Co przeoczyły polskie służby? "Być może sytuacja została zbagatelizowana"
Mieszkańcy miejscowości Mika usłyszeli eksplozję w sobotę po godz. 21.00 i zgłosili ten fakt na policję, ale do niedzielnego poranka służby nie znalazły przyczyny wybuchu. - Jest taka możliwość, że po zgłoszeniach policja po prostu obejrzała bliskie części torów i w momencie, gdy zobaczyli, że nie ma uszkodzeń, doszli do wniosku, że być może to był jakiś wybuch petardy - mówił w Polskim Radiu 24 Bartłomiej Wypartowicz.
2025-11-18, 22:00
Najważniejsze w skrócie:
- Służby przekazały, że na torach znajdowały się dwa ładunki wybuchowe, ale jeden z nich nie został zdetonowany
- Gość Polskiego Radia podkreślił, że zwerbowanie do tych działań Ukraińców służy Rosjanom do ataku psychologicznego i dezinformacyjnego
- Zdaniem Wypartowicza w akcji mogło chodzić wyłącznie o sprawdzenie reakcji polskiej administracji
W niedzielny poranek jeden z maszynistów zgłosił awarię torów. Od momentu eksplozji, po uszkodzonym szlaku przejechało najprawdopodobniej kilkanaście pociągów. Szef MSWiA Marcin Kierwiński stwierdził, że mieliśmy bardzo dużo szczęścia w kontekście tego, jak zadziałał ładunek wybuchowy. - Prawdopodobnie mówimy o sytuacji, w której sabotażyści chcieli wysadzić ładunek w trakcie przejazdu jednego z pociągów, na krótko przed jego przejazdem. Gdyby do tego doszło, rzeczywiście skutki mogłyby być nieodwracalne i mogłoby się to skończyć tragedią - tłumaczył Wypartowicz.
Posłuchaj
Celowe działanie czy pomyłka?
Do drugiego aktu dywersji doszło w okolicy miejscowości Gołąb na Puławach. Na torze została zamontowana stalowa obejma, która miała doprowadzić do wykolejenia pociągu, do czego nie doszło dzięki temu, że została ona źle zamontowana. - Dywersanci chcieli po prostu zrobić robotę, opuścić terytorium Polski (...) i są już obecnie na terytorium Białorusi, więc jest szansa, że zrobili to szybko i po łebkach tylko dlatego, żeby nie zostać złapani na terytorium Polski. Z drugiej strony nie wykluczam sytuacji, że częściowo miało właśnie tak być po to, żeby bardziej nas nastraszyć i żebyśmy się bardzo mocno na tym skupili i aby sprawdzić nasze reakcje oraz w jaki sposób działa państwo - podkreślił gość Polskiego Radia.
W pobliżu szlaku, gdzie sprawcy nałożyli stalową obejmę, umieszczono telefon, który miał najprawdopodobniej nagrać i przesłać dalej zapis z całości wydarzenia. Dzięki odnalezieniu sprzętu służby miały dostęp do kart SIM, które umożliwiły im szybkie namierzenie winnych. Zdaniem eksperta, pozostawienie telefonu mogło służyć potwierdzeniu dla mocodawców, że do ataku doszło, a w razie usterki do możliwości wytłumaczenia się przed nimi. - Jest też szansa, że to zostało zrobione celowo, żeby zmylić ślady, chociaż my dzięki tym kartom SIM byliśmy w stanie w jakiś sposób dojść po nitce do kłębka. Natomiast uważam, że wiele rzeczy mogło być zrobione tylko po to, żeby zgubić psy tropiące - podsumował.
- Sikorski w Sejmie o atakach na kolej: to był akt terroru państwowego
- Akty dywersji na kolei. Szłapka: prędzej czy później te osoby uda się zatrzymać
- Rosyjski dron nad Mołdawią i Rumunią. Poderwano myśliwce
Źródło: Polskie Radio 24
Prowadząca: Agata Kowalska
Opracowanie: Dominika Główka