Biden będzie jak Kwaśniewski? Niejednoznaczna kadencja prezydenta USA

Zmagania z pandemią, galopującą inflacją i kryzysem migracyjnym. Wycofanie żołnierzy z Afganistanu, wojny w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie, rozszerzenie NATO - kadencja ustępującego z urzędu przywódcy największego światowego mocarstwa przypadła na burzliwe czasy. Tym samym wymagała trudnych decyzji i wiele wysiłku, o czym Joe Biden przekonał się na własnej skórze, będąc ostatecznie zmuszonym do rezygnacji z walki o reelekcję. Jak w tych okolicznościach poradził sobie najstarszy prezydent w historii USA?

Łukasz Lubański

Łukasz Lubański

2024-11-03, 22:00

Biden będzie jak Kwaśniewski? Niejednoznaczna kadencja prezydenta USA
Prezydent Joe Biden. Foto: POOL/CNP/Cover Images/East News

Początek prezydentury Joe Bidena mógłby posłużyć za scenariusz do filmu Alfreda Hitchcocka. Po tym, jak Donald Trump i obóz republikanów kwestionował wyniki wyborów w 2020 r., a na Kapitolu doszło do bezprecedensowych scen, co poniektórzy mogli się wręcz zastanawiać, czy inauguracja kadencji demokraty w ogóle dojdzie do skutku.

Atmosfera po wyborach w 2020 r. była gęsta. Znamienne okazały się słowa Bidena, wypowiedziane jeszcze w trakcie kampanii wyborczej, na październikowym wiecu w Gettysburgu. - Dzisiaj po raz kolejny jesteśmy podzieleni - powiedział, nawiązując do słynnego przemówienia Abrahama Lincolna z 1858 r., w którym "uczciwy Abe" wzywał do przezwyciężenia podziałów i wzajemnej niechęci.

Walka z pandemią

Od początku kadencji Joe Biden mierzył się z szeregiem wyzwań. Pierwszym była pandemia COVID-19. Pochłonęła ona, według statystyk, życie ponad 1,2 mln Amerykanów. Inauguracja prezydentury przypadła akurat na jej największą falę, podczas której tygodniowo umierało ponad 20 tys. obywateli USA.

Biden szybko podpisał ustawę, za sprawą której rząd przeznaczył na walkę z pandemią blisko dwa biliony dolarów. Środki umożliwiły m.in. sprawną dystrybucję szczepionek czy wsparcie gospodarki, która została obciążona serią lockdownów.

REKLAMA

Barack Obama po rezygnacji Joe Bidena z tegorocznej walki o Biały Dom, napisał na swojej stronie internetowej, że ustępujący prezydent "wielokrotnie pokazał swój charakter". Dalej były prezydent wyliczał: pomógł zakończyć pandemię, stworzył miliony miejsc pracy, obniżył ceny leków na receptę".

- Kryzys covidowy mocno dotknął Amerykę. Mówimy o społeczeństwie starzejącym się, często z nieleczonymi chorobami przewlekłymi. Wynika to z tego, że w Stanach jest bardzo duży odsetek ludzi nieobjętych ubezpieczeniem zdrowotnym - wyjaśnia dr Mateusz Zaremba, politolog z Uniwersytetu SWPS, w rozmowie z portalem polskieradio24.pl.

Ekspert uważa, że polityka administracji Bidena w obliczu pandemii "w znacznej części" była właściwa.

Inwestycje ekipy Bidena

Kadencja Bidena wiąże się z szeregiem inwestycji, m.in. na rzecz polityki klimatycznej, w tym ograniczania emisji gazów cieplarnianych, na rzecz polityki społecznej, np. w sprawie programów socjalnych czy warunków pracy. Objęły one też np. infrastrukturę.

REKLAMA

Niewątpliwie nie wszystko udało się zrealizować. Prof. Tomasz Żyro, politolog i amerykanista z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że mimo programu wielkich inwestycji rządowych, polityka wewnętrzna Bidena na różnych polach zakończyła się fiaskiem. - Widać to wyraźnie na przykładzie sytuacji w mieszkalnictwie. To jest w Stanach wielki problem. Wynika on z inflacji, której administracja demokratów nie zdołała powstrzymać - mówi ekspert portalowi polskieradio24.pl.

Politolog podkreśla, że "nie można powstrzymać inflacji zadłużając się w sposób niesłychany i pogłębiając deficyt budżetowy". - Problem stanowią m.in. ogromne wydatki rządowe, i to w różnych sektorach. Tymczasem dla wyborcy w USA podstawowe problemy są oczywiste: po pierwsze - ekonomia; po drugie - ekonomia; po trzecie - imigracja - dodaje.

"Nie przyjeżdżajcie"

Problemem, którego nie udało się rozwiązać Joe Bidenowi, jest z pewnością kryzys migracyjny. - To jest bardzo istotna sprawa, choć wyborców demokratycznych aż tak bardzo nie interesuje. Inaczej jest jednak w przypadku tzw. wyborców niezależnych - komentuje prof. Żyro.

