie wolno mnie zaczepiać. Jestem spokojny, łagodny, uśmiechnięty, ale jeżeli ktoś mnie zaczepia, to przegryzam gardło w sekundę - słyszymy w audycji z 2018 roku.
Niedoszły fizyk atomowy
Wychowywany przez uzdolnioną artystycznie matkę młody Marian od dziecka śpiewał i brał udział w przedstawieniach teatralnych. Równocześnie przejawiał zainteresowanie naukami ścisłymi. Po maturze wiązał nawet z tymi przedmiotami swoją przyszłość.
REKLAMA
- Złożyłem podanie na fizykę jądrową i do szkoły teatralnej, bo wiedziałem, że się nie dostanę. No niestety, do szkoły teatralnej dostałem się w pierwszym podejściu i nasza ojczyzna nie ma własnej broni atomowej - żartował aktor.
Kariera filmowa
Marian Opania studiował na Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, którą ukończył w 1964 roku. Karierę filmową rozpoczął jeszcze w trakcie studiów rolą Miśka w "Miłości dwudziestolatków" (1962) Andrzeja Wajdy. Dwa lata później zagrał w filmie "Beata" Anny Sokołowskiej, w 1965 roku w produkcji "Czas pokoju" Tadeusza Konwickiego oraz w prusowskiej "Lalce" (1968) w adaptacji Wojciecha Jerzego Hasa.
Sławę przyniosły mu role Pawła w "Skoku" (1967) Kazimierza Kutza oraz harcerza Truchaczka w "Sąsiadach" (1969) Aleksandra Ścibor-Rylskiego. Za te kreacje w 1970 roku otrzymał prestiżową nagrodę im. Zbigniewa Cybulskiego.
W późniejszym okresie zobaczyliśmy go m.in. w filmie "Piłkarski poker" (1988) Janusza Zaorskiego oraz produkcjach komediowych, tj. w serialu "Zmiennicy" (1986) Stanisława Barei, "Rozmowach kontrolowanych" (1991) Sylwestra Chęcińskiego czy "Saunie" (1992) Filipa Bajona.
REKLAMA
"Człowiek z żelaza"
W drugiej połowie lat 70., gdy aktor utracił młodzieńczy, "szczawiowaty" - jak sam określił - wygląd, rozpoczęły się problemy ze znalezieniem zatrudnienia.
- W wieku trzydziestu paru lat osiwiałem, "zgrubłem", stałem się starszym panem i skończyły się dla mnie role - wspominał w radiowej audycji Marian Opania.
Aktor popadł w problemy z alkoholem. - Był to jeden z najgorszych okresów w moim życiu. I prywatnie, i zawodowo - słyszymy w audycji.
Trudną sytuację zmienił angaż w filmie Andrzeja Wajdy "Człowiek z żelaza" (1981). Opania początkowo miał wcielić się w jedną z epizodycznych postaci, ale po rezygnacji Zbigniewa Zapasiewicza reżyser przyznał mu główną rolę - redaktora Winkela.
REKLAMA
Aktor, który jak przyznał "lubi improwizować i wymyślać", miał duży wpływ na ostateczny kształt postaci.
- Po przejściu na "ty" Andrzej Wajda powiedział: teraz możesz robić, co ci się podoba. I rzeczywiście tak było. Chwytał moje pomysły, a miałem ich sporo - wspominał aktor.
Aktor i reżyser teatralny
Marian Opania od początku swojej aktorskiej kariery występuję też na scenach stołecznych teatrów. Był członkiem Teatru Klasycznego, Teatru Studio, Teatru Kwadrat i Teatru Syrena. Współpracuje z Teatrem Buffo, a od 1981 roku związany jest z Teatrem Ateneum.
To tu wcielił się m.in. w rolę Dyndalskiego w "Zemście" (1990) Aleksandra Fredry w reżyserii Gustawa Holoubka czy Kubusia w wyreżyserowanym przez Andrzeja Pawłowskiego spektaklu "Kubuś Fatalista i jego Pan" (1993) Denisa Diderota.
REKLAMA
W ostatnich latach Marian Opania zajmuje się również reżyserowaniem spektakli. W 2018 roku wystawił "Moskwę-Pietuszki" wg tekstu Wieniedikta Jerofiejewa, a w 2022 roku "Meneliadę" Jerzego Niemczuka.
Przez lata współpracował z Teatrem Telewizji i Teatrem Polskiego Radia. Udziela się także jako aktor dubbingowy.
"Niektórzy myśleli, że jestem śpiewakiem"
Aktor znany jest również ze swojej aktywności na polu muzycznym. Zdolności wokalne przejawiał od najmłodszych lat, ale długo nie chciał zajmować się śpiewem zawodowo.
- Po jednym z egzaminów w szkole teatralnej, gdzie robiłem parodię śpiewaka przedwojennego, który śpiewa tenorem wysokim i nagle wchodzi w bas, profesor Aleksander Bardini powiedział: Panie Opania, pan powinien pójść do opery. Ja odebrałem to jak policzek. Jak to ja, kandydat na aktora dramatycznego, do opery? A to był komplement - wspominał aktor.
REKLAMA
Dopiero w latach 80. zaczął występować w spektaklach muzycznych reżyserowanych przez Wojciecha Młynarskiego: w "Brelu" (1985, reżyserem był również Emilian Kamiński), "Hemarze" (1987) i "Wysockim" (1989).
- I tu zaczęła się moja sława aktora śpiewającego. Był taki okres, że niektórzy myśleli, że jestem w ogóle śpiewakiem czy piosenkarzem - mówił Marian Opania w audycji.
Fascynacja twórczością Leonarda Cohena i Jaromira Nohavicy doprowadziła to stworzenia widowiska "Cohen - Nohavica", w którym Marian Opania wykonuje utwory obu artystów. Utwory, które sam przetłumaczył.
***
REKLAMA
Mimo pewnej niechęci do swojego zawodu Marian Opania przyznał w audycji z 2018 roku, że nie wybiera się na emeryturę. Obecnie możemy go oglądać na ekranach kin w komedii "Baby boom, czyli Kogel Mogel 5".
- Nieprzypadkowo jest tak, że niektórzy aktorzy grają do śmierci. Jakiś powód ku temu musi być. Czy są uzależnieni od adrenaliny? Być może. Czy chęć poklasku, chęć podobania się nadal w nich drzemie? Może wszystkiego po trochu. U mnie jest to chęć zakończenia mojego życia w biegu - przyznał aktor.
th
REKLAMA