KGB wysuwa ręce do Polski. Realizuje nowy plan Łukaszenki
Reżim Łukaszenki grozi Białorusinom za granicą, biorącym udział w manifestacjach prodemokratycznych. Prześladuje ich rodziny, które zostały na Białorusi. Na tak dużą skalę to coś nowego i tego jeszcze nie widzieliśmy. Opozycja ostrzega też, że do państw UE trafiły grupy sabotażowe KGB. To wszystko może oznaczać, że reżim Łukaszenki rozpoczął nową operację przeciw diasporze. W tym kontekście zaginięcie ważnej działaczki opozycji białoruskiej szczególnie niepokoi. Nie wiemy jednak na razie, co dokładnie jej się przydarzyło.
2025-03-29, 13:37
Zaginięcie działaczki opozycji - szefowej niezależnego parlamentu
A chodzi o zniknięcie Anżeliki Mielnikawej, która jest przewodniczącą białoruskiego parlamentu na uchodźstwie. Sprawę tę badają polskie służby. Wszyscy wciąż mają nadzieję, że doszło do nieporozumienia. Wiadomo, że byly mąż kobiety wyjechał na Białoruś. A ona sama znajduje się poza granicami Polski.
Niepokoi okoliczność, że w ostatnim czasie reżim Łukaszenki mocniej uderza w diasporę, uchodzców z Białorusi i chce ich uciszyć. Można wnioskować, że ruszyła nowego typu operacja Alaksandra Łukaszenki, zapewne w porozumieniu z Władimirem Putinem.
KGB zwiększyło prześladowania diaspory - naciska na rodziny, konfiskuje majątki
W tym roku reżim białoruski intensywniej niż dotąd próbuje zastraszyć białoruską diasporę. Najwyraźniej nie chce widzieć żadnych znaków sprzeciwu. Białorusini apelują do Polaków o pomoc, jako że prześladowanie osób będących na terenie UE jest przestępstwem, które może być ścigane w krajach unijnych.
- Wszyscy będący teraz na tej scenie doświadczyli prześladowań w związku z tym, że przygotowali prodemokratyczny marsz diaspory w Warszawie z okazji Dnia Wolności - tak powiedziała Polskiemu Radiu działaczka pragnąca zachować anonimowość. Chodziło o prześladowanie rodzin tych osób, które pozostały na Białorusi. Parę dni wcześniej złożyły im wizytę służby Łukaszenki. Przeprowadzały przeszukania, groziły.
REKLAMA
Z kolei wicepremier w rządzie Swiatłany Cichanouskiej Paweł Łatuszka mówił na początku tygodnia portalowi PolskieRadio24.pl, że przed marszem kilkanaście osób dostało ostrzeżenia od reżimu i wezwania, by nie brały udziału w manifestacji z okazji Dnia Wolności.
Ludzie w maskach
Na warszawską manifestację wiele osób przyszło w maskach i okularach przeciwsłonecznych, z dokładnie zasłoniętymi twarzami. Organizatorzy marszu przypominali o konieczności ochrony swojej tożsamości w swoich wezwaniach.
Wiadomo było, że nie są to czcze pogróżki. W związku z udziałem w demonstracjach przeciwko kolejnym sfałszowanym wyborom, które miały miejsce 26 stycznia, reżim wszczął, wedle wiedzy opozycji, w tym Pawła Łatuszki, 400 spraw karnych. Ludzi rozpoznano na podstawie zdjęć i filmów z różnych krajów świata.
Jeden z byłych więźniów politycznych powiedział portalowi PolskieRadio24.pl w Dniu Woli, że przed tym świętem do jego bliskich z Białorusi przyszli ludzie reżimu. Podkreślił, że to dotyczy nie tylko jego, ale być może niektóre osoby nie chcą jeszcze o tym mówić. Powiedział także, że ewakuacja Białorusinów prześladowanych przez reżim jest w ostatnim czasie jeszcze trudniejsza, ze względu na nowe niesprzyjające okoliczności.
REKLAMA
Parę dni później okazało się, że reżim nie poprzestał na pogróżkach. W piątek oznajmiono, że na marszu z okazji Dnia Woli 23-25 marca reżim zidentyfikował blisko 300 osób.
Operacja KGB się nasila
Diaspora białoruska jest nastawiona proniepodległościowo, prodemokratycznie, proukraińsko i przeciwko reżimom Władimira Putina i Alaksandra Łukaszenki. Tak samo, jak opozycja i duża część Białorusinów w kraju.
Na terytorium Białorusi sprzeciw udało się ściszyć przez represje - tysiące ludzi w więzieniach, są kary za reposty, lajki, tortury za udział w protestach i wyrażanie swojego zdania, czy za "obrazę Łukaszenki".
Jednak diaspora zorganizowała się całkiem dobrze i organizuje marsze, przekazuje informacje o nastrojach z Białorusi, ma swoje źródła w służbach, ma swoich partyzantów. I mimo wysiłków propagandy Łukaszenki, świat wie, że Białorusini są siłą zmuszani do milczenia i bardzo wielu z nich nie zgadza się z reżimami w Moskwie i w Mińsku. Że chcą dla swojego kraju wolności i niezależności, a nie losu mięsa armatniego w rosyjskich wojnach przeciw europejskim krajom.
REKLAMA
To stoi ością w gardle Putina, który chciałby, aby cały świat myślał, że Białorusini razem z nim rwą się walczyć przeciwko Ukrainie i NATO. Moskwa bardzo pragnie ich do tego zmusić. A już jesienią na Białorusi będą miały miejsce osławione białorusko-rosyjskie ćwiczenia strategiczne Zapad. Mogą one pozwolić na sformowanie grupy uderzeniowej z punktem wyjścia z Białorusi, jeśli Rosja będzie miała takie plany - tak uważają niektórzy eksperci.
Dlatego opozycja, która jest głosem białoruskiego narodu, dowodem na jego niezależność i europejskość, jest przeszkodą na drodze obu reżimów. Przypomina też o niezależności Białorusi, a Putin wolałby, aby świat myślał, iż Białorusini chcą się przyłączyć do Rosji i czują się Rosjanami. Opozycja przypomina też swojemu społeczeństwu, jaki los czeka je w kraju podporządkowanym Rosji - rola mięsa armatniego w wojnie Putina. I że czeka je wyparcie języka, kultury i tożsamości europejskiej.
Niepokojące wzmożenie reżimu
Ostatnie miesiące to czas szczególnie bezprecedensowych działań reżimu przeciwko opozycji za granicą. Wszyscy mają nadzieję, że zniknięcie Anżeliki Mielnikowej przewodniczącej białoruskiego parlamentu na uchodźstwie nie jest z tym związane.
Z kobietą nie ma kontaktu od początku tygodnia. Sprawą zajęły się polskie służby. Początkowo apelowały o nierozgłaszanie tej wiadomości.
REKLAMA
Teraz Rada Koordynacyjna ujawniła, że 25 marca ustał kontakt z przewodniczącą parlamentu. Kobieta mieszkała w Warszawie z dwiema córkami w wieku 6 i 12 lat. Według mediów w ostatnim czasie wyjechała do Wielkiej Brytanii. Jej dalsze losy nie są znane. Wiadomo jednak, że jej były mąż wyjechał na Białoruś i tam mieszka.
Paweł Łatuszka, do którego frakcji Narodowy Zarząd Antykryzysowy, należy Mielnikowa, 25 marca podał informację o jej zaginięciu służbom.
W styczniu tego roku w Warszawie odbyły się przesłuchania parlamentarne Rady Koordynacyjnej. Zebrali się przedstawiciele wszystkich frakcji. Na posiedzenie zaproszeni byli także gościnnie polscy polityyc zajmujący się od lat problemami Białorusi Robert Tyszkiewicz i Grzegorz Schetyna.
Reżim prowadzi represje wobec Rady Koordynacyjnej na bardzo dużą skalę. Od 28 listopada 2023 roku do początku grudnia na Białorusi przeprowadzono kilkaset przeszukań w miejscach zamieszkania osób, które brały udział w organizowaniu wyborów do tego parlamentu. Białorusini wybierali bowiem członków tego ciała przez internet. Nakazy przeszukania w domach członków rady (znajdujących się oczywiście na emigracji) i innych osób wydano m.in. na podstawie paragrafów kodeksu karnego o zdradzie państwa i spisku.
REKLAMA
Grupy sabotażowe
Opozycja białoruska spotykała się z groźbami pod swoim adresem. Szczególnie wiele gróźb odbierał Paweł Łatuszka. Groził mu bezpośrednio Alaksandr Łukaszenka, pojawiały się "fejkowe" filmiki pokazujące rzekome porwanie Łatuszki. W końcu w Polsce ktoś zlecił zabójstwo Pawła Łatuszki - tą sprawą w 2024 roku zajęła się polska prokuratura.
Teraz pojawiły się informacje o tym, że w KGB powstała specjalna komórka, zajmująca się zwalczaniem opozycji demokratycznej. Poinformował o tym w marcu Paweł Łatuszka, przed marszem w Dzień Woli.
Z kolei organizacja byłych pracowników służb Białorusi BYPOL dowiedziała się, że do państw Unii Europejskiej posłano grupy sabotażowe.