Za kwestię migracji od pewnego momentu stała się odpowiedzialna wiceprezydent, obecnie zaś kandydatka na urząd prezydenta Kamala Harris. Jej starania okazały się nieskuteczne. - Mimo różnych głośnych zabiegów, np. wyjazdów na granicę z Meksykiem, problem nie tylko pozostał, ale wręcz narasta - analizuje politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

REKLAMA

Szerokim echem odbiły się także jej wizyty w Ameryce Środkowej. - Nie przyjeżdżajcie - w tych bezpośrednich słowach Harris zwróciła się do obywateli Gwatemali.

Afganistan. Wizerunkowa klapa?

Kadencja Bidena przypadła również w czasie turbulencji na arenie międzynarodowej. Choć pierwszą decyzją, która zwróciła uwagę całego świata, było całkowite wycofanie armii USA z Afganistanu.

Mateusz Piotrowski, analityk ds. Stanów Zjednoczonych z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, pisał jesienią 2021 r., że "kwestia wycofania z »niekończących się wojen«” w Afganistanie i Iraku jest jednym z nielicznych elementów amerykańskiej polityki zagranicznej, które stale przykuwają uwagę wyborców". Zwracał m.in. uwagę na zmęczenie społeczeństwa wieloletnim konfliktem, jak i na olbrzymie pieniądze przeznaczane na siły zbrojne i weteranów.

Badacze z Uniwersytetu Browna wyliczyli, że koszty interwencji USA w Afganistanie przekroczyły 2,2 bln dol.

REKLAMA

Sposób, w jaki dokonano wycofania wojsk z Afganistanu, uderzył niewątpliwie w prestiż i wizerunek mocarstwa. Przypomnijmy: po przejęciu władzy przez talibów w połowie sierpnia 2020 r., Amerykanie przeprowadzili chaotyczną ewakuację ludności cywilnej. Światowe media obiegły dramatyczne sceny z lotniska w Kabulu, ukazujące tłum zdesperowanych cywilów, pragnących uciec przed rządami radykałów.

Co więcej, sytuację wykorzystali terroryści z ISIS Chorasan (ISIS-K). W samobójczym ataku, przeprowadzonym na lotnisku, zginęło blisko 200 osób, w tym 13 żołnierzy USA, a wielu cywilów zostało rannych.

Zdjęcia amerykańskich wojskowych poległych w zamachu terrorystycznym w Kabulu Zdjęcia amerykańskich wojskowych poległych w zamachu terrorystycznym w Kabulu

Dr Mateusz Zaremba zaznacza, że nie mamy jednak pełnego obrazu sytuacji. - Nie posiadamy wystarczających informacji, aby wydać kompletną ocenę. Wielu komentatorów podejmuje się oceny wydarzeń militarnych, podczas gdy dostęp do danych jest szczątkowy - mówi politolog, dodając, że decyzja o wycofaniu żołnierzy musiała być poprzedzona szczegółowym audytem misji wojskowej na Bliskim Wschodzie.

Obroniona suwerenność Kijowa

Nie lada wyzwaniem dla Białego Domu była (i wciąż jest) pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę. I tu trzeba postawić sprawę jasno: bez ogromnego wsparcia, udzielonemu Kijowowi przez Waszyngton - przede wszystkim na niwie militarnej, ale też gospodarczej, logistycznej czy dyplomatycznej - nie byłoby dziś suwerennej Ukrainy.

REKLAMA

Joe Biden i Wołodymyr Zełenski w soborze św. Michała o Złotych Kopułach. Kijów, 20 lutego 2023 r. Joe Biden i Wołodymyr Zełenski w soborze św. Michała o Złotych Kopułach. Kijów, 20 lutego 2023 r.

Sukcesem Bidena jest także rozszerzenie - w obliczu rosyjskiej agresji - NATO. Nie byłoby akcesji Szwecji i Finlandii do Sojuszu bez zgody Waszyngtonu.

Wojna w Ukrainie. "Zabrakło konsekwencji"

Jednakże w drugiej połowie 2022 r., gdy Ukraińcy prowadzili ofensywę na kilku kierunkach frontu, odbijając m.in. Chersoń, a Zachód zjednoczył się i na masową skalę wspierał Kijów - znowu: kluczowa była tu postawa Stanów Zjednoczonych - wydawało się, że Ukraina może wygrać wojnę. Armia rosyjska miała wówczas poważne problemy, w tym z mobilizacją. W tym momencie Zachód nie zdecydował się jednak dozbroić sojusznika - prowadzącego heroiczną walkę z żołnierzami Putina - w sposób, który pozwoliłaby ukraińskim żołnierzom pójść za ciosem i zrealizować ten scenariusz.

