Koniec ery w UFC. Jon Jones mówi "pas". Tak odchodzi najlepszy fighter w historii

Jon "Bones" Jones oficjalnie ogłosił zakończenie kariery w MMA, zamykając jeden z najbardziej kontrowersyjnych, ale jednocześnie fascynujących rozdziałów w historii UFC. Największy zawodnik w organizacji, trzymający w garści szereg rekordów, ale też nie dając zapomnieć o swojej mrocznej stronie.

Paweł Słójkowski

Paweł Słójkowski

2025-06-22, 11:06

Koniec ery w UFC. Jon Jones mówi "pas". Tak odchodzi najlepszy fighter w historii
Jon Jones zakończył karierę. Zawodnik UFC przeszedł do historii. Foto: KENA BETANCUR/AFP/East News

Dominacja przez lata. Jon Jones rozdawał karty w UFC

Decyzja 37-letniego mistrza wagi ciężkiej była czymś, czego można było się spodziewać - wciąż jednak trudno nie czuć żalu, że końcówka tej niesamowitej kariery była rozwleczona przez kontuzje, przeciągające się oczekiwanie na kolejne walki i brak pojedynku z walczącym o to przez lata Tomem Aspinallem. Nie zmienia to jednak faktu, że Jon Jones odchodzi na emeryturę jako najlepszy fighter w historii organizacji.

Po raz ostatni pojawił się w oktagonie pół roku tego, kiedy w listopadzie 2024 roku, kiedy efektownie pokonał Stipe Miocicia, kolejnego z zasłużonych zawodników organizacji. W marcu 2023 roku odprawił z kwitkiem Ciryla Gane'a, poddając go w pierwszej rundzie, zdobywając wakujący pas wagi ciężkiej. W ostatnich sześciu latach walczył tylko pięć razy, lecz wszyscy interesujący się MMA wiedzą doskonale, że kiedy już się to działo, mogliśmy mówić o prawdziwym wydarzeniu.

Mistrz w cieniu kontrowersji

Jon Jones był przez lata przeciwnikiem z piekła rodem dla każdego, kto stanął naprzeciwko niego w oktagonie. Jaki dorobek zostawia po sobie Jones? Jest najmłodszym mistrzem w historii UFC, po pas sięgnął mając 23 lata. Wygrał 16 walk o tytuł, miał passę 20 zwycięstw z rzędu, królował w dwóch kategoriach wagowych i nigdy nie leżał na deskach.

Patrząc na walki Jona "Bonesa" Jonesa, widzieliśmy przede wszystkim dominację. Łatwo wskazać jednak ten pojedynek, który był dla niego najtrudniejszy. W 2013 roku Alexander Gustafsson postawił poprzeczkę wysoko. Wyglądał bardzo dobrze, sprawił mistrzowi ogromne problemy. Nie dawał się obalić, zadawał groźne ciosy w stójce. Kilka razy oberwał, ale można było odnieść wrażenie, że może dojść do sensacji. Sędziowie przyznali zwycięstwo "Bonesowi", jednak ta decyzja spotkała się z kontrowersjami. Nie może to dziwić, bo wiele razy fani UFC czekali na potknięcie mistrza i dopatrywali się forowania Amerykanina.

REKLAMA

Jedyną oficjalną porażkę poniósł w wyniku decyzji sędziów, którzy dopatrzyli się nieprzepisowych ciosów łokciami, które zadawał Mattowi Hamillowi - wcześniej bezlitośnie rozprawił się z rywalem i mógł skończyć ten pojedynek w inny sposób. Jones przez lata był jednak kimś, nad kim nieustannie wisiały czarne chmury.

Z jednej strony mamy do czynienia z zawodnikiem, który w optymalnej formie nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do swojej klasy. Ma kapitalne warunki fizyczne, z których potrafi robić użytek, dysponuje całym arsenałem technik, na które przeciwnicy nie potrafią odpowiedzieć. Potrafił nokautować, przenosić walkę do parteru i doprowadzać do poddania, walcząc zarówno efektownie, jak i efektywnie. Z drugiej jednak w oktagonie często gra nieczysto, a na swoim koncie ma cały szereg zachowań, które stoją w rażącej sprzeczności ze sportowymi dokonaniami.

Mroczna strona mistrza

W dniu walki z Alexandrem Gustaffsonem media obiegły informacje o tym, że zdołał złapać złodzieja, który próbował okraść auto starszej pary, kiedy ta była zajęta zakupami. Taki gest pokazywał jego lepszą stronę, jednak historia kariery Jonesa to niestety w większości ciemne momenty.