Jak informuje BYPOL, białoruskie siły bezpieczeństwa utworzyły specjalne grupy sabotażystów, składające się z pracowników białoruskiego KGB. - Tak zwani uśpieni agenci, którzy pozostają nieaktywni do odwołania. - Do ich obowiązków należy monitorowanie działalności agencji Unii Europejskiej, korporacji prywatnych i fundacji międzynarodowych, finansujących "propagandę wywrotową" przeciwko reżimowi Łukaszenki, a także ewentualne przeprowadzanie operacji specjalnych, w tym porwań i likwidacji wpływowych postaci opozycji - ostrzegł w marcu BYPOL.
REKLAMA
Jak przekazało źródło BYPOL-u, "inicjatywa ta wyszła od najbliższego współpracownika Łukaszenki, Wiktora Szejmana", "który obecnie nie piastuje żadnego oficjalnego stanowiska, ale nadal aktywnie uczestniczy w tajnych projektach reżimu". Strona rosyjska jest świadoma tej decyzji i obiecała udzielić pomocy, jeśli zajdzie taka potrzeba - wskazują źródła.
Szejman jest współodpowiedzialny za zabójstwa i porwania białoruskich polityków, których dokonano jeszcze pod koniec lat 90.
Dzień Wolności
W tym kontekście warto wyjaśnić, jakie przesłanie niesie ze sobą tzw. Dzień Wolności, który tak denerwuje łukaszenkowskie i putinowskie władze. W tym roku Białorusini organizowali jego obchody w Warszawie w niedzielę 23 marca, by więcej osób mogło wziąć w nich udział.
Dzień Woli 25 marca to najważniejsze święto narodu białoruskiego, zakazane de facto przez reżim Łukaszenki, przestrzegający poradzieckiego kalendarza obchodów, takich jak rocznica rewolucji październikowej. A dla odmiany Dzień Woli przypomina o proklamowaniu pierwszego białoruskiego państwa w 1918 roku, ale także o długotrwałej europejskiej tradycji Białorusinów, wywodzącej się z Wielkiego Księstwa Litewskiego.
REKLAMA
Białorusini niosą na marszach 25 marca swoje tradycyjne barwy - biało-czerwono-białe i herb Pogoni, którą dzielą z Litwą. Łukaszenka pod dojściu do władzy zmienił symbole państwowe na tzw. pobolszewicką "kapustę" i czerwono-zielone barwy. - Gdy widzimy kolory zielony i czerwony, nawet gdy ktoś jest tak ubrany, wciąż reagujemy na to szokiem, do tej pory kojarzą się z dyktaturą - mówiła portalowi polskiradio24.pl jedna z uczestniczek marszu. Jak dodawała - to samo dotyczy policji. Wielu Białorusinów potrzebowało dużo czasu, by pozbyć się odczucia strachu na widok munduru. Chodzi o to, że na Białorusi wielu uchodźców doświadczyło pobicia czy innej przemocy ze strony tamtejszych milicjantów i funkcjonariuszy służb specjalnych.
Dzień Woli przypomina zatem europejskie wielusetletnie dziedzictwo Białorusi. Ale to wiąże się także z odrzuceniem teorii Putina, że narody białoruski i ukraiński nie istnieją, a ich języki to dialekty. I że nie jest tak, że historia Białorusi zaczęła się w 1918 roku ani że Rosja nie jest dobrodziejem Białorusinów, bo wręcz przeciwnie, okupuje ich kraj i wykorzystuje do agresji przeciwko innym państwom.
Uczestnicy święta Dnia Woli czują się Europejczykami. Przypominają, że ich kraj, ich kultura należą do wieków do Europy. Na marszach oprócz hasła "Żywie Biełaruś" słychać równie często "Sława Ukrainie", "Niech żyje Polska", "Mińsk-Warszawa wspólna sprawa", "Za naszą i waszą wolność".
Białorusini wierzą, że będą mogli kiedyś wrócić na Białoruś. Podkreślają, że w tym czasie starają się rozwijać swoją tożsamość i kulturę w Polsce, i za taką możliwość są bardzo wdzięczni Polakom. Wierzą, że ta przyjaźń zaowocuje w przyszłości w relacjach obu państw, gdy Białoruś będzie już wolna.
REKLAMA
- KGB uderza w Białorusinów w Polsce. Apelują o pomoc
- Mąż wnuczki Łukaszenki nieźle się urządził. Rybny biznes z ludźmi Putina
- "Atak Rosji byłby ludobójstwem". Pułkownik ostrzega NATO przed błędem
- Przesmyk suwalski na oku Kremla. Wojskowy ostrzega Polskę i Litwę
***
Źródło: X/Telegram/Inne/agkm
REKLAMA