Zabójstwo Stefana Martyki. Stalinowski propagandzista i egzekucja podziemia
9 września 1951 roku członkowie antykomunistycznego podziemia wykonali wyrok śmierci na Stefanie Martyce, który w Polskim Radiu prowadził propagandową audycję "Fala 49", atakującą przeciwników ustroju i kraje zachodnie, zwłaszcza USA.
2025-09-09, 07:45
Artykułowi towarzyszą nagrania archiwalne z lat 50. XX wieku. To audycje rejestrowane i emitowane przez Polskie Radio w warunkach cenzury narzuconej przez komunistyczne władze PRL. Zawierają sądy, które były wyrazem państwowej propagandy, a także nieprawdziwe bądź zmanipulowane informacje. Prezentujemy je tutaj jako dokumenty epoki.
"To oni, uczniowie gangsterów"
Śmierć Stefana Martyki, na przełomie lat 40. i 50. XX wieku jednego z najgorliwszych i najbardziej rozpoznawalnych radiowych agitatorów stalinizmu, została natychmiast wykorzystana propagandowo przez władze - za pośrednictwem podległych im środków przekazu, w tym oczywiście Polskiego Radia, w którym ów niestrudzony krzewiciel ideologii komunistycznej był zatrudniony.
– Dnia 9 września zginął od kuli zbrodniarza faszystowskiego Stefan Martyka, reżyser i artysta scen polskich, ofiarny pracownik Polskiego Radia – mówił radiowy lektor trzy dni po zabójstwie w audycji wspomnieniowej, która była zarówno pełną patosu laurką dla zmarłego, jak i kolejnym atakiem na tych, których w tamtym czasie kreowano na wrogów komunizmu.
Posłuchaj
Stawianie znaku równości między pojęciami antykomunizmu, imperializmu i faszyzmu należało do podstawowego repertuaru propagandy ery stalinizmu, podobnie jak retoryka walki. 13 września 1951 roku w radiowej relacji z pogrzebu Martyki można było więc usłyszeć o "faszystowskich zbirach", "faszystowskich skrytobójcach" i o tym, że aktor "poległ na posterunku walki".
Wzmożenie, jakie zapanowało wówczas w szeregach innych propagandzistów, owocowało niezamierzoną groteską. Sprawozdawca Polskiego Radia, przypomniawszy, że Stefan Martyka "kochał Kochanowskiego, Mickiewicza, Wyspiańskiego i Staffa (...), lecz równą miłością kochał wspaniałe wiersze Majakowskiego", konstatował:
– I dlatego właśnie przez tę miłość dla kultury narodowej, dla młodej, naszej polskiej kultury został zgładzony przez zabójców. Przez tych, dla których kulturą są amerykańskie komiksy, wyciągi z powieści, filmy, w których sztylet i mord odgrywa naczelną rolę. To oni, uczniowie gangsterów, zamordowali go w tym samym dniu, gdy jeszcze raz miał na falach eteru rozlegnąć się jego głos.
Posłuchaj
Próbę łączenia tradycji polskiej literatury z powinnościami piewcy systemu komunistycznego podjęła także Wanda Odolska (1909-1972), dziennikarka i współprowadząca "Falę 49":
– Stefan Martyka w męskich, dojrzałych już latach zapłonął świeżą młodością, bo odkrył prawdę i urodę realizmu. Dlatego właśnie taką pasją i pięknem spływały z jego ust trudne strofy Słowackiego, że starał się, nawet kosztem melodyki wiersza, wydobyć z nich realną treść. I dlatego tak czytał "Falę 49", jakby biczem po pyskach smagał amerykańskich podżegaczy, mącicieli, rodzimych spekulantów, bandytów i złodziei. Tak czytał, bo wierzył w to, co czytał – powiedziała w Polskim Radiu.
Posłuchaj
A co na to zwykli Polacy? Do jakiejś części społeczeństwa, która wierzyła w nowy ustrój równie mocno, "Fala 49" na pewno trafiała ze swym przekazem. Dla innej - dziś trudno zrekonstruować, jakie były proporcje w tym podziale - Martyka był po prostu jednym z wielu ówczesnych oportunistów i karierowiczów, z których bezlitośnie szydzono (oczywiście po cichu, bo krytyka była zakazana).