- Za sprawą Joe Bidena agresja Rosji na Ukrainę stała się kwestią amerykańską i globalną. Z czasem pojawił się jednak dylemat natury strategiczno-detalicznej, czyli pytanie: jak wspomagać Ukrainę? Jakimi środkami? W pewnym momencie zabrakło konsekwencji w działaniach - zauważa prof. Tomasz Żyro.

Część komentatorów ocenia, że źródłem takiej postawy Białego Domu była obawa przed całkowitą klęską armii rosyjskiej, albowiem mogłoby ona doprowadzić, jak wskazują, m.in. do wojny Rosji z NATO, w tym do eskalacji nuklearnej.

REKLAMA

- Porażka Rosji jest chwytem medialnym. Doprowadzenie do tego byłoby bardzo trudne. Natomiast od Stanów Zjednoczonych można było oczekiwać większego zdecydowania. Waszyngton dysponuje całym repertuarem środków w postaci m.in. perswazji, nacisków, ale też potajemnych spotkań dyplomatycznych. W ten sposób można było pewne sprawy rozwiązać - ocenia prof. Żyro.

W obecnej sytuacji, gdy siły zbrojne Ukrainy mierzą się z coraz większymi problemami, z kolei Rosjanie mają inicjatywę na froncie i nabierają rozpędu, wydaje się, że nie ma dobrego - z punktu widzenia Kijowa i Zachodu - scenariusza zakończenia wojny.

Prof. Żyro uważa, że "brak zdecydowania USA jeszcze mocniej objawia się obecnie na Bliskim Wschodzie" - także pogrążonym w wojnie.

- Joe Biden na pewno nie zaszkodził mocarstwowej pozycji Stanów Zjednoczonych. Ale nie zrobił też kroku, który byłby nowym otwarciem i wzmocnił tę pozycję, który zredefiniowałby ją, zwłaszcza w obliczu rosnącej potęgi gospodarczej Chin - uważa z kolei dr Mateusz Zaremba.

REKLAMA

Najmłodszy senator i najstarszy prezydent

Tak samo burzliwy jak początek, jest również koniec prezydentury Joe Bidena. Można powiedzieć, że nie wytrzymał jej trudów. W kuluarach mówiono o jego problemach zdrowotnych, m.in. o pogłębiającej się demencji. Ostatecznie, po czerwcowej debacie z Donaldem Trumpem, w której wypadł bardzo niekorzystnie - zdecydował się, będąc pod presją otoczenia, zrezygnować z ubiegania się o reelekcję.

- Od początku byłem zdania, że Joe Biden nie wytrzyma trudów prezydentury, która jest niezwykle wymagająca fizycznie i mentalnie - zaznacza prof. Żyro. Amerykanista przypomina tezę Donalda Trumpa, który uważa, że Biden został przymuszony do rezygnacji przez swoje środowisko polityczne i że był to swego rodzaju zamach stanu.

Zobacz też:

- Koniec prezydentury Joe Bidena pokazuje pewien problem generacyjny w USA. Biden zostanie zapamiętany jako jeden z najmłodszych senatorów, ale też jako najstarszy prezydent, który ustępuje z racji wieku i kondycji fizycznej - mówi dr Zaremba.

Senator Joe Biden (z lewej) podczas spotkania z nową przywódczynią brytyjskiej Partii Konserwatywnej Margaret Thatcher. Obok stoi senator John Sparkman. Waszyngton, 18 września 1975 r. Fot. Benjamin E. "Gene" Forte/CNP/AdMedia/Capital Pictures/EAST NEWS Senator Joe Biden (z lewej) podczas spotkania z nową przywódczynią brytyjskiej Partii Konserwatywnej Margaret Thatcher. Obok stoi senator John Sparkman. Waszyngton, 18 września 1975 r. Fot. Benjamin E. "Gene" Forte/CNP/AdMedia/Capital Pictures/EAST NEWS

Nieoczywista kadencja

Prezydent Biden w ostatnich dniach dolał oliwy do i tak zaognionej już kampanii wyborczej, określając wyborców Trumpa mianem "śmieci". Wprawdzie za to przeprosił, jednak komentatorzy wskazują, że wyświadczył Kamali Harris niedźwiedzią przysługę.

REKLAMA

Trudno jednak jednoznacznie ocenić prezydenturę Joe Bidena. Zwłaszcza mając na względzie burzliwe czasy i ogrom stojących przed nim wyzwań. Według dr. Zaremby, do wydania kompletnej oceny jego kadencji potrzebna jest pewna perspektywa.

- Oceny polityków z biegiem czasu się zmieniają. Dobrym przykładem jest Aleksander Kwaśniewski, którzy odchodził z polityki w atmosferze skandalu po tym, jak ułaskawił Zbigniewa Sobotkę [polityka SLD, byłego wiceszefa MSWiA, oskarżonego w tzw. aferze starachowickiej - red.]. Tymczasem obecnie, w sondażach czy rankingach zaufania, dla znacznej części społeczeństwa był on najlepszym prezydentem w najnowszej historii Polski - zauważa politolog z Uniwersytetu SWPS.

Czytaj także:

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej