Ekstraklasa. Pampersy, okrzyki i... plecy. Kibice czołowych ekip tracą cierpliwość

2024-05-07, 10:28

Ekstraklasa. Pampersy, okrzyki i... plecy. Kibice czołowych ekip tracą cierpliwość
Kibice Pogoni Szczecin. Foto: PAP/Marcin Bielecki

Przesłania, jakie chcieli przekazać swoim piłkarzom kibice Pogoni gradem pieluch, który spadł na murawę stadionu w Szczecinie, chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć. "Wyścig żółwi", którego stawką jest mistrzostwo Polski, zdążył jednak sfrustrować nie tylko fanów "Portowców" - również kibice innych ekip dawali wyraz swojemu niezadowoleniu, często w kreatywny sposób.

"Czy jesteście w stanie odbudować nasze zaufanie?" - pytali kibice Pogoni, wściekli po porażce w finale Pucharu Polski z pierwszoligową Wisłą Kraków. I rzeczywiście - "Portowcy" w ostatnich tygodniach ekipa ze Szczecina przegrała z Piastem Gliwice i zremisowała z Jagiellonią Białystok.

"Jaga" wygrała tylko jedno z ostatnich pięciu spotkań. Kibice w Białymstoku trzymają jednak nerwy na wodzy - "Duma Podlasia" wciąż bowiem jest liderem Ekstraklasy i na trzy kolejki przed końcem rozgrywek wydaje się najbliższa sięgnięcia po pierwszy w historii tytuł. Mimo fatalnej wiosny względnie dobre nastroje panują też we Wrocławiu - w stolicy Dolnego Śląska jeszcze niedawno trwała walka o utrzymanie, a dziś nadzieje na tytuł są wciąż żywe. 

Fani WKS-u również mieli niedawno powody do frustracji, gdy ich ulubieńcy przegrali z niemal zdegradowanym Ruchem Chorzów 2:3. Nastroje próbował tonować prezes Śląska Patryk Załęczny.

"Wasza ostatnia obecność na meczu była wyjątkowa i naprawdę mocno to przeżyłem, że nie zakończyliśmy tego pojedynku z kompletem punktów. Niestety, albo i stety też jestem człowiekiem i było mi po ludzku przykro (delikatnie pisząc). A łzy w oczach moich córek były najgorszym, czego mogłem tego wieczoru doświadczyć" - pisał działacz, zwracając się do kibiców.

Furia Legii, rezygnacja Lecha

Zdecydowanie najgoręcej jest w Warszawie i w Poznaniu. Najlepsze w ostatniej dekadzie kluby Ekstraklasy chcą powrócić na tron, ale fatalna końcówka sezonu w wykonaniu "Wojskowych" i "Kolejorza" nijak nie wskazuje na to, że marzenia staną się rzeczywistością.

Kompromitująca porażka 0:3 warszawian z Radomiakiem sprawiła, że stadion przy Łazienkowskiej 3 eksplodował. Kibice zaczęli obrażać prezesa Dariusza Mioduskiego oraz dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego. "Zieliński, ch... w statystyki, dla nas się liczą wyniki" - skandowali.

Dostało się również piłkarzom. "Tego mistrza mieć mogliście, ale wszystko zj..." - usłyszeli "Wojskowi" po ostatnim gwizdku.

Lechici "zebrali na uszy" w Chorzowie, gdzie właściwie stracili szanse na mistrzostwo Polski. Po fali bluzgów i wyzwisk kibice "Kolejorza" potraktowali swoich piłkarzy znaczącym milczeniem. Fani demonstracyjnie odwrócili się od murawy i jednocześnie od graczy.

"Wyścig żółwi" bije rekordy 

Mimo utyskiwań na poziom Ekstraklasy i faktu, że tegoroczny mistrz będzie najsłabszym od niepamiętnych czasów, ligowe rozgrywki biją rekordy frekwencji. 30. kolejka najlepszych polskich rozgrywek zgromadziła na stadionach aż 144 475 kibiców. Poprzedni najwyższy wynik wynosił 143 296 widzów i również padł w tym sezonie - konkretnie w 27. serii gier.

Rekord padł także w przypadku pojedynczego spotkania - na mecz Ruch Chorzów - Widzew Łódź przybyło nieco ponad 50 tys. kibiców. Choć obu zespołom, delikatnie mówiąc, nie wiedzie się najlepiej, tegoroczny wyczyn ich kibiców przetrwa zapewne kilka lat. 

Być może więc nieprzewidywalna, ale zacięta rywalizacja bardziej posłuży popularności polskiej ligi niż dominacja jednej drużyny. Oczywiście fani Legii, Lecha czy Jagiellonii woleliby, aby ich ekipa zdominowała rywali, ale liczby niezbicie dowodzą, że "wyścig żółwi" jest bardziej ekscytujący!

Czytaj także:

bg

Polecane

Wróć do strony głównej