Biały dym na konklawe. Dziś łatwo go otrzymać, dawniej był to niemały problem

Tłum wiernych na placu św. Piotra wpatruje się w komin na dachu Kaplicy Sykstyńskiej. Wszyscy czekają na pojawienie się dymu: jaki będzie jego kolor? Dziś to chyba najbardziej znany element konklawe, ale nie zawsze tak było.

2025-05-06, 14:00

Biały dym na konklawe. Dziś łatwo go otrzymać, dawniej był to niemały problem
Z lewej: biały dym obwieszczający wybór papieża Franciszka w 2013 roku. Z prawej: dym informujący o nieważnym głosowaniu podczas konklawe w 1878 roku. Foto: PAP/Radek Pietruszka / Wikimedia/domena publiczna

Nera albo bianca

Każdego dnia konklawe (z wyjątkiem pierwszego) przeprowadza się cztery tury głosowań - dwa rano i dwa po południu. Kolory są dwa: czarny i biały. Każdy katolik wie, że czarny dym (fumata nera) oznacza, że w głosowaniach, które właśnie odbyły się za zamkniętymi drzwiami Pałacu Apostolskiego w Watykanie, nie dokonano jeszcze wyboru papieża. Zgodnie z przepisami dotyczącymi konklawe było to głosowanie nieważne, czyli takie, w którym żaden kandydat nie uzyskał dwóch trzecich głosów Kolegium Kardynałów zgromadzonego w Kaplicy Sykstyńskiej.

W przypadku braku rozstrzygnięcia sto kilkadziesiąt kart, na których duchowni wpisują nazwisko potencjalnego papieża, zostaje więc spalonych w specjalnie do tego przeznaczonym piecu, który połączony jest z kominem widocznym z placu św. Piotra. To samo dzieje się, jeśli szczęśliwie dwie trzecie lub więcej kardynałów wskazało jednego kandydata, który tym samym staje się nowym papieżem. Wówczas jednak dym wydobywający się z komina jest biały (fumata bianca).

Przed oficjalnym ogłoszeniem "habemus papam" z balkonu bazyliki św. Piotra (loggia benedizioni) dym jest jedynym sygnałem, za pomocą którego Kolegium Kardynałów daje znać Watykanowi i reszcie świata, co dzieje się w Kaplicy Sykstyńskiej. Dlatego właśnie komin Pałacu Apostolskiego i to, co z niego wypływa, stało się tak ważnym symbolem początku nowego pontyfikatu.

REKLAMA

Jednak zwyczaj ten na tle długiej i bogatej historii Kościoła jest stosunkowo świeżej daty, a jego strona techniczna sprawiała tak wiele problemów, że radzenie sobie z nimi trwało aż do drugiej dekady XXI wieku, a być może będzie jeszcze przedmiotem troski w przyszłości.

Ogień, komin i armata

Frederic J. Baumgartner w książce "Za zamkniętymi drzwiami. Historia konklawe" pisze, że pierwsza wzmianka o dymie rozumianym jako informacja o przebiegu papieskich wyborów dotyczy elekcji w 1823 roku, przy czym ze źródeł wynika, że wysyłanie tego rodzaju sygnałów nie było wcale intencją kardynałów w Kaplicy Sykstyńskiej. Potrzeby ludu musiały jednak być zauważone przez Kościół, bowiem to właśnie w ciągu XIX wieku utrwalił się zwyczaj "wiadomości dymnych" podczas konklawe.

Źródła tej praktyki sięgają jednak wiele wieków wstecz i nie mają niczego wspólnego z chęcią dzielenia się informacjami. Karty do głosowania palono zapewne już na przełomie XIII i XIV wieku, gdy został wprowadzony obowiązek ich używania podczas elekcji (wcześniej wybór odbywał się przez aklamację), a pierwsza historyczna wzmianka na ten temat pochodzi z 1417 roku. Rzucenie kart w ogień miało na celu prawdopodobnie utrzymanie tajności głosowania.

Komin na Kaplicy Sykstyńskiej montowany jest za każdym razem na nowo przed kolejnym konklawe. Na zdjęciu strażacy instalują komin 2 maja 2025 roku. Fot. Grzegorz GALAZKA/East News Komin na Kaplicy Sykstyńskiej montowany jest za każdym razem na nowo przed kolejnym konklawe. Na zdjęciu strażacy instalują komin 2 maja 2025 roku. Fot. Grzegorz GALAZKA/East News

Odkąd konklawe zaczęto organizować w Kaplicy Sykstyńskiej, pojawił się problem dymu powstającego podczas niszczenia kart. Obawiano się, jak wpłynie on na stan tamtejszych fresków. Najpierw wymyślono piecyk w kształcie piramidki, zaś od XVIII wieku palenisko zostało podłączone do komina, przez który dym wydobywał się na zewnątrz budynku. I właśnie od tamtej pory każdy, kto znalazł się w pobliżu, mógł łatwo wywnioskować, co właśnie w tym momencie robią niewidoczni kardynałowie.

