Ukraińska modelka wysłała bombę paczkomatem. Zaskakujące ustalenia śledczych
Ukraińska modelka, którą oskarżano o udział w działaniach sabotażowych, spędziła dziesięć miesięcy w polskim areszcie. Dopiero gdański sąd uznał, że była tylko pionkiem w rękach agentów. "Prawdziwy organizator akcji rozsyłania bomb być może pije kawę w Odessie" - pisze Wirtualna Polska.
2025-11-01, 16:53
Ukraińska modelka miała wysłać bombę paczkomatem
Reporter Wirtualnej Polski Tomasz Molga opisał szczegóły śledztwa w sprawie Kristiny S., ukraińskiej modelki, która spędziła w polskim areszcie dziesięć miesięcy. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i prokuratura podejrzewały ją na początku o udział w rosyjskim spisku terrorystycznym - zakładano, że Ukrainka dopuściła się wysłania ładunku wybuchowego paczkomatem - chodziło o tzw. bombę kumulacyjną. Finalnie jednak sąd uznał, że była tylko pionkiem w całej grze. Prawdziwym organizatorem tego rodzaju akcji terrorystycznych okazała się zaś zupełnie inna osoba. To Jurij Kowalenko - czytamy.
Bomba kumulacyjna wykorzystuje eksplozję materiału wybuchowego do stworzenia strumienia energii, poruszającego się z prędkościami rzędu kilkunastu km/s. Energia ta tworzy więc "strumień kumulacyjny", zdolny przebić pancerze i ściany umocnień.
Rosyjski sabotaż w Europie i w Polsce
Do zdarzenia doszło 24 lipca 2024 roku. W całej Europie w tamtym czasie dochodziło do aktów sabotażu, które władze poszczególnych państw europejskich przypisywały działaniu rosyjskich agentur. Tego dnia pracownicy magazynu niedaleko Piotrkowa Trybunalskiego odkryli paczkę z elementami bomby: w markerach ukryto zapalniki, w butelce po płynie chłodniczym - 1,1 litra nitroglikolu, a w powerbanku - układ zasilający. Całość zapakowana była w pudełko po luksusowych butach. Do wiadomości publicznej nie podano, co dokładnie wzbudziło ich niepokój, jednak zawiadomili oni policję.
Na etykiecie przesyłki widniały dane rosyjskiego studenta Igora R. z Sosnowca. Zatrzymany twierdził, że miał odebrać paczkę dla znajomego Emila, rzekomego opozycjonisty, który wyjechał do Rosji. Paczkę nadała Ukrainka Kristina S., mieszkająca w tym czasie w krakowskim hotelu. Modelkę zatrzymano w październiku 2024 roku.
Za wysyłanie bomb odpowiada Jurij Kowalenko
W toku śledztwa młoda kobieta wyznała, że rzeczy do przesyłki otrzymała od Jurija Kowalenki, pseudonim "Diesel" - znajomego z Odessy. Miał poprosić ją o przysługę - przewiezienie kilku "rzeczy dla uchodźców". Kobieta twierdziła, że nie wiedziała, co naprawdę nadaje. Kowalenko, który po inwazji Rosji na Ukrainę nagle się wzbogacił, był według niej powiązany z ukraińskim wywiadem SBU.
Jak wynikało z zeznań Kristiny S., Kowalenko miał umieścić w jej aucie powerbanki i zlecił jej dołączenie go do paczki. Kobieta włożyła przesyłkę w pudełko po butach, które miała otrzymać od swojego partnera z Czech. Następnie nadała paczkę i wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Kiedy ABW znalazła ładunek wybuchowy w paczce, Kristina S. została oskarżona o współudział w sabotażu.
"Jestem zwykłą dziewczyną, nie terrorystką"
Kristina S. podczas przesłuchań utrzymywała, że jest niewinna. - Nie wiem, jak wygląda bomba. Jestem zwykłą dziewczyną, nie terrorystką - miała mówić. Pisała też listy do prokuratury, skarżąc się na warunki w areszcie i prosząc o kontakt z narzeczonym - dowiedział się reporter WP.
Co planowano zniszczyć za pomocą odnalezionej bomby? Śledczy ustalili, że mogła posłużyć do wysadzenia gazociągu lub rurociągu w Sosnowcu - w telefonie Igora R. znaleziono ich zdjęcia. Prokuratura oskarżyła Rosjanina o sprowadzenie niebezpieczeństwa eksplozji, a jego sprawę przekazano do sądu w Gdańsku. Kristina S., która współpracowała ze śledczymi, wskazując Jurija Kowalenkę jako źródło przesyłki, usłyszała łagodniejszy wyrok. Sąd w Gdańsku uznał, że działała nieumyślnie i wymierzył jej grzywnę ponad 18 tysięcy złotych, z czego większość zaliczono na poczet aresztu.
Kowalenko nieuchwytny
Jurij Kowalenko pozostaje nieuchwytny - figuruje na liście Interpolu i jest ścigany przez polską policję. Ukraińskie służby nie wydadzą go, dopóki przebywa na terenie Ukrainy. To właśnie on - zdaniem śledczych - mógł być jednym z organizatorów rosyjskiej siatki sabotażystów w Europie. "Z akt sądowych nie wynika, czy weryfikowano jego przynależność do SBU" - czytamy na łamach WP.
Czytaj także:
- Akcja niemieckich służb. Zatrzymano rosyjskich agentów
- Tajna baza Rosjan 100 km od polskiej granicy. Cicha broń Putina
Źródło: wp.pl/hjzrmb