O tym, jak wówczas część Polaków mogła postrzegać postać Stefana Martyki i jego propagandową audycję w Polskim Radiu, można wnioskować na przykład z krótkiego fragmentu "Pięknych dwudziestoletnich" Marka Hłaski:
"W tym czasie zaczął działać niejaki Stefan Martyka, aktorzyna trzeciorzędny, który prowadził w Polskim Radiu audycję pod tytułem »Fala 49«. Bydlę to włączało się przeważnie w czasie muzyki tanecznej, mówiąc: »Tu fala 49, tu Fala 49. Włączamy się«. Po czym zaczynał opluwanie krajów imperialistycznych; przeważnie jednak wsadzał szpilkę w pupę Amerykanom, mówiąc o ich kretynizmie, bestialstwie, idiotyzmie i tego rodzaju rzeczach - następnie kończył swą tyradę słowami: »Wyłączamy się«. Pewnego dnia jakiś student położył Martykę trupem".
Hłasko w 1951 roku miał 17 lat, a swoją autobiografię pisał już na emigracji kilkanaście lat później, mógł więc zapomnieć, że zabójcą Martyki nie był po prostu "jakiś student". To, co wydarzyło się 9 września 1951 roku, było nieco bardziej skomplikowane.
Śmierć propagandzisty
Stefan Martyka został zamordowany dwa dni po swoich 42. urodzinach. Aktor przyszedł na świat w Bochni 7 września 1909 roku w rodzinie robotniczej. Studiował początkowo prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem jednak przeniósł się do Warszawy, gdzie w 1932 roku ukończył studia aktorskie. Nie odznaczał się wybitnym talentem, ale łatwo znalazł zatrudnienie kolejno w teatrach w Wilnie, Częstochowie i Katowicach, potem znów w Wilnie, gdzie zastał go wybuch II wojny światowej.
W okresie okupacji aktywnie działał w konspiracyjnym środowisku teatralnym w Wilnie, miał też bliżej nieokreślone kontakty z Armią Krajową. Skrzydła rozwinął dopiero po wojnie, zgłosiwszy akces do montowanego w Polsce nowego systemu. Arnold Szyfman (1882-1967), dyrektor Teatru Polskiego, zatrudnił go jako swego zastępcę, po czym, w nie całkiem jasnych okolicznościach, Martyka zajął jego miejsce (niektórzy sądzą, że młody aktor "wygryzł" starszego kolegę).
Jako dyrektor teatru Martyka zupełnie się nie sprawdził, więc po roku pozbawiono go tej posady. W tym czasie próbował swych sił jako urzędnik w Ministerstwie Kultury i Sztuki, ale szerzej znany stał się dzięki radiowej "Fali 49".
Audycja ta stała się jednym z symboli mrocznej epoki stalinizmu. Aktor bowiem nie tylko, jak pisze Hłasko, "wsadzał szpilkę w pupę Amerykanom", lecz także usprawiedliwiał komunistyczny terror, pokazowe procesy żołnierzy Armii Krajowej i zbrodnie bezpieki. Żołnierzy podziemia antykomunistycznego nazywał, zgodnie z wytycznymi władz, "faszystami", "sługusami imperializmu" i "zdrajcami".
Zasięg, jaki miała "Fala 49", oraz wpływ, jaki mogła wywrzeć w społeczeństwie odbudowującego się po wojnie kraju, były najprawdopodobniej głównymi motywami zbrodni z 9 września 1951 roku.
Rankiem tego dnia do mieszczącego się przy ulicy Szucha w Warszawie mieszkania Stefana Martyki weszło czterech młodych mężczyzn, utrzymujących początkowo, że są z Urzędu Bezpieczeństwa. Ogłuszywszy najpierw gosposię, a potem żonę propagandzisty - aktorkę Zofię Lidorfównę (1905-1975) - zabili aktora strzałem z pistoletu w głowę, po czym zbiegli.
Posłuchaj
Na zlecenie "Kraju"
Ofiarą zabójców padła postać z pierwszego szeregu "walki", śledztwu nadano więc najwyższy priorytet, ale przez wiele miesięcy służbom nie udało się wpaść na trop sprawców. Przełom nastąpił przez przypadek w czerwcu 1952 roku, gdy podczas próby włamania do poselskiego mieszkania schwytano Krystynę Metzger, członkinię podziemnej organizacji Krajowy Ośrodek-"Kraj". Gdy zajęli się nią specjaliści od brutalnego wyciągania informacji, opowiedziała im wszystko.
Zaczęły się poszukiwania członków "Kraju" i aresztowania. Czterech zabójców Martyki udało się pochwycić jeszcze w tym samym miesiącu, ale bezpieka chciała wyłapać możliwie najwięcej konspiratorów, więc przez kolejny miesiąc zatrzymała ponad setkę osób (byli to przeważnie studenci, częściowo także licealiści).
2 lipca 1952 roku funkcjonariusze UB chcieli aresztować także Zenona Sobotę (1906-1952), twórcę i dowódcę "Kraju". Ten, otoczony w swej kryjówce w Zwierzyńcu na Lubelszczyźnie, odebrał sobie życie, świadom tego, że w rękach bezpieki może spodziewać się tortur. W pokazowym procesie, jaki wkrótce zorganizowano, zabrakło więc jego zeznań, które mogły być kluczowe dla odpowiedzi na pytanie: dlaczego Martyka?
Dokonane przez podziemie zabójstwo osoby publicznej było w owym czasie ewenementem. Dlatego do dziś jeszcze spekuluje się, dlaczego to radiowy propagandzista został celem żołnierzy "Kraju". Niektórzy historycy podejrzewają prowokację UB, inni sądzą, że być może była to zemsta za współpracę Martyki z Gestapo w okupowanym Wilnie (brak na to jakichkolwiek dowodów) albo po prostu prewencyjna likwidacja człowieka, który mógł mieć jakieś informacje o wileńskiej AK.
Najbardziej prawdopodobne jest jednak, że egzekucję zlecił sam Zenon Sobota, który chciał "uciszyć" znienawidzonego radiowca.
"Akt terroru politycznego"
Postać założyciela "Kraju" jest zresztą dość niejednoznaczna i do dziś budzi kontrowersje. Zenon Sobota, posługujący się m.in. pseudonimem "Świda", był jednym z najaktywniejszych członków polskiego podziemia w czasie okupacji, żołnierzem ZWZ i AK, organizatorem wielu akcji bojowych z ramienia Kedywu. Jednocześnie podejrzewano go o tajną współpracę z Gestapo, jednak niczego nie udowodniono.
Znacznie więcej wiemy o jego współpracy ze stalinistami zaraz po wojnie. Aresztowany przez NKWD, dał się namówić do szpiegowania na rzecz komunizmu. Później zaczął robić karierę polityczną - powołano go nawet na stanowisko prezydenta Katowic. Coś musiało go jednak uwierać w tej sytuacji, bo istnieją przesłanki, że zaczął prowadzić (lub prowadził od początku) podwójną grę z nowymi władzami (według innych przypuszczeń po prostu nie był na rękę UB z racji swej akowskiej przeszłości).
Został aresztowany w 1948 roku, jednak udało mu się zbiec. Założył organizację "Kraj" i na nowo rozpoczął podziemną walkę, tym razem z komunistami. Do najgłośniejszych przygotowanych przez niego akcji należy wykolejenie pociągu towarowego z NRD. Utrzymywał również kontakty z ambasadą USA, której przekazywał raporty o sytuacji w PRL.
Posłuchaj
Egzekucja Stefana Martyki wydaje się nie pasować do niepodległościowej działalności "Kraju". Podobnie myślał sąd, który w 1993 roku miał zrewidować wyroki śmierci wydane w 1952 roku na czterech zabójców aktora - Ryszarda Cieślaka, Bogusława Pietrkiewicza, Tadeusza Kowalczuka i Lecha Śliwińskiego - a także adiutanta Zenona Soboty Tadeusza Ikulowskiego (cała piątka została pozbawiona życia 13 maja 1953 roku w warszawskim więzieniu).
O ile sąd III RP unieważnił część wyroku dotyczącą antykomunistycznej działalności wyżej wymienionych, to nie przychylił się do wniosku o pełną rehabilitację zabójców Martyki. W uzasadnieniu czytamy:
"Nie da się usprawiedliwić zamachu terrorystycznego, jakim było zastrzelenie we własnym mieszkaniu Stefana Martyki, ponieważ poświęcone dobro, którym było życie ludzkie, pozostało w rażącej dysproporcji do dobra, które zamierzano uzyskać. Zastrzelenie Stefana Martyki nie było gestem obronnym, lecz aktem terroru politycznego, który nie był i nie może być w przyszłości, jako środek politycznego działania, dopuszczony. Stefan Martyka był aktywnym propagatorem obcej i narzuconej społeczeństwu polskiemu ideologii i niewątpliwie wpływał przez swoją działalność na kształtowanie opinii publicznej. Bez względu jednak na ocenę tej działalności ograniczała się ona wyłącznie do sfery ideologicznej".
Źródło: Polskie Radio/Michał Czyżewski