REKLAMA

Od początku jednak dym nad Kaplicą Sykstyńską miał jeden kolor - szary lub białawy - i w owej epoce nie mówił jeszcze niczego gapiom w Watykanie, bo palono wszystkie karty, zarówno z głosowań nieważnych, jak i tych rozstrzygających. Rzeczywistym sygnałem było złamanie pieczęci na drzwiach prowadzących na loggia benedizioni, a także (co najmniej od 1644 roku) huk wystrzału armatniego i bicie rzymskich dzwonów, które ogłaszały całemu miastu, że tron Stolicy Apostolskiej znowu jest zajęty.

W zasadzie to mogłoby wystarczyć, ale widocznie dym miał więcej uroku, skoro w XIX wieku to właśnie on stał się pierwszym źródłem informacji o wyniku głosowań. Wówczas zaczęto wrzucać w ogień wyłącznie karty z nieważnych tur. Jeśli więc wierni na placu św. Piotra zobaczyli, że z komina wypływa dym, wiedzieli, że jeszcze nie wybrano nowego papieża. Kiedy jednak w porze, w której powinno zakończyć się głosowanie, dymu nie było widać, wszyscy wiedzieli, że za chwilę na balkonie pojawi się kardynał protodiakon, by ogłosić imię nowego Ojca Świętego.

Wierni na placu św. Piotra obserwują dym z komina Kaplicy Sykstyńskiej podczas konklawe w 1878 roku. Fot. Wikimedia/domena publiczna Wierni na placu św. Piotra obserwują dym z komina Kaplicy Sykstyńskiej podczas konklawe w 1878 roku. Fot. Wikimedia/domena publiczna

Chemicy na ratunek

Dzieje watykańskiego dymu to historia komplikowania, choć nie od początku zdawano sobie z tego sprawę. Z 1914 roku pochodzi pierwsza wzmianka o kolorystycznym rozróżnieniu dymów i związanym z tym niuansowaniem przekazu. To właśnie wtedy po turze głosowania nieważnego wraz z kartami palono wiązkę wilgotnej słomy, której spalanie zabarwiało dym na czarno (fumata nera). Gdy zaś udało się wyłonić papieża, spalono same karty, czego efektem był zwykły jasny dym z płonącego papieru.

REKLAMA

Już podczas kolejnego konklawe w 1922 roku okazało się, że mokra słoma zapala się dłużej niż papier. Wskutek tego oczom zdezorientowanych wiernych po nieudanych głosowaniach ukazał się najpierw biały dym, który dopiero po chwili nabrał koloru czerni. Podobnie było w 1939 roku, gdy dopiero chluśnięcie wodą w ogień sprawiło, że dym po nieważnej turze przestał być biały. Co więcej - w różnych warunkach pogodowych różnice odcieni bywały mało widoczne, w Watykanie zaczęto się więc zastanawiać, jak można poprawić sytuację.

Zaczęto od metod naturalnych. Od 1958 roku używano w kartach do głosowania laku z pszczelego wosku, nadającego dymowi kolor bieli. W celu poczernienia dymu nadal stosowano słomę. Wciąż jednak łatwo można się było pomylić. Niepewność co do barwy dymu podczas konklawe w 1958 roku stało się zarzewiem teorii spiskowej głoszonej m.in. przez sedewakantystów, że tamtego roku wybrano tak naprawdę kogoś innego niż Jan XXIII, ale zmieniono decyzję pod presją polityki międzynarodowej.

Wreszcie Stolica Apostolska postanowiła zwrócić się do specjalistów. Na początku lat 60. chemicy na zlecenie Watykanu opracowali mieszanki substancji barwiących dym. Począwszy od konklawe w 1963 roku czarny dym uzyskuje się przez dodanie do kart nadchloranu potasu, antracenu i siarki, biały zaś dzięki chloranowi potasu, laktozie i kalafonii.

W 2013 roku dodano do tego drugi piec, w którym pali się tzw. bomby dymne, dające gęsty i wyraźny dym żądanego koloru, zaś od 2005 roku pomyślne zakończenie konklawe obwieszczane jest dodatkowo biciem dzwonów, co jest de facto powrotem do wspomnianej wcześniej praktyki XVII-wiecznej. W tej chwili jedynym elementem tradycji, który porzucono, jest więc wystrzał z armaty. Kto wie, czy jeszcze go kiedyś nie usłyszymy.

REKLAMA

Biały dym obwieszczający wybór papieża Franciszka 13 marca 2013 roku. Fot. PAP/Radek Pietruszka Biały dym obwieszczający wybór papieża Franciszka 13 marca 2013 roku. Fot. PAP/Radek Pietruszka

Źródła:

  1. Frederic J. Baumgartner, "Behind Locked Doors: A History of the Papal Elections", Londyn 2003
  2. "Conclave, montato il comignolo sulla Sistina da martedì le prime fumate", "La Repubblica", 9 marca 2013

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej