Co przeoczyły polskie służby? "Być może sytuacja została zbagatelizowana"

Mieszkańcy miejscowości Mika usłyszeli eksplozję w sobotę po godz. 21.00 i zgłosili ten fakt na policję, ale do niedzielnego poranka służby nie znalazły przyczyny wybuchu. - Jest taka możliwość, że po zgłoszeniach policja po prostu obejrzała bliskie części torów i w momencie, gdy zobaczyli, że nie ma uszkodzeń, doszli do wniosku, że być może to był jakiś wybuch petardy - mówił w Polskim Radiu 24 Bartłomiej Wypartowicz.

2025-11-18, 22:00

Co przeoczyły polskie służby? "Być może sytuacja została zbagatelizowana"
Okolice stacji kolejowej PKP Mika, gdzie w nocy z 15 na 16 listopada doszlo do uszkodzenia torow w wyniku aktu dywersji.Foto: Wojciech Olkusnik/East News

Najważniejsze w skrócie:

  • Służby przekazały, że na torach znajdowały się dwa ładunki wybuchowe, ale jeden z nich nie został zdetonowany
  • Gość Polskiego Radia podkreślił, że zwerbowanie do tych działań Ukraińców służy Rosjanom do ataku psychologicznego i dezinformacyjnego
  • Zdaniem Wypartowicza w akcji mogło chodzić wyłącznie o sprawdzenie reakcji polskiej administracji

W niedzielny poranek jeden z maszynistów zgłosił awarię torów. Od momentu eksplozji, po uszkodzonym szlaku przejechało najprawdopodobniej kilkanaście pociągów. Szef MSWiA Marcin Kierwiński stwierdził, że mieliśmy bardzo dużo szczęścia w kontekście tego, jak zadziałał ładunek wybuchowy. - Prawdopodobnie mówimy o sytuacji, w której  sabotażyści chcieli wysadzić ładunek w trakcie przejazdu jednego z pociągów, na krótko przed jego przejazdem. Gdyby do tego doszło, rzeczywiście skutki mogłyby być nieodwracalne i mogłoby się to skończyć tragedią - tłumaczył Wypartowicz.

Posłuchaj

Bartłomiej Wypartowicz o sposobach działania dywersantów (Pomówmy o Tym) 21:35
+
Dodaj do playlisty

Celowe działanie czy pomyłka?

Do drugiego aktu dywersji doszło w okolicy miejscowości Gołąb na Puławach. Na torze została zamontowana stalowa obejma, która miała doprowadzić do wykolejenia pociągu, do czego nie doszło dzięki temu, że została ona źle zamontowana. - Dywersanci chcieli po prostu zrobić robotę, opuścić terytorium Polski (...) i są już obecnie na terytorium Białorusi, więc jest szansa, że zrobili to szybko i po łebkach tylko dlatego, żeby nie zostać złapani na terytorium Polski. Z drugiej strony nie wykluczam sytuacji, że częściowo miało właśnie tak być po to, żeby bardziej nas nastraszyć i żebyśmy się bardzo mocno na tym skupili i aby sprawdzić nasze reakcje oraz w jaki sposób działa państwo - podkreślił gość Polskiego Radia.

W pobliżu szlaku, gdzie sprawcy nałożyli stalową obejmę, umieszczono telefon, który miał najprawdopodobniej nagrać i przesłać dalej zapis z całości wydarzenia. Dzięki odnalezieniu sprzętu służby miały dostęp do kart SIM, które umożliwiły im szybkie namierzenie winnych. Zdaniem eksperta, pozostawienie telefonu mogło służyć potwierdzeniu dla mocodawców, że do ataku doszło, a w razie usterki do możliwości wytłumaczenia się przed nimi. - Jest też szansa, że to zostało zrobione celowo, żeby zmylić ślady, chociaż my dzięki tym kartom SIM byliśmy w stanie w jakiś sposób dojść po nitce do kłębka. Natomiast uważam, że wiele rzeczy mogło być zrobione tylko po to, żeby zgubić psy tropiące - podsumował. 

Czytaj także:

Źródło: Polskie Radio 24
Prowadząca: Agata Kowalska
Opracowanie: Dominika Główka

Polecane

Wróć do strony głównej