REKLAMA

"Bones" dopuszczał się jazdy pod wpływem, zanotował kilka stłuczek, prowadził też wtedy, kiedy jego prawo jazdy było zawieszone. W jednym z przypadków rozbił swojego Bentleya na przydrożnym słupie, wioząc dwie młode kobiety. W tamtym momencie miał narzeczoną i oraz dwie małe córki, co tylko potwierdzało, że zachłysnął się sławą i bogactwem. Już wtedy widać było sygnały, że wszystko wymyka mu się z rąk. Najgorsze miało jednak nadejść.

W 2015 roku najpierw przyłapano go na zażywaniu kokainy, później uderzył w auto prowadzone przez ciężarną, po czym uciekł z miejsca wypadku (właśnie to było najpoważniejszym zarzutem). Policja znalazła w jego pojeździe marihuanę. Poszkodowanej i jej dziecku nie stało się nic, co zagrażałoby życiu. Jonesowi udało zaś mu się uniknąć więzienia, a wszystko skończyło się dozorem policyjnym, którego warunki złamał kilka miesięcy później.

Parasol UFC

Musiał pogodzić się z odebraniem mu pasa i zawieszeniem, rozpoczął terapię kontroli gniewu, pracował społecznie, odbywał spotkania z młodzieżą, miał nadzór kuratora. Zderzenie z rzeczywistością było brutalne, ale akurat ten człowiek nie mógł narzekać na brak wsparcia tych, którzy w niego wierzyli lub po prostu dbali o to, by mógł walczyć i przyciągać publiczność. Kary, z którymi musiał się mierzyć, były przeważnie łagodne - sława i parasol ochronny UFC stanowiły poważną okoliczność łagodzącą.

Problemy dopingowe doprowadziły do kolejnych zawieszeń. W 2016 roku wybuchła prawdziwa bomba, która wstrząsnęła UFC - kilka dni przed walką USADA ogłosiła, że odkryła w organizmie "Bonesa" klomifen i letrozol. Zawodnik tłumaczył się, że zażył zanieczyszczone suplementy. Do tego doszedł kolejny dopingowy skandal. Tym razem chodziło o turinabol, walkę uznano za nieodbytą. Perspektywa czteroletniego zawieszenia była właściwie równoznaczna z końcem poważnej kariery, but ostatecznie kara został zredukowana do 15 miesięcy.

REKLAMA

Koniec wielkiej ery

Wyglądało na to, że dojdzie do nawrócenia na dobrą drogę. Jones zapewniał o tym, że otrzymał swoją lekcję, jest zdeterminowany, by zmienić swoje życie i wykorzystać swoją szansę na odkupienie. Mówił też, że rozważał zakończenie kariery i odcięcie się od świata wielkich pieniędzy, walk i toksycznych ludzi.

Teraz Jon Jones ogłosił, że po latach walk, kontrowersji i triumfów, czas pożegnać się z oktagonem. Jego spuścizna pozostanie jednoznaczna, ale skomplikowana - z jednej strony to niekwestionowany talent i sukcesy nie do podważenia, z drugiej liczne skandale i problemy. Do tego możemy dorzucić to, co będzie się za nim ciągnąć za każdym razem, gdy będzie podnoszony temat tego, kto jest największym zawodnikiem w historii UFC - pojedynku z Tomem Aspinallem, do którego nigdy nie doszło. Młodszy o pięć lat Brytyjczyk przez długi czas podgryzał rywala, próbując doprowadzić do walki, która da mu sławę i pas. Teraz dostał go bez walki, co z pewnością nie jest dla niego spełnieniem marzeń.

- Od kiedy pierwszy raz wszedłem do oktagonu, chciałem przesuwać granice tego, co jest możliwe w tym sporcie. Zdobycie pasa jako najmłodszy zawodnik w historii, obrona tytułu przeciwko niektórym z najlepszych zawodników świata, dzielenie się tymi momentami z kibicami na całym świecie - to rzeczy, które będę pamiętał na zawsze. Mierzyłem się z byciem na szczycie i trudnymi upadkami, ale każde wyzwanie czegoś mnie nauczyło, jako sportowca i jako osobę. Zamykam ten rozdział życia i czekam na nowe okazje. Dziękuję, że byliście częścią tej podróży - napisał na "X".

Jon Jones nigdy nie narzekał na brak fanów, ale raz za razem wystawiał ich cierpliwość na próbę. Teraz, kończąc karierę, pozostawia po sobie pustkę, którą będzie trudno wypełnić następnym pokoleniom zawodników MMA. UFC traci jedną ze swoich największych gwiazd, a sport MMA żegna się z jednym z najbardziej utalentowanych, ale jednocześnie najbardziej kontrowersyjnych zawodników w swojej historii.

REKLAMA

Czytaj także:

Źródło: PolskieRadio24.pl/ps

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej